
Kamila Szczawińska jest jedną z tych pięknych Polek, którym w branży mody udało się dojść na sam szczyt (pracowała w Paryżu i Mediolanie). Jednocześnie należy do jeszcze węższego grona modelek, które bez żalu zrobiły przerwę w karierze, by odzyskać równowagę; spokojnie urodzić i wychowywać dzieci. Skończyła psychologię, dokształca się z zakresu odżywiania, tryska optymizmem i przestrzega, by podczas świąt bezmyślnie się nie objadać!
REKLAMA
Jak Ci się udało – najpierw zrezygnować z kariery, a teraz już na swoich zasadach wrócić do pracy w modelingu?
Nie miałam ciśnienia. Moja kariera potoczyła się sama. Ktoś mnie wypatrzył, powiedział, że dobrze wyglądam i zaproponował mi sesję. Osiągnęłam bardzo dużo i świadomie z tego zrezygnowałam. Praca modelki i życie w ciągłym biegu bardzo obciążały mój organizm, zaczął się buntować, miałam problemy ze zdrowiem i dlatego powiedziałam: dość. W tej chwili cieszę się z tego, co mam. Jestem na miejscu w Warszawie, mam tu nie tylko pracę, ale przede wszystkim super rodzinę. Jestem spokojna i szczęsliwa.
Jeśli nie modeling to co?
Skończyłam właśnie studia psychologiczne o specjalności psychologia kliniczna. Od września chcę zacząć psycho-dietetykę, ponieważ psychologią interesowałam się od wielu lat, a temat zdrowego odżywiania jest mi równie bliski. Interesuję się zaburzeniami odżywiania – zwłaszcza tymi, które prowadzą do otyłości. Chciałabym się w przyszłości skupić na tym, jak z otyłością walczyć. Mam nadzieję, że uda mi się propagować zdrowy tryb życia, być może przybierze to kiedyś formę kampanii społecznych.
Wierzę, że nawet przy zalewających nas z każdej strony obowiązkach można zdrowo się odżywiać, ćwiczyć, mieć czas dla dzieci i być szczęśliwą mamą. Wszystko to kwestia organizacji i na pewno będę się swoją wiedzą w tym zakresie z ludźmi dzielić.
W branży mody często słyszy się o zaburzeniach odżywiania. Krążą żarty, że modelki jedzą waciki nasączone sokiem. Jak jest naprawdę?
Absolutnie nie jest to prawda. Uwielbiam zdrowe odżywianie, ale ono nie ma nic wspólnego z głodzeniem się. To świadome jedzenie. Ja jestem wegetarianką i moje dzieci kochają jarmuż, szpinak i seler naciowy, choć oczywiście podaje im je przemycone w koktajlach, zblendowane. Regularnie się badamy i okazuje się, że na diecie wegetariańskiej mamy świetne wyniki.
To jak odżywiać się podczas świąt?
Uważam i trzeba to podkreślić, że odpuszczanie sobie w święta, to ciężki grzech. Jeśli człowiek przez trzy dni się, mówiąc brzydko, obżera, to organizm zaczyna wariować. Pomyślmy o nim: najpierw odżywia się normalnie, później dostaje ogromne ilości jedzenia, a po świętach zmuszamy jest do oczyszczania i diet. Te trzy świąteczne dni potrafią na parę miesięcy wybić nasz organizm z rytmu. Dlatego u nas na święta w ogóle nie ma ciężkich potraw: nie ma kiełbas ani bigosów. Robimy żurek wegetariański, do tego sałatka warzywna, którą kocham. Ale też tylko łyżka lub dwie i bez dodatku chleba z masłem czy innych tłustych rzeczy. Ciasta też piekę sama, więc wiem dokładnie, co się w nich znajduje.
Jednak najprostsza i najważniejsza rada to po prostu się nie objadać. Nie wiem w imię czego to robimy. Przedświąteczny konsumpcjonizm mnie przeraża. Najpierw sklepowe koszyki się uginają, a potem mnóstwo tego jedzenie się marnuje. Nie mogę patrzeć, jak w sklepach małe dzieci jeżdżą w wózkach razem z zakupami, a żeby się nie nudziły rodzice dają im do jedzenia chipsy... Przecież nie o to chodzi podczas świąt.
