
Choć krajowe produkty dziś dostępne są nawet w brytyjskich sieciówkach, małe polskie sklepy w Londynie wciąż nieźle sobie radzą m.in. dlatego, że są czymś więcej niż tylko biznesem. – Do sklepu przychodzi się porozmawiać, wyżalić. Jak do księdza, z tym że tutaj naprawdę można wszystko powiedzieć – mówi pan Krzysztof, właściciel sklepów Cymes.
– Na Boże Narodzenie dużo osób wraca do Polski, ale na Wielkanoc większość jednak zostaje. I choć sporo rzeczy i tak kupują w supermarketach, mieliśmy bardzo duży ruch – mówi pan Krzysztof. Co kupowali klienci? – Wiadomo, tradycyjne polskie produkty, wędliny, chleb – tłumaczy. – Są po prostu lepsze od angielskich – mówi.
Również pracownicy polskiego sklepu Poziomka przy Golders Green Road przyznają, że w ostatnich dniach ruch był ogromny. – Młyn był nieziemski. Najlepiej schodziły wędliny, zwłaszcza biała kiełbasa – ocenia nasza rozmówczyni z Poziomki.
Anglicy zdają sobie sprawę, że nasze produkty są często lepsze, zdrowsze. U nas producenci jeszcze nie nauczyli się oszukiwać tak, jak tutaj. Dlatego miejscowi kupują nie tylko nasze wędliny, mleko, ale nawet leki. Choć to te same marki, które są w Anglii, lekarstwa z Polski są rzekomo lepsze.
I choć klientela jest międzynarodowa, w większości sklepów pracują tylko Polacy. – Ale niedaleko jest polski sklep, w którym na kasie pracują Brazylijczycy. I całkiem nieźle mówią po polsku – śmieje się nasza rozmówczyni z Poziomki. – U nas pracują tylko polskie kobitki. No bo jak by to wyglądało, jakby za kasą siedział ktoś, kto mówi tylko po angielsku? – mówi z kolei pan Krzysztof.
Choć kiedyś transportem polskich produktów na Wyspy zajmowały się nawet prywatne osoby przewożące towar własną osobówką, dziś w Anglii funkcjonują już nie tylko sklepy, ale i polskie hurtownie, masarnie i piekarnie. – Chleb pieczony jest na miejscu, ale mąkę piekarze sprowadzają z Polski – mówi pan Krzysztof.
Sprzedaż polskiej żywności – kiedyś najszybciej rosnąca kategoria żywności w Tesco – spadła ostro w zeszłym roku [2008 – przyp. red.], kiedy co najmniej 200 tys. spośród 1,2 mln Polaków w Wielkiej Brytanii wróciło do ojczyzny z powodu recesji. CZYTAJ WIĘCEJ
Nie jest więc łatwo. Pan Krzysztof przyznaje nawet, że gdyby wiedział, na jak ciężki kawałek chleba się decyduje, być może po raz drugi nie zdecydowałby się na otwarcie własnego sklepu w Londynie. Ale inni sklepikarze również dobrze zdają sobie sprawę, że oferowane w sieciówkach niskie ceny często wygrywają z konsumenckim patriotyzmem Polaków na emigracji. Co więc mogą zrobić, by przetrwać?
Niektóre ze sklepów, jak The Polish Deli London, starają się pozycjonować w segmencie premium – inwestując w nowoczesne strony internetowe, rozwijając catering i kierując ofertę do Brytyjczyków (thepolishdelilondon.com nie ma nawet polskiej wersji językowej).

