
– Nie widzę powodów, bym musiał się czegoś wstydzić. Owszem, o tym skąd naprawdę miałem pieniądze nie ma pojęcia moja rodzina. Jednak tylko dlatego, że nie chcę ich martwić. Poza tym, może taki sposób na ratowanie życia nie jest legalny, ale nie sądzę, bym zarobił nieuczciwie – mówi mi dawca nerki do nielegalnego przeszczepu. A desperaci, którzy chcą pójść w jego ślady zapewniają, że nie zawahają się zaryzykować życia, by w ten sposób szybko zdobyć spore pieniądze.
REKLAMA
Nic nie upadla tak bardzo, jak bieda. Gdy zaczyna brakować na jedzenie, podstawowe zakupy, a komornicy nie przestają straszyć, ludziom przychodzą do głowy najróżniejsze pomysły. Włącznie z tym, by w poszukiwaniu pieniędzy sprzedać samego siebie. Niektórzy wówczas szukają szansy na wyjście z biedy na ulicy. – Myśleliśmy o tym, by żona zatrudniła się w jednej z agencji, jak wiele dziewczyn z naszego osiedla - wyznaje mi 34-letni Robert z Katowic. - Nie mógłbym jednak znieść tej myśli, że ona sprzedaje się, byśmy mieli na chleb, a ja na to patrzę. Wolę sprzedać siebie – dodaje.
Sprzedać kawałek siebie
Bynajmniej nie chodzi mu jednak o seksbiznes, w którym zarobić próbuje wielu desperatów. – W tym kraju czeka na nerkę do przeszczepu ponad dwa tysiące chorych. Kolejne pół tysiąca umierających modli się o przeszczep wątroby, którą też można pobrać od żywego dawcy. A ja od zawsze uprawiałem sporty, po górach chodziłem. Piję okazjonalnie, a papierosa miałem w ustach może ostatni raz w liceum –tłumaczy mi Robert. On marzy o tym, by swe problemy finansowe rozwiązać właśnie sprzedając tylko kawałek siebie.
Bynajmniej nie chodzi mu jednak o seksbiznes, w którym zarobić próbuje wielu desperatów. – W tym kraju czeka na nerkę do przeszczepu ponad dwa tysiące chorych. Kolejne pół tysiąca umierających modli się o przeszczep wątroby, którą też można pobrać od żywego dawcy. A ja od zawsze uprawiałem sporty, po górach chodziłem. Piję okazjonalnie, a papierosa miałem w ustach może ostatni raz w liceum –tłumaczy mi Robert. On marzy o tym, by swe problemy finansowe rozwiązać właśnie sprzedając tylko kawałek siebie.
Od ponad dekady Polska jest wymieniana jako jeden z ważniejszych czarnych rynków handlu organami. Może nie jesteśmy "potentatem" na świecie, ale poza Rumunią i Bułgarią, w Unii Europejskiej to właśnie nad Wisłą podobno najłatwiej kupić sobie zdrowie. Bo klienci nie zawsze bywają rodakami, najlepszy interes dla obu zdesperowanych stron takiej umowy jest wówczas, gdy kupującemu zdaje się, że zaoszczędził, a dla sprzedającego ta kwota to wybawienie.
Biznes dla desperatów
– Łącznie długów mamy ponad 230 tys. zł. To przede wszystkim zaległości z czasów, gdy próbowałem prowadzić działalność gospodarczą, która szybko padła, bo przyszedł kryzys i ludzie przestali płacić faktury. Od tego zaczęły piętrzyć się problemy z domowym budżetem i tak do długów doszły nieopłacane raty i zaległy czynsz – wylicza mój rozmówca.
– Łącznie długów mamy ponad 230 tys. zł. To przede wszystkim zaległości z czasów, gdy próbowałem prowadzić działalność gospodarczą, która szybko padła, bo przyszedł kryzys i ludzie przestali płacić faktury. Od tego zaczęły piętrzyć się problemy z domowym budżetem i tak do długów doszły nieopłacane raty i zaległy czynsz – wylicza mój rozmówca.
I podkreśla, że w jego sytuacji nawet sprzedaż organu nie rozwiąże jednak wszystkich problemów. – Mam grupę A Rh-, więc z tego co się orientowałem mógłbym liczyć nawet na grubo ponad 50 tys. zł. To wystarczyłoby na uratowanie nas przed eksmisją – mówi nie ukrywając ekscytacji. Do rozmowy szybko wtrąca się jednak jego żona, Małgosia. – Cóż z tego, gdy próbujemy zrealizować ten szalony plan od prawie roku i nie wiemy, jak znaleźć kogoś potrzebującego – stwierdza zrezygnowana.
Bo choć organy do przeszczepu są potrzebne coraz częściej, a kolejki do transplantacji nawet tych narządów, które można pobrać od żywego dawcy są gigantyczne nie tylko w Polsce, trudniejsze staje się dobijanie takich targów. Jeszcze kilka lat temu ogłoszenia od "młodych, zdrowych, niepijących" i najlepiej z rzadką grupą krwi można było bez problemu znaleźć nawet na największych portalach ogłoszeniowych. Dziś to raczej domena niszowych serwisów lub tego typu ogłoszenia maskuje się w sieci. Na przykład dając je w... opisie filmiku na YouTube.
Wszystko za sprawą tego, że polscy śledczy skutecznie zaczęli egzekwować art. 43 ustawy o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów, a według niego, "kto rozpowszechnia ogłoszenia o odpłatnym zbyciu, nabyciu (...) w celu ich przeszczepienia, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub karze pozbawienia wolności do roku".
Niezagrożone karą jest tylko handlowanie swoimi narządami, a dużo surowsze sankcje od ogłoszeniodawców-pośredników czekają handlarzy tkankami i narządami, którzy mogą trafić za kraty nawet na 5 lat. To jednak własnie ograniczenie "reklamy" najsprawniej pozwala walczyć z tym procederem. Lepiej niż żmudne śledztwa w sprawie grubych ryb tego światka, które ciągną się latami, a potem i tak często prowadzą poza granice naszego kraju i de facto kończą się fiaskiem.
Emigracja transplantacyjna
Na takie grube ryby zapewne natknął się Damian. Jak sam o sobie mówi "emigrant transplantacyjny". Trzy lata temu przeprowadził się bowiem z małej wioski w województwie lubelskim do Dublina. Przeprowadzka o ponad dwa tysiące kilometrów i fundusze na start w nowe życie na prawdziwej Zielonej Wyspie zdobył pozbywając się lewej nerki. Choć Damian woli mówić o tym nieco bardziej górnolotnie. – Zarobiłem dzięki uratowaniu komuś życia – stwierdza 28-latek.
Na takie grube ryby zapewne natknął się Damian. Jak sam o sobie mówi "emigrant transplantacyjny". Trzy lata temu przeprowadził się bowiem z małej wioski w województwie lubelskim do Dublina. Przeprowadzka o ponad dwa tysiące kilometrów i fundusze na start w nowe życie na prawdziwej Zielonej Wyspie zdobył pozbywając się lewej nerki. Choć Damian woli mówić o tym nieco bardziej górnolotnie. – Zarobiłem dzięki uratowaniu komuś życia – stwierdza 28-latek.
Tłumaczy mi, że jego do tego dość radykalnego kroku – oprócz wspomnianego altruizmu – zachęcił także brak perspektyw. – Po magisterce czekał mnie powrót w rodzinne strony, raczej na tarczy, bo tam nawet inżynierów rzadko potrzebują, a co dopiero politologów – wspomina. Choć sam nie miał długów, to i w jego przypadku kontakt z klientem na cenny narząd udało się zdobyć w związku z problemami finansowymi. Tylko, że nie jego.
– Do domu akurat wrócił mój znajomy, który pracował w Irlandii, tam się zadłużył i przed tymi długami uciekał. Spakował się z powrotem do Polski, bo przestraszył się tego, że jeden z windykatorów zaproponował mu, iż skontaktuje go z człowiekiem, który może pomóc sprzedać mu nerkę dla kogoś bardzo potrzebującego i dzięki temu zdobyć pieniądze na spłatę zobowiązań – tłumaczy mój rozmówca. To, czego przestraszył się ten człowiek, Damian postanowił wykorzystać jako życiową szansę. Wyciągnął kontakt od kolegi i niespełna dwa miesiące później był już w Dublinie.
Z jego relacji wynika, że na Zachodzie proceder handlu organami nie tylko przynosi lepsze pieniądze, ale i przebiega w dużo lepszych warunkach niż w Europie Wschodniej, gdzie handlarze narządami są czasem zatrzymywani przy okazji operacjach wykonywanych w spartańskich warunkach. Wspomnienia Damiana to tymczasem tydzień spędzony w jednej z prywatnych klinik, rozliczenie w gotówce , a także pakiet informacji na temat tego, jak i gdzie dbać o zdrowie żyjąc z jedną nerką.
Nie jest tak łatwo, jak myślisz...
A wstyd? – Nie widzę powodów, bym musiał się czegoś wstydzić. Owszem, o tym skąd naprawdę miałem pieniądze na start w Irlandii nie ma pojęcia moja rodzina. Jednak jest tak tylko dlatego, że nie chcę ich martwić. Poza tym, może taki sposób na ratowanie życia jest nielegalny, ale nie sądzę, bym zarobił to wszystko nieuczciwie – odpowiada mój rozmówca.
A wstyd? – Nie widzę powodów, bym musiał się czegoś wstydzić. Owszem, o tym skąd naprawdę miałem pieniądze na start w Irlandii nie ma pojęcia moja rodzina. Jednak jest tak tylko dlatego, że nie chcę ich martwić. Poza tym, może taki sposób na ratowanie życia jest nielegalny, ale nie sądzę, bym zarobił to wszystko nieuczciwie – odpowiada mój rozmówca.
Wbrew pozorom, nawet na rynku pozbawionym wszelkich etycznych zasad, zbyć i nabyć upragniony narząd nie jest jednak tak łatwo. I nie chodzi tylko o to, że plany może nagle pokrzyżować prokurator. – Nerka ulega łatwemu odrzuceniu, dlatego muszą być też maksymalnie zbliżone pod względem genetycznym. Wymaga to serii badań, oddanie nerki nie sprowadza się jedynie do jej pobrania – tłumaczył w rozmowie naTemat już przed rokiem dr Tomasz Kruszyna z I Katedry Chirurgii Ogólnej UJ CM.
Tymczasem tak liczni potencjalni dawcy, którzy ogłaszają się gdzie popadnie wychodzą z całkowicie błędnego założenia, że wystarczy jedynie zgodna grupa krwi pomiędzy dawcą a biorcą. Potrzeba o wiele więcej "szczęścia". Także dlatego, by taki interes po prostu przeżyć. Zorganizowanym grupom trudniącym się handlem organami na biznesową skalę zależy bowiem tylko na organie i zamawiającym go kliencie. Po pobraniu narządu dawca staje się więc właściwie bezużyteczny.
