
Xawery Żuławski, Agnieszka Holland, Kasia Adamik, Jacek Borcuch. W Stanach – Martin Scorsese, Mike Nichols, Bryan Singer czy Mario Van Peebles. To nie grono laureatów prestiżowej nagrody; to nazwiska uznanych reżyserów, którzy zaprzęgli swoje talenty w służbę telewizji. Jutro rusza “Krew z krwi” – pierwszy pełnowymiarowy serial Xawerego Żuławskiego, a my zastanawiamy się, co znani twórcy widzą w pracy w TV.
REKLAMA
Zawód reżysera seriali telewizyjnych jeszcze do niedawna uchodził za mniej wartościowy niż praca twórcy filmów kinowych. Mniejsze budżety, słabsi aktorzy i mniej wymagająca widownia sprawiały, że dopiero na srebrnym ekranie można było rozpostrzec skrzydła artystycznej kreacji. Tymczasem wraz z pojawieniem się coraz ambitniejszych propozycji serialowych – zwłaszcza za oceanem – grono wielbicieli seriali poszerza się także i o tych, którzy normalnie na filmie np. Brada Andersona (“Mechanik”, ale i odcinki “Zakazanego imperium” czy “Prawa ulicy”) wylądowaliby w kinie. W efekcie, reżyserowanie dla telewizji przestaje być tylko intratnym, bo stałym źródłem dochodów, stając się zadaniem równie wymagającym, co tworzenie dla kina.
Serial z Dorocińskim doceniony w Monte Carlo
Serial z Dorocińskim doceniony w Monte Carlo
Osuwanie się w zło
Intryga “Krwi z krwi” w reżyserii Xawerego Żuławskiego, które od jutra będziemy mogli oglądać w Canal+, brzmi trochę tak, jakby główną bohaterką i szefową “Rodziny Soprano” nagle została Carmela, żona Tony'ego Soprano. Tutaj bowiem, w rodzimych realiach, następuje właśnie nieoczekiwana zamiana miejsc. Carmen Rota–Majewska (Agata Kulesza), żona trójmiejskiego gangstera, po jego nagłej śmierci nie tylko decyduje się nie obciążać zeznaniami rodziny i krewnych, ale wybiera najbardziej radykalną drogę: wstępuje w ślady zmarłego męża. – Osoba, którą faktycznie można by postrzegać jako ofiarę fatalnego splotu zdarzeń, nagle zaczyna dokonywać rzeczy podłych, okropnych – mówi o swojej bohaterce Agata Kulesza w rozmowie z Joanną Derkaczew (“Magazyn filmowy”, nr 1/2012). – Strach, miłość i instynkt powodują, że nieświadomie przechodzi na stronę zła. Moment, gdy to sobie uświadamia, jest dla mnie o wiele mocniejszy niż wszelkie sceny sensacyjne w tym serialu – dowodzi odtwórczyni roli Carmen. Najciekawsze w tym pomyśle może być właśnie powolne osuwanie się bohaterki w zło, spotkanie twarzą w twarz z realiami, które zapewniły rodzinie Majewskich dobrobyt i luksusy.
Intryga “Krwi z krwi” w reżyserii Xawerego Żuławskiego, które od jutra będziemy mogli oglądać w Canal+, brzmi trochę tak, jakby główną bohaterką i szefową “Rodziny Soprano” nagle została Carmela, żona Tony'ego Soprano. Tutaj bowiem, w rodzimych realiach, następuje właśnie nieoczekiwana zamiana miejsc. Carmen Rota–Majewska (Agata Kulesza), żona trójmiejskiego gangstera, po jego nagłej śmierci nie tylko decyduje się nie obciążać zeznaniami rodziny i krewnych, ale wybiera najbardziej radykalną drogę: wstępuje w ślady zmarłego męża. – Osoba, którą faktycznie można by postrzegać jako ofiarę fatalnego splotu zdarzeń, nagle zaczyna dokonywać rzeczy podłych, okropnych – mówi o swojej bohaterce Agata Kulesza w rozmowie z Joanną Derkaczew (“Magazyn filmowy”, nr 1/2012). – Strach, miłość i instynkt powodują, że nieświadomie przechodzi na stronę zła. Moment, gdy to sobie uświadamia, jest dla mnie o wiele mocniejszy niż wszelkie sceny sensacyjne w tym serialu – dowodzi odtwórczyni roli Carmen. Najciekawsze w tym pomyśle może być właśnie powolne osuwanie się bohaterki w zło, spotkanie twarzą w twarz z realiami, które zapewniły rodzinie Majewskich dobrobyt i luksusy.
Reżyser się tłumaczy
Ta niebanalna fabuła ma szansę wypaść naprawdę dobrze w rękach Xawerego Żuławskiego, twórcy rzemieślniczo świetnej i formalnie nowoczesnej “Wojny polsko–ruskiej” według prozy Doroty Masłowskiej i kilku produkcji telewizyjnych. – Mnie najbardziej fascynuje robienie rzeczy, których jeszcze nie widziałem – deklaruje reżyser w materiałach promujących serial. Co ciekawe jednak, ma potrzebę “wytłumaczenia się” ze swojego zaangażowania w “Krew z krwi”: – Praca nad tą produkcją była bardzo wymagająca. Zdjęcia do wszystkich odcinków nakręciliśmy w niespełna trzy miesiące, a każdą scenę opowiadaliśmy jak w fabule. To nie była praca typowo serialowa, zdecydowałem się na współprace z Tomkiem Naumiukiem, który spełnił rolę w 100%, wnosząc do serialu prawdziwie fabularne zdjęcia – podkreślał Żuławski, a nam nie umknęło aż dwukrotne w tak krótkim fragmencie (być może stanowiącym część większej rozmowy) odwołanie do filmu fabularnego. Podczas gdy młody reżyser o obiecującym talencie czuje jeszcze potrzebę usprawiedliwienia swojego udziału w produkcji serialowej, pracująca dużo w Stanach Agnieszka Holland już nie musi niczego tłumaczyć. Pilot serialu “Treme” jej autorstwa nominowany był do Emmy (serialowego Oscara) w kategorii “Wyróżniająca się reżyseria w serialu dramatycznym”, a z tą samą ekipą twórców Holland pracowała też przy trzech odcinkach najlepszego, zdaniem wielu, serialu wszechczasów – “Prawa ulicy” (The Wire). Reżyserując za granicą, dostrzegła możliwości, jakie niesie praca dla telewizji: – Zrobienie niezależnego filmu fabularnego jest dziś drogą przez mękę. Serial powstaje zaś szybko, z dużą "energią kreacyjną", i od razu trafia do widza – mówiła w wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” w maju ubiegłego roku. Miała już wtedy na koncie sukces tworzonego w kraju wraz z siostrą Magdaleną Łazarkiewicz, córką Kasią Adamik i Borysem Lankoszem serialu “Ekipa” z gatunku political fiction. – W Polsce seriali jest bardzo mało, dobrych jeszcze mniej; to, co się nazywa serialem, to na ogół telenowele – dodawała reżyserka. Dlatego nad Wisłą jest jeszcze dużo do zrobienia.
Serialowi dziennikarze nie mają lekko
Janda spotyka Radziwiłłowicza
Tę lukę zasypują powoli produkcje w rodzaju “Krwi z krwi” czy “Bez tajemnic” – serialu w reżyserii Anny Kazejak (“Skrzydlate świnie”, “Oda do radości”) i Jacka Borcucha (“Tulipany”, “Wszystko, co kocham”), opartego na izraelskim formacie. Ta pierwsza w Polsce produkcja HBO wykorzystywała patent z oryginalnego “Be’Tipul”, spopularyzowany przez amerykańską wersję HBO pt. “In Treatment”, polegający na przedstawieniu w każdym odcinku fragmentu historii jednego z czterech pacjentów zmęczonego życiem psychoterapeuty Andrzeja (Jerzy Radziwiłłowicz). Piątym wątkiem były spotkania terapeuty z jego superwizorką. Te odcinki stanowiły szczególnie efektowne mrugnięcie oka do wielbicieli polskiej klasyki, gdyż w roli Beaty Lewickiej, nadzorującej stan ducha Andrzeja, Borcuch i Kazejak obsadzili Krystynę Jandę, partnerkę Radziwiłłowicza z “Człowieka z marmuru” i “Człowieka z żelaza”. Ich spotkanie w serialu, spowodowane malejącym poczuciem sensu u Andrzeja, też następowało po wielu latach – zupełnie jak ponowny występ obojga aktorów na jednej scenie (ostatnio w filmie spotkali się na planie “Życia jako śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową” Krzysztofa Zanussiego). Wspominam o tym przede wszystkim dlatego, że to doskonały dowód na to, że także powstające na zagranicznej licencji seriale można z powodzeniem nasycić lokalną treścią i odniesieniami. To, co dobrze udało się już kiedyś w “Kasi i Tomku” Jerzemu Bogajewiczowi – który nota bene zjadł zęby reżyserując w Hollywood jako Yurek Bogayevicz – może udać się też serialowi niekomediowemu.
Ta niebanalna fabuła ma szansę wypaść naprawdę dobrze w rękach Xawerego Żuławskiego, twórcy rzemieślniczo świetnej i formalnie nowoczesnej “Wojny polsko–ruskiej” według prozy Doroty Masłowskiej i kilku produkcji telewizyjnych. – Mnie najbardziej fascynuje robienie rzeczy, których jeszcze nie widziałem – deklaruje reżyser w materiałach promujących serial. Co ciekawe jednak, ma potrzebę “wytłumaczenia się” ze swojego zaangażowania w “Krew z krwi”: – Praca nad tą produkcją była bardzo wymagająca. Zdjęcia do wszystkich odcinków nakręciliśmy w niespełna trzy miesiące, a każdą scenę opowiadaliśmy jak w fabule. To nie była praca typowo serialowa, zdecydowałem się na współprace z Tomkiem Naumiukiem, który spełnił rolę w 100%, wnosząc do serialu prawdziwie fabularne zdjęcia – podkreślał Żuławski, a nam nie umknęło aż dwukrotne w tak krótkim fragmencie (być może stanowiącym część większej rozmowy) odwołanie do filmu fabularnego. Podczas gdy młody reżyser o obiecującym talencie czuje jeszcze potrzebę usprawiedliwienia swojego udziału w produkcji serialowej, pracująca dużo w Stanach Agnieszka Holland już nie musi niczego tłumaczyć. Pilot serialu “Treme” jej autorstwa nominowany był do Emmy (serialowego Oscara) w kategorii “Wyróżniająca się reżyseria w serialu dramatycznym”, a z tą samą ekipą twórców Holland pracowała też przy trzech odcinkach najlepszego, zdaniem wielu, serialu wszechczasów – “Prawa ulicy” (The Wire). Reżyserując za granicą, dostrzegła możliwości, jakie niesie praca dla telewizji: – Zrobienie niezależnego filmu fabularnego jest dziś drogą przez mękę. Serial powstaje zaś szybko, z dużą "energią kreacyjną", i od razu trafia do widza – mówiła w wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” w maju ubiegłego roku. Miała już wtedy na koncie sukces tworzonego w kraju wraz z siostrą Magdaleną Łazarkiewicz, córką Kasią Adamik i Borysem Lankoszem serialu “Ekipa” z gatunku political fiction. – W Polsce seriali jest bardzo mało, dobrych jeszcze mniej; to, co się nazywa serialem, to na ogół telenowele – dodawała reżyserka. Dlatego nad Wisłą jest jeszcze dużo do zrobienia.
Serialowi dziennikarze nie mają lekko
Janda spotyka Radziwiłłowicza
Tę lukę zasypują powoli produkcje w rodzaju “Krwi z krwi” czy “Bez tajemnic” – serialu w reżyserii Anny Kazejak (“Skrzydlate świnie”, “Oda do radości”) i Jacka Borcucha (“Tulipany”, “Wszystko, co kocham”), opartego na izraelskim formacie. Ta pierwsza w Polsce produkcja HBO wykorzystywała patent z oryginalnego “Be’Tipul”, spopularyzowany przez amerykańską wersję HBO pt. “In Treatment”, polegający na przedstawieniu w każdym odcinku fragmentu historii jednego z czterech pacjentów zmęczonego życiem psychoterapeuty Andrzeja (Jerzy Radziwiłłowicz). Piątym wątkiem były spotkania terapeuty z jego superwizorką. Te odcinki stanowiły szczególnie efektowne mrugnięcie oka do wielbicieli polskiej klasyki, gdyż w roli Beaty Lewickiej, nadzorującej stan ducha Andrzeja, Borcuch i Kazejak obsadzili Krystynę Jandę, partnerkę Radziwiłłowicza z “Człowieka z marmuru” i “Człowieka z żelaza”. Ich spotkanie w serialu, spowodowane malejącym poczuciem sensu u Andrzeja, też następowało po wielu latach – zupełnie jak ponowny występ obojga aktorów na jednej scenie (ostatnio w filmie spotkali się na planie “Życia jako śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową” Krzysztofa Zanussiego). Wspominam o tym przede wszystkim dlatego, że to doskonały dowód na to, że także powstające na zagranicznej licencji seriale można z powodzeniem nasycić lokalną treścią i odniesieniami. To, co dobrze udało się już kiedyś w “Kasi i Tomku” Jerzemu Bogajewiczowi – który nota bene zjadł zęby reżyserując w Hollywood jako Yurek Bogayevicz – może udać się też serialowi niekomediowemu.
Wróżąc spory sukces “Krwi z krwi”, na który oprócz “fabularnych zdjęć”, utalentowanego reżysera i świetnej obsady (obok Kuleszy wystąpią też Łukasz Simlat, Mariusz Bonaszewski, Iza Kuna czy Małgorzata Buczkowska) pracować będzie także dobra historia, należy podkreślić, że magnetyczne przyciąganie małego ekranu dziwi coraz mniej. Kiedy telewizyjni włodarze zaczęli dostrzegać, jak wiele zdziałać może doinwestowany, świetnie napisany i zagrany serial, fundusze na produkcję kolejnych hitów dosłownie się posypały. Amerykańskie stacje AMC, HBO i Showtime czy brytyjska BBC tworzą właściwie rozciągnięte do kilku sezonów, czyli dziesiątek godzin projekcji, wielkie fabuły. Często mają bardziej rozbudowane scenariusze, bardziej dopracowane postaci, lepsze scenografie, kostiumy i efekty niż niejeden średniobudżetowy film. Dlatego przyklaskujemy pisarzowi Jackowi Dukajowi, który w wybitnym eseju o serialach jako współczesnych moralitetach pisze w “Magazynie filmowym” tak: “Dwugodzinna narracja pełnometrażowego filmu kinowego rzadko już potrafi przemówić w ten sposób do współczesnego widza. On z góry dostrzega finał każdej mieszczącej się w niej kombinacji fabularnej; zazwyczaj rozwiązuje równanie dramaturgiczne już po pierwszym kwadransie filmu. [...] Filmowcy prześcigają się w komplikowaniu i wywracaniu na nice znanych schematów, w zawijaniu intryg i suspensów w zaskakujące supły i moebiusy – ale im bardziej taki film istotnie zaskakuje, tym dalej odbiega od prawdy życiowej. [...] A dopiero w opowieści wystarczająco rozbudowanej i wyzwolonej ze ścisłego algorytmu intrygi widz gubi się w nurcie życia tak samo jak bohaterowie; traci z oczu plan fabuły rozciągniętej na dziesiątki godzin. [...] Serial telewizyjny oferuje wyjątkową szansę postawienia widza w tej samej sytuacji życiowej konfuzji, w jakiej znajduje się sam bohater moralitetu – szansę uwolnienia jego wyborów z banału etycznych oczywistości” (“Magazyn Filmowy” nr 1/2012).
