Jan Kaźmierczak - oto poseł, który sabotuje uwolnienie naukowców. Co Tusk na to?
Tomasz Machała
01 kwietnia 2014, 13:00·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 01 kwietnia 2014, 13:00
W kulisach Sejmu trwa wielki lobbing rektorów uczelni, by wywrócić ustawę, która uwalnia naukowców. Która ma szansę zwiększyć innowacyjność polskich uczelni. Która rozbija feudalne zasady szkół wyższych i odbiera ich władzom finansowy wpływ na wszystko. Ten lobbing doprowadził właśnie do powstania poprawki do rządowej ustawy. Poprawki, która zmienia wszystko.
Reklama.
Uwłaszczenie naukowców, jak już wielokrotnie pisaliśmy ma spowodować, że badacze będą właścicielami 75% praw majątkowych do swoich odkryć. Będą mogli pójść z nimi na rynek, sprzedać je i wziąć za to pieniądze. Dziś nie mają motywacji, bo albo całość (większość) pieniędzy weźmie uczelnia, albo to uczelnia jest odpowiedzialna za komercjalizację (więc zazwyczaj nie robi nic poza zgłoszeniem patentowym).
Naukowców chce uwolnić rząd Donalda Tuska. Odpowiednia ustawa o deregulacji została przyjęta przez gabinet w grudniu 2013 roku. Czy przyjmie ją Sejm? Rektorzy robią wszystko, by to zablokować.
Znaleźli sojusznika w pośle Platformy Janie Kaźmierczaku. Poseł Kaźmierczak, choć jest posłem rządzącej partii, przygotował poprawkę do ustawy, która ustawę wywraca do góry nogami. Ciekawe co na to władze klubu oraz liderzy Platformy?
Poseł zaproponował, żeby uczelnia miała określony czas na komercjalizację wynalazku, po którym prawo do komercjalizacji przechodzi na naukowca - odkrywcę (musi on poczekać 30 dni po poinformowaniu uczelni). Brzmi to jak propozycja kompromisowa, ale nią nie jest. Dlaczego?
Dlatego, że poseł Kaźmierczak proponuje, by okres oczekiwania był zawieszany na czas postępowania patentowego. Co to oznacza? Że zamiast 7 miesięcy, naukowiec na możliwość komercjalizacji może czekać i 5 lat i 7 miesięcy. Procesy patentowe nie są krótkie w Polsce. Dlatego właśnie propozycja nie jest kompromisowa.
Ale poseł wpisał w swoją poprawkę jeszcze kilka punktów, które sprawiają, że gdyby nawet ktoś bardzo chciał komercjalizować i nawet chciał czekać, to mu się to nie opłaca. Wg poprawki bowiem obowiązek podatkowy w przypadku komercjalizacji przechodzi na naukowca. Studenci i doktoranci są wyłączeni z uwłaszczenia.
Poprawka konserwuje post komunistyczny system, w którym wszyscy naukowcy dostają po równo, nikt nie może się wybić i wszyscy zależą od dobrej woli władz uczelni.
Jak powiedział naTemat jeden z prawników znanej warszawskiej kancelarii "poprawka posła Kaźmierczaka poza kilkoma błędami, prowadzi do całkowitego wypaczenia idei uwłaszczenia". Poza opisanymi wyżej przykładami poseł Kaźmierczak uznał na przykład także, że w przypadku utworzenia spółki, wynalazek dostanie nie prowizję od dochodów firmy z jego wynalazkiem, ale wartość wniesionego do spółki aportu (który może być znacznie zaniżony, poza tym jest to jednorazowa wpłata za udziały, które mają generować dochody, których naukowiec już nie zobaczy).
Dlaczego, skoro jest taki opór przed uwłaszczeniem w czystej postaci (takim jakie jest w Szwecji, lub Włoszech) nie wprowadzić modelu znanego z Danii, Niemiec, Norwegii, Austrii, Finlandii? Tam właścicielem jest naukowiec, a jeżeli w ciągu 2-3 miesięcy uczelnia nie powie "biorę ten wynalazek", to prawa zostają przy naukowcu. Uczelnia mówiąc "biorę to" musi oczywiście zapłacić wynagrodzenie i premię odkrywcy. Dzięki temu sięga tylko po te wynalazki, które naprawdę chcę wysłać na rynek.
Wracając do posła Kaźmierczaka. Jego sejmowy biogram pomaga zrozumieć, dlaczego robi co może, żeby wywrócić uwłaszczenie naukowców. Jest profesorem habilitowanym, nauczycielem akademickim, człowiekiem związanym z naukowym lobby.
Czyli kimś, kto biorąc pod uwagę jego życiorys, nie powinien decydować o innowacyjności w nauce. Bo uczelnie udowodniły, jak są tym marne. Jutro pokażemy "osiągnięcia" innowatorów z Uniwersytetu Jagiellońskiego.