
W tej pierwszej kategorii znalazły się np. kefiry i twarogi Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Piątnicy oraz jogurty Bakomy. W drugiej - m.in. przetwory owocowe firmy Łowicz (Gowin: "to część grupy Agros-Nova, a jej niemal wyłącznym udziałowcem jest jedna z międzynarodowych firm inwestycyjnych") i jogurty Danone.
Rzecznik koncernu Danone Przemysław Pohrybieniuk w oświadczeniu przesłanym do naTemat podkreśla, że pracownicy firmy "nie są zachwyceni tym, co zobaczyli". "Pan poseł Jarosław Gowin w swoim materiale stosuje znaną metodę marketingu politycznego ocierającą się o manipulację - przez przeciwstawienie sobie producentów nabiału o korzeniach polskich, jak i międzynarodowych. Podział taki nie ma sensu w oczach konsumentów. Są tacy, którzy dają towar w dobrej cenie oraz tacy, którzy tego nie robią" – przekonuje.
Więc skąd ten zwrot w stronę 'patriotycznego protekcjonizmu'? Wyobraźmy sobie, że w każdym kraju Unii Europejskiej będą przeprowadzane takie działania, jak sugeruje poseł. Za chwilę zostaniemy z naszą produkcją rolno-spożywczą na własnym rynku, a producenci - nie mogąc eksportować - nasycą nasz rynek. Ceny spadną, a producenci zapytają wtedy pana posła Gowina, jak żyć, gdy nie mogą sprzedać tego, co wyprodukowali.
"Gowin jak doradca handlowy"
Podobne zastrzeżenia do akcji Polski Razem mają ekonomiści. Były wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka mówi naTemat, że dziwi się, iż "polityk występuje w roli doradcy handlowego".
Z gowinowym "życiem po polsku" jest jeszcze inny problem. W przypadku wielu producentów trudno powiedzieć, że coś jest stuprocentowo "polskie" albo "obce". Dobrym przykładem jest tutaj Danone. Koncern (francuskiego pochodzenia) chwali się, że 100 proc. mleka, które wykorzystuje, pochodzi od polskich dostawców. Podobnie, jak owocowe wkłady np. do jogurtów.