Dorota Arciszewska-Mielewczyk z PiS kieruje spółkami, które należały do jej zmarłego męża - potentata w produkcji poduszek i kołder z pierza. Problem w tym, że ani myśli spłacać długów, które zostawił po sobie małżonek. „Stałem się ofiarą szczegółowo zaplanowanego oszustwa” – napisał do szefa klubu PiS jeden z poszkodowanych przez posłankę przedsiębiorców.
"Jestem skromnym polskim przedsiębiorcą, który od lat nie może wyegzekwować należności od firmy tragicznie zmarłego męża posłanki, a obecnie od niej samej jako jego spadkobierczyni" – skarży się w liście do Mariusza Błaszczaka z PiS Stanisław Bik, który pod Kielcami prowadzi zakład drobiarski.
Jak mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", firma tragicznie zmarłego we wrześniu 2013 roku małżonka Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk jest mu winna 1,3 mln zł. Zapadł nawet wyrok nakazujący zapłatę tej kwoty. "Mielewczyk mnie zwodził. Mówił, że sprzeda jakiś hotel i zapłaci. Mijały miesiące, pieniędzy nie było. Poszedłem do sądu, wygrałem, ale odwoływał się. Po 2,5 roku dostałem prawomocny wyrok" – wspomina.
Co na to sama posłanka, która po śmierci Krzysztofa Mielewczyka weszła do rad nadzorczych prowadzonych przez niego spółek (kontrolują m.in. hotele w Toruniu i na Kaszubach)? Jak twierdzi, stała się prawną spadkobierczynią interesów męża dopiero pod koniec 2013 roku i nie zdążyła jeszcze ogarnąć majątku i skali długów. Ciągle zlicza je komornik. "Zatem do dziś procedura spadkowa nie została całkowicie zakończona" – przekonuje.
Tuż po tym, jak Bik wysłał list do szefa klubu PiS, zażądała zaś od niego przeprosin i zagroziła sądem. "Wierzytelność dotyczy spółki handlowej, a nie bezpośrednio pani Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk. Nie można zarzucać, że w jakiś sposób unika regulowania zobowiązań finansowych tylko z tego względu, że odziedziczyła wszystko po mężu" - napisał przedsiębiorcy prawnik Arciszewskiej-Mielewczyk.
"Jest jednym z wielu wierzycieli spółki i nie ma prawnej możliwości, by był traktowany lepiej od pozostałych" – mówi o Biku posłanka i zaleca cierpliwość.