Złota 44 – symbol luksusu i prestiżu Warszawy okazał się „największą finansowa wpadką” twórców budynku. Budowniczy Orco Property Group stracił przez tę budowę 159 mln euro. Projektant Daniel Libeskind do dziś wstydzi się tańszego niż w jego projekcie wykończenia. Wieżowiec wystawiono na sprzedaż.
– Jest taki, jak nasz londyński One Hyde Park, tyle że przeniesiony w polskie realia – mówił o Złotej 44 Roger Black, światowej klasy specjalista od sprzedaży luksusowych nieruchomości i apartamentów. Prawie jak w Londynie? I w tym wypadku prawie robiło dużą różnicę. Rogera Blacka zaangażowano w zeszłym roku, aby rozruszał niemrawą sprzedaż apartamentów. Miał na nowo przeorganizować wnętrza budynku. Zlecieć zaprojektowanie nowych. Ale się nie udało.
„Luksusowy apartamentowiec Złota 44 został oceniony jesienią zeszłego roku jako najważniejsza finansowa porażka grupy” – to cytat z opublikowanego właśnie sprawozdania finansowego Orco Group. Menedżerowie budowniczego wskazują kilka przyczyn: problemy z finansowaniem budowy, rezygnacja głównego wykonawcy, ale także słaba sprzedaż apartamentów, których ceny należały do najwyższych w Warszawie: od 24-65 tys. złotych za metr kwadratowy. Odpisy spowodowane utratą wartości budynku sięgnęły 159 mln euro. W sumie strata dewelopera działającego na kilku europejskich rynkach sięgnęła 227 mln euro.
Tego było już za wiele. Szefowie Orco zdecydowali o złożeniu oferty sprzedaży niewykończonego budynku spółce OTT Properties związanej z Francuzem Jean Francisem Ottem, byłym prezesem Orco, który rozpoczynał warszawską budowę. Przez wiele lat tylko on wierzył w powodzenie projektu. Czy transakcja dojdzie do skutku?
Mieszkanie w chmurach
Najdroższy apartament w 192 metrowym wieżowcu w szczycie hossy na rynku mieszkaniowym kosztował ponad 30 mln zł. W czasie największej przeceny 15 mln. Zajmuje trzy kondygnacje wieży o łącznej powierzchni 374,3 mkw. Najbardziej spektakularną część stanowi wysoki na sześć metrów, blisko 95-metrowy salon, z którego roztacza się widok na całą Warszawę. – Jedyny taki i najlepszy w Polsce – twierdzą autorzy inwestycji.
Najniższy poziom apartamentu to ogromna powierzchnia użytkowa z sypialniami (największa ma 42 mkw.), łazienkami i garderobami. Dwa kolejne piętra to przestrzeń, w której można przyjmować gości lub oddać się kontemplacji w chmurach. Na szczycie budynku – wyjątkowy taras. Nad wykończeniem tego mieszkania miał czuwać sam Daniel Libeskind – światowej sławy architekt, twórca apartamentowca.
Co było nie tak? Zdecydowały szczegóły. – Lokal nadawał się na coś w rodzaju luksusowej garsoniery, dla kogoś kto bywa w Warszawie i urządza imprezy. Zamieszkać tam? To byłoby niewygodne. Okna się nie otwierają wiec cały dzień człowiek przebywa w 100 procentowej klimatyzacji. Jak w hotelu – recenzuje jeden z potencjalnych kupców, znany biznesmen z Wrocławia.
Nie wszystko złoto...
Fatum towarzyszyło budowie od samego początku. Prace budowlane rozpoczęto w 2008 roku, kiedy nad rynkiem finansowym zbierały się już czarne chmury. Niemal natychmiast roboty oprotestowali mieszkańcy sąsiedniego budynku. Wieża przez cześć dnia przysłaniała im światło słoneczne. Za tę niedogodność liderzy protestu żądali 7 mln odszkodowania, a nawet apartamentów. Wykorzystując kruczki prawne np. brak analiz geologicznych, doprowadzili do cofnięcia zezwolenia na budowę.
Budowa i tak już zamarła. W marcu 2009 roku po wybuchu światowego kryzysu finansowego banki wstrzymały finansowanie projektu. Z budowy wycofało się kilku nieopłaconych wykonawców, a jeden z nich rozebrał dźwigi. Jean Francis-Ott dwoił się i troił, aby zamaskować problemy finansowe spółki. Wtedy po raz pierwszy oferty sprzedaży Złotej 44 wylądowały na biurkach banków, funduszy inwestycyjnych i zamożnych inwestorów prywatnych. Ale chętnych do przejęcia biznesu nie było.
Niedokończony szkielet straszył przez dwa lata, aż w 2011 Orco ponownie zabrało pieniądze na dokończenie wieży. Optymizm trwał do 2012 roku, kiedy położono pierwsze panele elewacji. Zamiast lustrzanej ściany warszawiacy zobaczyli szare płyty w ciemne paski. „Jak Daniel robi dziubek to nie ma ch… we wsi – szydził autor bloga Intelektualne. Róznice pomiędzy świetlanymi wizjami a rzeczywistością raziły nie tylko przechodniów.
Również Marcin Mostafa, architekt i prezes warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich dziwił się, że ostateczny efekt Żagla znacząco różnił się od projektu. – Ocena walorów architektonicznych jest subiektywna, ja osobiście nie rozumiem tego obiektu. Wydawało się, że przy tak wybitnym architekcie, którego mocną stroną jest rzeźba, forma budynku będzie najmocniejszą stroną tego projektu. Widać jednak, że efekt nie został osiągnięty – recenzował w rozmowie z naTemat architekt.
Dziecko bez ojca
– Budynek nadal pozostaje topowym projektem Warszawy. Jest tym, czym miał być. Zmienia skyline stolicy – w ten sposób projektant Daniel Libeskind w rozmowie z naTemat w dyplomatycznym tonie usprawiedliwia mniej atrakcyjny wygląd budynku. Nie pojawił się jednak na uroczystym bankiecie jesienią 2013 roku, będącym również hucznym rozpoczęciem sprzedaży apartamentów.
Wtedy też uruchomiono jedno ze szczytowych pięter na ekskluzywne bankiety i biznesowe gale. Po Zamku Królewskim, Arkadach Kubickiego, Ufficio Primo Jana Kulczyka było to jedno z najdroższych miejsc w Warszawie. I znowu kłopoty. Przez awarię elektryczną bohaterowie jednej z biznesowej gali utknęli na 45 minut w windzie. Inni zawrócili zniecierpliwienia czekaniem pod drzwiami.
Są jednak inwestorzy, którzy świetnie zarobili na budowie Złotej. Na wielkim bankiecie z okazji rozpoczęcia budowy przyjmowano rezerwacje na apartamenty. Zarezerwowano wszystkie lokale. Zanim pękła bańka na rynku nieruchomości odstępne za sprzedaż rezerwacji wynosiło nawet 50 tys. złotych.