Reżyser się tłumaczy
Ta niebanalna fabuła ma szansę wypaść naprawdę dobrze w rękach Xawerego Żuławskiego, twórcy rzemieślniczo świetnej i formalnie nowoczesnej “Wojny polsko–ruskiej” według prozy Doroty Masłowskiej i kilku produkcji telewizyjnych. – Mnie najbardziej fascynuje robienie rzeczy, których jeszcze nie widziałem – deklaruje reżyser w materiałach promujących serial. Co ciekawe jednak, ma potrzebę “wytłumaczenia się” ze swojego zaangażowania w “Krew z krwi”: – Praca nad tą produkcją była bardzo wymagająca. Zdjęcia do wszystkich odcinków nakręciliśmy w niespełna trzy miesiące, a
każdą scenę opowiadaliśmy jak w fabule. To nie była praca typowo serialowa, zdecydowałem się na współprace z Tomkiem Naumiukiem, który spełnił rolę w 100%, wnosząc do serialu prawdziwie fabularne zdjęcia – podkreślał Żuławski, a nam nie umknęło aż dwukrotne w tak krótkim fragmencie (być może stanowiącym część większej rozmowy) odwołanie do filmu fabularnego. Podczas gdy młody reżyser o obiecującym talencie czuje jeszcze potrzebę usprawiedliwienia swojego udziału w produkcji serialowej, pracująca dużo w Stanach
Agnieszka Holland już nie musi niczego tłumaczyć.
Pilot serialu “Treme” jej autorstwa nominowany był do Emmy (serialowego Oscara) w kategorii “Wyróżniająca się reżyseria w serialu dramatycznym”, a z tą samą ekipą twórców Holland pracowała też przy trzech odcinkach najlepszego,
zdaniem wielu, serialu wszechczasów –
“Prawa ulicy” (The Wire). Reżyserując za granicą, dostrzegła możliwości, jakie niesie praca dla telewizji: – Zrobienie niezależnego filmu fabularnego jest dziś drogą przez mękę. Serial powstaje zaś szybko, z dużą "energią kreacyjną", i od razu trafia do widza – mówiła w
wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” w maju ubiegłego roku. Miała już wtedy na koncie sukces tworzonego w kraju wraz z siostrą Magdaleną Łazarkiewicz, córką Kasią Adamik i Borysem Lankoszem serialu
“Ekipa” z gatunku political fiction. – W Polsce seriali jest bardzo mało, dobrych jeszcze mniej; to, co się nazywa serialem, to na ogół telenowele – dodawała reżyserka. Dlatego nad Wisłą jest jeszcze dużo do zrobienia.
Serialowi dziennikarze nie mają lekko
Janda spotyka Radziwiłłowicza
Tę lukę zasypują powoli produkcje w rodzaju “Krwi z krwi” czy
“Bez tajemnic” – serialu w reżyserii
Anny Kazejak (“Skrzydlate świnie”, “Oda do radości”) i
Jacka Borcucha (“Tulipany”, “Wszystko, co kocham”), opartego na izraelskim formacie. Ta pierwsza w Polsce produkcja HBO wykorzystywała patent z oryginalnego “Be’Tipul”, spopularyzowany przez amerykańską wersję HBO pt. “In Treatment”, polegający na przedstawieniu w każdym odcinku fragmentu historii jednego z czterech pacjentów zmęczonego życiem psychoterapeuty Andrzeja (Jerzy Radziwiłłowicz). Piątym wątkiem były spotkania terapeuty z jego superwizorką. Te odcinki stanowiły szczególnie efektowne mrugnięcie oka do wielbicieli polskiej klasyki, gdyż w roli Beaty Lewickiej, nadzorującej stan ducha Andrzeja, Borcuch i Kazejak obsadzili Krystynę Jandę, partnerkę Radziwiłłowicza z “Człowieka z marmuru” i “Człowieka z żelaza”. Ich spotkanie w serialu, spowodowane malejącym poczuciem sensu u Andrzeja, też następowało po wielu latach – zupełnie jak ponowny występ obojga aktorów na jednej scenie (ostatnio w filmie spotkali się na planie “Życia jako śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową” Krzysztofa Zanussiego). Wspominam o tym przede wszystkim dlatego, że to doskonały dowód na to, że także powstające na zagranicznej licencji seriale można z powodzeniem
nasycić lokalną treścią i odniesieniami. To, co dobrze udało się już kiedyś w
“Kasi i Tomku” Jerzemu Bogajewiczowi – który nota bene zjadł zęby reżyserując w Hollywood jako Yurek Bogayevicz – może udać się też serialowi niekomediowemu.