– Przechodząc na pewien zaawansowany poziom treningu, każdy dobrze wie już, w jaki sposób powinien dobierać sobie wartości odżywcze. U nas nie trzeba się nad tym długo głowić, by zaraz po treningu zjeść w pełnej zgodzie z założeniami dietetycznymi – mówi w rozmowie z naTemat Kuba Duszewski, właściciel gdańskiego "House of Protein". Pierwszego w Polsce lokalu dla osób, które trenują i dbają o zdrowie.
Jak wpadł Pan na pomysł, by stworzyć pierwszy w Polsce "bar kulturystyczny"? Brzmi równie przyciągająco, co szalenie z biznesowego punktu widzenia.
Kuba Duszewski, właściciel "House of Protein": Dlaczego szalenie? Mam nadzieję, że ludzie przekonają się do tego miejsca. Wierzę w to przede wszystkim dlatego, że pomysł, by stworzyć "House of Protein" wziął się po prostu z zapotrzebowania na takie jedzenie i taki lokal.
Bo po wyjściu z siłowni sam był Pan głodny?
Dokładnie! Bardzo ciężko było mnie i moim znajomym znaleźć miejsce, w którym szybko można byłoby zjeść coś odpowiedniego dla trenujących ludzi. Codzienne gotowanie samemu sobie może być fajne, ale bywa czasochłonne. A w zasadzie w Polsce wciąż byliśmy skazani na gotowanie w domu, by trzymać się zaleceń dietetycznych dla trenujących na siłowni.
Gdzieś tam w powszechnej świadomości utarło się, że kiedy na poważnie trenuje się na siłowni, trzeba jeść tłuste steki niczym Robert Burneika.
Tłuste jedzenie niekoniecznie jest dobre. Jednak steaki same w sobie, czemu nie?! W Polsce mamy z nimi tylko taki problem, że wołowina jest obecnie bardzo droga i często o wiele gorszej jakości niż w Stanach Zjednoczonych. To one są ojczyzną steaków, a ci którzy jedząc je chcą brać przykład z Roberta Burneiki powinni pamiętać, że on na co dzień mieszka w Las Vegas.
U nas tak treściwie nie da się zjeść po ciężkim treningu?
Sądzę, że w "House of Protein" wkrótce wprowadzimy wreszcie do menu także steaki. Wątpię jednak, by okazały się tak popularne, jak na przykład łosoś z ryżem.
To łosoś cieszy się największą popularnością?
Najpopularniejsza jest jednak nasza tortilla, w której podajemy 150 gram piersi z kurczaka. Najważniejsze jest natomiast to, że robimy ją od początku do końca sami. Placki tortilli wyrabiamy ze specjalnej mieszaniny mąk żytnich. Sos również jest jak najbardziej naturalny i zdrowy, bo bazuje na jogurcie. Poza tym ważne jest też, by takie danie miało dużo warzyw.
Wybierają to głównie mężczyźni czy kobiety?
Trudno powiedzieć tak dokładnie. W ciągu tych kilku miesięcy od otwarcia "House of Protein" możemy tymczasem oceniać, że w ogóle około 70 proc. wszystkich naszych klientów to mężczyźni. Pań bywa mniej, ale przychodzą coraz częściej.
Wbrew pozorom nie tylko dla dbających o linię kobiet ważne jest, by wiedzieć jaką wartość kaloryczną, ilość białka, węglowodanów i tłuszczy ma serwowane jedzenie. Jesteście chyba jedynym lokalem, w którym te informacje są mocno wyszczególnione w menu. Dlaczego to tak ważne dla ludzi, którzy trenują i dają o zdrowie?
To bardzo ważne, dla każdego, kto chce uprawiać sporty siłowe w prawidłowy sposób. Przechodząc na pewien zaawansowany poziom treningu, każdy więc bardzo dobrze wie już, w jaki sposób powinien dobierać sobie te wszystkie wartości odżywcze. U nas nie trzeba się nad tym długo głowić, by zaraz po treningu zjeść w pełnej zgodzie z założeniami dietetycznymi, których przy ćwiczeniach nasi klienci powinni się trzymać.
W waszej ofercie brakuje słodyczy, jakiegokolwiek deseru.
Już niedługo będą! Myślę, że mogą pojawić się jeszcze w tym tygodniu. Właśnie skończyliśmy opracowywać sernik, który będziemy wypiekać zupełnie bez użycia cukru. Dzięki temu, że pieczemy go z chudego twarogu, będzie cechował się porządną dawką białka. Dla trenujących wspaniała rzecz, zapewniam. Mamy też jeszcze kilka innych pomysłów na zdrowe desery.
Na kim się wzorujecie? W Polsce naprawdę próżno szukać podobnych miejsc.
Właściwie na nikim. Pomysł na stworzenie "House of Protein" przyszedł po prostu z głowy. Podobne knajpy dopiero powstają też w USA, czy zachodniej Europie. Trafiliśmy więc w taki moment, że te trendy się ze sobą zbiegają. Stawiamy jednak wciąż na kolejne własne pomysły, zamiast prostą inspirację z zagranicy.
Wasze jedzenie jest tylko dla tych, którzy ciężko trenują, czy mogą tu wpadać także głodni ludzie ze sportem nie mający wiele wspólnego?
Oczywiście, że mogą. Te dania dużo nie różnią się od tego, co podaje się w innych knajpkach. Naszą przewagą jest jedynie to, że tak zbilansowane jedzenie ma pozytywny wpływ na zdrowie i wspomaga trening. Nie znaczy to, że zaszkodzi komuś, kto nie trenuje. Wręcz przeciwnie. Ten nasz hit, czyli łosoś z ryżem smakuje każdemu. To nie jest jedzenie tylko dla sportowców.
W czym tkwi jego siła?
W większości knajp jedzenie jednak jest przetworzone. Mniej lub bardziej. My z uporem stawiamy na to, by wszystko było "czyste". Nie stosujemy niepotrzebnych dodatków podczas gotowania, a nawet cukrów. Na pewno można tu zjeść mając pewność, że nie korzystaliśmy z jakichś niepotrzebnych chemicznych dodatków smakowych, których nie brakuje w daniach podawanych w innych miejscach. Szczególnie dużo dodaje się tego do zup, a u nas gotujemy je w pełni naturalnie.
Wizyta w "House of Protein" może stać się zachętą do treningu dla tych, którzy dotąd stronili od sportu?
Sądzę, że tak. Ze względu na to, iż oni mogą tu na własne oczy zobaczyć, że dbanie o sylwetkę nie zmusza do monotonii i wielkich wyrzeczeń w jadłospisie. W powszechnym mniemaniu to kojarzy się bowiem tylko z jakimś odrzucającym jedzeniem, takim osławionym suchym kurczakiem. My tymczasem robimy to zupełnie inaczej i udowadniamy, że trenując nie trzeba mieć nudy na talerzu.