
Co w czwartym sezonie "Gry o Tron" stanie się z lordem Baelish'em, znanym szerzej jako Littlefinger? Aidan Gillen grający tę rolę ujawnia, że widzowie odzyskają zaufanie do tego wielokrotnego zdrajcy. - Tak żeby kolejna zdrada mogła być zaskoczeniem... - mówi aktor w rozmowie z "Wyborczą".
REKLAMA
Aidan Gillen twierdzi, że w tym sezonie grana przez niego postać ma odzyskiwać zaufanie widzów. Jak mówi odtwórca roli lorda Petera Bealish'a w rozmowie z "Wyborczą", jego postać kogoś na pewno oszuka w czwartym sezonie, ale najpierw... załagodzi wizerunek notorycznego zdrajcy, jaki uzyskał po pierwszych sezonach "Gry o Tron".
Od siódmego odcinka pierwszego sezonu, kiedy Littlefinger przystawia nóż do gardła Nedowi Starkowi, wszyscy czekają na kolejne zdrady. Niestety, stworzenie postaci nieprzewidywalnej przyniosło paradoksalny skutek - skoro można się po nim spodziewać wszystkiego, nic, co zrobi, nie będzie niespodzianką. Dlatego czwarta seria będzie odbudowaniem dobrego imienia Littlefingera, pokazaniem go z przyjaźniejszej, opiekuńczej strony. Tak żeby kolejna zdrada mogła być zaskoczeniem...
Aktor podkreśla, że choć spotyka się z wyrazami antypatii, to "nie jest tak źle". Zdecydowanie gorzej ma, jego zdaniem, Jack Gleeson - odtwórca roli Joffreya Baratheona. Gillen dodaje, że "jemu uszło na sucho" w realnym świecie, ale pewnie tylko dlatego, że nie udziela się w sieci i nie jeździ na wielkie imprezy fanowskie. "Choć jak byłem kiedyś w Polsce, ktoś rzucił na mnie klątwę. Nie wiem, czy była prawdziwa. Na razie jeszcze nic mi się nie stało" - podkreśla lord Petyr Baelish.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
