Jak radzą sobie polskie sklepy w Londynie?
Jak radzą sobie polskie sklepy w Londynie? Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta

Choć krajowe produkty dziś dostępne są nawet w brytyjskich sieciówkach, małe polskie sklepy w Londynie wciąż nieźle sobie radzą m.in. dlatego, że są czymś więcej niż tylko biznesem. – Do sklepu przychodzi się porozmawiać, wyżalić. Jak do księdza, z tym że tutaj naprawdę można wszystko powiedzieć – mówi pan Krzysztof, właściciel sklepów Cymes.

REKLAMA
Strona Polski Sklep Cymes wita nas całą paletą spożywczych marek, które znają i kochają konsumenci znad Wisły. W położonych przy Hoe Street, St James Street i High Road Leytonstone sklepach pana Krzysztofa kupić można zarówno mrożonki Hortexu czy soki Bobofrut, jak i wędliny z Morlin, serki Piątnica i dżemy Łowicz.
Nasz rozmówca przyznaje, że okołoświąteczny okres to czas dobrych obrotów:
– Na Boże Narodzenie dużo osób wraca do Polski, ale na Wielkanoc większość jednak zostaje. I choć sporo rzeczy i tak kupują w supermarketach, mieliśmy bardzo duży ruch – mówi pan Krzysztof. Co kupowali klienci? – Wiadomo, tradycyjne polskie produkty, wędliny, chleb – tłumaczy. – Są po prostu lepsze od angielskich – mówi.
Dobre, bo polskie
Również pracownicy polskiego sklepu Poziomka przy Golders Green Road przyznają, że w ostatnich dniach ruch był ogromny. – Młyn był nieziemski. Najlepiej schodziły wędliny, zwłaszcza biała kiełbasa – ocenia nasza rozmówczyni z Poziomki.
Ale oczywiście w “naszych” sklepach kupują nie tylko Polacy. – Dużo klientów to Anglicy. Kojarzą polską wódkę – mówią, że dobra i mocna. Lubią też nasze wędliny. Hitem jest zwłaszcza mortadela – ocenia jedna z pracownic sklepu. Pan Krzysztof szacuje, że mniej więcej 70 proc. klientów to rodacy. Reszta to Czesi, Węgrzy, Rumuni, ale również Anglicy.
Krzysztof
właściciel sklepów Cymes

Anglicy zdają sobie sprawę, że nasze produkty są często lepsze, zdrowsze. U nas producenci jeszcze nie nauczyli się oszukiwać tak, jak tutaj. Dlatego miejscowi kupują nie tylko nasze wędliny, mleko, ale nawet leki. Choć to te same marki, które są w Anglii, lekarstwa z Polski są rzekomo lepsze.


I choć klientela jest międzynarodowa, w większości sklepów pracują tylko Polacy. – Ale niedaleko jest polski sklep, w którym na kasie pracują Brazylijczycy. I całkiem nieźle mówią po polsku – śmieje się nasza rozmówczyni z Poziomki. – U nas pracują tylko polskie kobitki. No bo jak by to wyglądało, jakby za kasą siedział ktoś, kto mówi tylko po angielsku? – mówi z kolei pan Krzysztof.
Również swojsko brzmiące nazwy większości sklepów nie pozostawiają wątpliwości, kto jest ich właścicielem: Poziomka, Malinka, Wędlinka, Pyza, Gąska, Piast, Sarmata...
Polski chleb z polskiej mąki
Choć kiedyś transportem polskich produktów na Wyspy zajmowały się nawet prywatne osoby przewożące towar własną osobówką, dziś w Anglii funkcjonują już nie tylko sklepy, ale i polskie hurtownie, masarnie i piekarnie. – Chleb pieczony jest na miejscu, ale mąkę piekarze sprowadzają z Polski – mówi pan Krzysztof.
Dla tych Polaków, którzy nie mają na co dzień kontaktu z brytyjską Polonią, zaskoczeniem może być fakt, że nawet tacy giganci jak Tesco dostrzegli potencjał polskich klientów i sprzedają w swoich sklepach wiele produktów wprost z Polski (co ciekawe, brytyjski sklep internetowy tej sieci ma też polską wersję językową).
Śledząc informacje w brytyjskiej prasie można obserwować, jak na przestrzeni lat sieć dostosowywała swoją “polską” ofertę do kolejnych przypływów i odpływów polskich pracowników w Wielkiej Brytanii.
Telegraph.co.uk

Sprzedaż polskiej żywności – kiedyś najszybciej rosnąca kategoria żywności w Tesco – spadła ostro w zeszłym roku [2008 – przyp. red.], kiedy co najmniej 200 tys. spośród 1,2 mln Polaków w Wielkiej Brytanii wróciło do ojczyzny z powodu recesji. CZYTAJ WIĘCEJ


Nie jest więc łatwo. Pan Krzysztof przyznaje nawet, że gdyby wiedział, na jak ciężki kawałek chleba się decyduje, być może po raz drugi nie zdecydowałby się na otwarcie własnego sklepu w Londynie. Ale inni sklepikarze również dobrze zdają sobie sprawę, że oferowane w sieciówkach niskie ceny często wygrywają z konsumenckim patriotyzmem Polaków na emigracji. Co więc mogą zrobić, by przetrwać?
Do sklepu jak do księdza
Niektóre ze sklepów, jak The Polish Deli London, starają się pozycjonować w segmencie premium – inwestując w nowoczesne strony internetowe, rozwijając catering i kierując ofertę do Brytyjczyków (thepolishdelilondon.com nie ma nawet polskiej wersji językowej).
Inne, jak PolSmak – polskie delikatesy online, również idą z duchem czasu stawiając na sprzedaż w sieci i darmową dostawę do domu. Ale siłą małych, polskich sklepów jest coś jeszcze: dla miejscowych Polaków są one czymś więcej, niż tylko miejscem, gdzie robi się zakupy. – Ludzie przychodzą, opowiadają co u nich słychać, mówią o problemach, rozmawiają o tym, co dzieje się w Polsce – mówi jedna z pracownic Poziomki.
– Do sklepu przychodzi się porozmawiać, wyżalić. Jak do księdza, z tym że tutaj naprawdę można wszystko powiedzieć – podsumowuje pan Krzysztof.