Jarosław Gowin nagrał film, na którym radzi, które produkty spożywcze warto kupować, bo pochodzą od polskich producentów. "Uwaga na jogurty. Ponad połowę rynku jogurtów w Polsce zdominowały dwie międzynarodowe firmy: Danone i Zott. Śmiało możecie za to wybierać firmy należące do popularnych Okręgowych Spółdzielni Mleczarskich" – stwierdził. Teraz pierwszy z wymienionych koncernów oskarża polityka o manipulację. "Pan Gowin jasno sugeruje, co kupować, a czego nie, choć nie mówi tego wprost. Jego retoryka jest nieodpowiedzialna, fałszywa i krótkowzroczna" – napisał w oświadczeniu rzecznik Danone.
Opublikowany przez partię Gowina film to część akcji "Żyj po polsku", w ramach której polityk przez miesiąc będzie kupował tylko polskie artykuły spożywcze i zachęcał Polaków, by robili to samo. Na pierwszym nagraniu widać, jak wybiera produkty śniadaniowe. Podkreśla przy tym, które z nich są polskie, a które produkowane przez międzynarodowe firmy.
Jogurt dla Polaka
W tej pierwszej kategorii znalazły się np. kefiry i twarogi Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Piątnicy oraz jogurty Bakomy. W drugiej - m.in. przetwory owocowe firmy Łowicz (Gowin: "to część grupy Agros-Nova, a jej niemal wyłącznym udziałowcem jest jedna z międzynarodowych firm inwestycyjnych") i jogurty Danone.
Już w komentarzach internauci zwrócili uwagę, że dość ryzykowne jest takie klasyfikowanie produktów. Przede wszystkim dlatego, że poseł dość wyraźnie sugeruje, które marki prawdziwy patriota konsumencki powinien omijać.
Rzecznik koncernu Danone Przemysław Pohrybieniuk w oświadczeniu przesłanym do naTemat podkreśla, że pracownicy firmy "nie są zachwyceni tym, co zobaczyli". "Pan poseł Jarosław Gowin w swoim materiale stosuje znaną metodę marketingu politycznego ocierającą się o manipulację - przez przeciwstawienie sobie producentów nabiału o korzeniach polskich, jak i międzynarodowych. Podział taki nie ma sensu w oczach konsumentów. Są tacy, którzy dają towar w dobrej cenie oraz tacy, którzy tego nie robią" – przekonuje.
Jak pisze, do tej pory Gowin był zwolennikiem liberalizmu w gospodarce.
"Gowin jak doradca handlowy"
Podobne zastrzeżenia do akcji Polski Razem mają ekonomiści. Były wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka mówi naTemat, że dziwi się, iż "polityk występuje w roli doradcy handlowego".
– Widocznie uznał, że może to przynieść jakieś korzyści polityczne. W każdym razie w sytuacji, w której 40 proc. polskiego PKB jest eksportowane na rynki zagraniczne, byłoby bardzo szkodliwe dla polskich przedsiębiorców, gdyby w krajach, do których eksportujemy, znaleźli się politycy tacy jak Gowin. Co by było, gdyby np. w Wielkiej Brytanii namawiano, by nie kupować polskich produktów? – pyta.
Według niego można byłoby zniechęcać do kupna danych produktów, gdyby były niskiej jakości. Ale Gowin używa jedynie argumentu narodowościowego. – To jest próba zagrania na patriotyzmie. Tylko że, jeśli zależy nam, by polskie firmy produkowały towar lepszej jakości niż inni, to środkiem do osiągnięcia tego celu jest konkurencja – ocenia prof. Gomułka.
Produkt trochę polski
Z gowinowym "życiem po polsku" jest jeszcze inny problem. W przypadku wielu producentów trudno powiedzieć, że coś jest stuprocentowo "polskie" albo "obce". Dobrym przykładem jest tutaj Danone. Koncern (francuskiego pochodzenia) chwali się, że 100 proc. mleka, które wykorzystuje, pochodzi od polskich dostawców. Podobnie, jak owocowe wkłady np. do jogurtów.
"Z dwóch fabryk Danone'a eksportujemy produkty made in Poland do 28 krajów w Europie i poza nią. Dajemy zatrudnienie 1200 osobom bezpośrednio i tysiącom pośrednio jako podwykonawcom. Pracujemy partnersko z rolnikami z 356 polskich gospodarstw (kupiliśmy od nich w 2013 roku ponad 183 mln litrów mleka). Ponad 85% surowców, opakowań i wkładów owocowych pochodzi z firm działających na terenie Polski. Działania pana posła Gowina mogą uderzyć we wszystkich tych ludzi, którzy współtworzą nasze produkty" – dowodzi rzecznik firmy.
Z kolei wymieniony przez Gowina Zott (niemieckie pochodzenie) zatrudnia w Polsce ponad 600 osób. i 20 proc. mleka ma od tutejszych rolników.
– Dla zagranicznego koncernu często pracują Polacy, wykorzystywane są polskie składniki i receptura także jest polska. Dlatego trzeba uważać z takim prostym dzieleniem produktów na nasze i obce – podkreśla w rozmowie z naTemat Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
Jak mówi, generalnie warto wspierać polskie produkty i budować patriotyzm konsumpcyjny, ale nie w taki sposób. – Podobne akcje są potrzebne, ale niech one będą pozytywne, a nie negatywne. Promujmy nasze zamiast wskazywać, po które artykuły lepiej nie sięgać – podsumowuje.
Więc skąd ten zwrot w stronę 'patriotycznego protekcjonizmu'? Wyobraźmy sobie, że w każdym kraju Unii Europejskiej będą przeprowadzane takie działania, jak sugeruje poseł. Za chwilę zostaniemy z naszą produkcją rolno-spożywczą na własnym rynku, a producenci - nie mogąc eksportować - nasycą nasz rynek. Ceny spadną, a producenci zapytają wtedy pana posła Gowina, jak żyć, gdy nie mogą sprzedać tego, co wyprodukowali.