Najpierw Osetia, Abchazja, Krym, a teraz wschodnia Ukraina? Obecność rosyjskiej mniejszości już nie raz dawała Putinowi pretekst, by wtrącać się w sprawy sąsiednich państw. Ale zgodnie z tą logiką Kreml może naciskać na wiele innych krajów: od Finlandii po Mołdawię i Kazachstan.
Aleksandr "Chirurg" Załdostanow to ktoś więcej, niż tylko szef największego rosyjskiego klubu motocyklowego "Nocne Wilki”, skupiającego patriotycznie nastawionych fanów dwóch kółek. "Chirurg" to także osobisty przyjaciel Władimira Putina, od lat blisko z nim współpracujący w głoszeniu rosyjskiej narodowej dumy.
Ale motocyklowy gang “Chirurga” nie ogranicza się tylko do werbalnego wsparcia dla rosyjskiej racji stanu: portal TVN 24 donosił przed miesiącem (jeszcze przed rosyjską aneksją Krymu), że jego członkowie przewozili zapasy dla rosyjskiego wojska, a nawet wybrali się do (wciąż jeszcze) ukraińskiego Sewastopola, by rozpędzić tam lokalną manifestację poparcia dla Majdanu.
W dniach, kiedy w miastach wschodniej Ukrainy coraz wyżej podnoszą głowy wspierani przez Rosję separatyści, a cały świat zastanawia się, czy Putin powtórzy w tym rejonie krymski scenariusz, warto zwrócić uwagę na słowa Załdostanowa, które cytuje “Kyiv Post”.
– Krym to tylko początek. Na naszych motorach pojedziemy do Kijowa – miał powiedzieć Załdostanow. Czy to tylko czcze przechwałki? A może jednak coś więcej? Czy skłonni do nieoficjalnych zagranicznych “wycieczek” motocykliści (a w ślad za nimi rosyjskie wojsko) zechcą pojechać także do innych miast i krajów?
W końcu rosyjska mniejszość mieszka w wielu innych państwach. Choć dziś wydaje się, że to tylko scenariusz science fiction, wielu mieszkańców krajów Bałtyckich jest nie na żarty zaniepokojonych. A Finlandia uznaje "Nocne Wilki” za organizację przestępczą…
Kraje Bałtyckie
– Zastanawiam się, co bym zrobiła, gdybym któregoś dnia obudziła się w kraju pełnym powiewających rosyjskich flag – mówiła dziennikarzowi Reutersa Katrina Purina, która protestowała w stolicy Łotwy Rydze przeciw rosyjskiej interwencji na Ukrainie.
Jak wynika z informacji agencji, podobne nastroje nie są w tym kraju, a także na Litwie i Estonii, odosobnione. I nie powinno to dziwić: w tych krajach mieszka łącznie ponad 1 milion Rosjan, którzy nie zawsze są pozytywnie nastawieni do lokalnych władz i z tęsknotą spoglądają w stronę swojej ojczyzny.
W Rydze połowa mieszkańców to etniczni Rosjanie. W całym kraju stanowią zaś prawie 28 proc. obywateli. Z kolei w Wilnie Rosjanie to ok. 15 proc. populacji, w Kłajpedzie – 28 proc. Jeszcze większą grupę tworzą w estońskim Tallinie, gdzie prawie połowa mieszkańców uważa rosyjski za swój język ojczysty. Ale w krajach Bałtyckich jest też wiele miast, gdzie Rosjanie są większością. I jak tu dziwić się Litwinom, Łotyszom i Estończykom, że niepokoi ich to, co dzieje się na Ukrainie?
Od Kazachstanu po Finlandię
Ale trzeba pamiętać, że Krym nie był wcale pierwszy: argument o rosyjskiej mniejszości był dla putinowskiej Rosji pretekstem do ingerowania w sprawy innych krajów już wcześniej: tak właśnie powstały separatystyczne Republiki Abchazji i Osetii Południowej oraz Naddniestrza (nota bene Abchazja i Osetia to jedyne państwa uznające istnienie tego ostatniego państwa, które jest swoistym sowieckim skansenem).
Gdyby popuścić nieco wodze wyobraźni (co biorąc pod uwagę coraz ostrzejsze poczynania Kremla nie jest wcale takie trudne), na listę krajów, które mogą stać się kolejnymi celami agresji Rosji, teoretycznie trafić może jeszcze wiele innych państw. W końcu tam też mieszka rosyjska mniejszość, którą Moskwa musi chronić.
A potencjalnymi agresorami mogą być nie tylko ukraińscy “radykałowie” i “banderowcy”, ale także szkoleni w Polsce i na Litwie sabotażyści oraz amerykańscy najemnicy i agenci. Rzućmy tylko okiem:
Finlandia – 70 tys. rosyjskojęzycznych obywateli, czyli prawie 1,5 proc. wszystkich mieszkańców tego kraju. Mołdawia – 200 tys. Rosjan, stanowiących 6 proc. populacji. Kazachstan – kilka milionów Rosjan, łącznie składających się na prawie 24 proc. całej ludności. Nie można też zapominać o 120 tys. Rosjan w Azerbejdżanie czy 1,2 mln. ich rodaków zamieszkujących Białoruś.
A przecież także w Polsce jest rosyjska mniejszość! Co prawda Rosjan jest tylko 13 tysięcy, ale kto zaręczy, że któregoś dnia Aleksandr "Chirurg" Załdostanow i jego przyjaciel Władimir Władimirowicz Putin nie stwierdzą, że także w Warszawie trzeba zadbać o bezpieczeństwo uciskanych rodaków…