Chcesz obejrzeć dobry kryminał? Wyłącz Netflixa i idź do teatru na "Króla". To dla mnie przełom!

Alicja Cembrowska
Są takie spektakle, o których się mówi na długo przed premierą. W przypadku „Króla” to zasługa nie tylko pierwowzoru literackiego Szczepana Twardocha, ale i reżyserki Moniki Strzępki i dramaturga Pawła Demirskiego.
Od lewej: Marcin Bosak, Mirosław Zbrojewicz, Krzysztof Dracz, Alan Al-Murtatha, Adam Cywka podczas próby medialnej spektaklu "Król" na postawie powieści Szczepana Twardocha Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Propaganda jak w PRL-u?
Jeszcze niedawno, w kwietniu, dwa lata po premierze książki Twardocha pojawiły się niepotwierdzone oskarżenia, jakoby jego "Król" był plagiatem. Dodatkowo pisarzowi zarzuca się epatowanie przemocą i patriarchalną narrację. Gdy już oficjalnie było wiadomo, że jego powieść zostanie przeniesiona na deski teatru, i to kojarzonego raczej z zakurzoną klasyką Teatru Polskiego w Warszawie, a nad procesem będzie czuwać duet Strzępka/Demirski, jasnym się stało, że o tym będzie się mówić.

A mówi się jeszcze więcej, szczególnie w mediach prawicowych, bo Miasto Stołeczne Warszawa dofinansowało przedstawienie niemałą kwotą i zrealizowane ono zostało w ramach programu "Niepodległa" Ministerstwa Kultury. Oto twórcy pakowani do worka z napisem "lewica" dopuszczają się antypolskiej propagandy - zagrzmiała prawa strona w pierwszych recenzjach.


Zainteresowanie jest!
Sala wypełniona po brzegi, biletów na najbliższe spektakle brak. Dwa lata po premierze zaserwowana przez Twardocha opowieść o brutalnej rzeczywistości przedwojennej Warszawy rozpala ciekawość. Wystarczyło podsłuchać rozmowy widowni, by przekonać się, jak wielu przyszło sprawdzić, porównać, przekonać się, jak twórcy opowiedzą historię Jakuba Szapiro.
Zdjęcie z próby medialnej spektaklu "Król" na postawie powieści Szczepana TwardochaFot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Jest 1937 rok, na ulicach przemoc. Bohaterowie znieczulają się sporą dawką alkoholu, są moralnie wyniszczeni, ukojenia szukają w burdelach i nieczułych objęciach pań, które jakoś muszą sobie radzić w tym męskim, okrutnym świecie. Zasady są raczej jasne, a na pewno twarde, kto się nie dostosuje szybko dowie się, jakie są konsekwencje nieposłuszeństwa.

Walka o pozycję, o awans społeczny rozgrywa się tu na każdym poziomie – społecznym, religijnym, ale i politycznym. Socjaliści biją faszystów, Polacy gardzą „Żydkami”, a wszystko to w klimacie amerykańskiej gangsterki. Z bronią w ręku i skwaszoną miną. To przemoc, często trudna do pojęcia, jest tutaj kluczowym tematem. Nią posługują się bohaterowie, ona napędza bojówki, wyznacza Żydom ławki na uniwersytecie i ona posyła Kuma Kaplicę do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej.
Zdjęcie z próby medialnej spektaklu "Król" na postawie powieści Szczepana TwardochaFot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
A wszystko to w estetyce kina akcji, mrocznego serialu, gdzie obcięcie nogi czy odgryzienie ucha nawet nie dziwią. Strzępka sięga po środki, które jeszcze wzmacniają odbiór stricte filmowy – spowalnia ruchy aktorów, dodaje agresywną muzykę, mocne światło, w samochodzie montuje kamerę, z której obraz w wybranych momentach obejrzymy na jednej ze ścian. Nie jest to jednak nachalne i przesadzone, płynnie wpasowuje się w całość przedstawienia i powoduje, że cały czas czujemy, że to nadal teatr, a nie kino. Atmosfera zniszczenia, jakiegoś załamania wewnętrznego, mroczna aura przypomniały mi "Berlin Alexanderplatz" wystawiany w Teatrze Studio.

Teatr gangsterski
"Król" to spektakl z rozmachem. Odpowiedzialna za scenografię Anna Maria Karczmarska dopilnowała byśmy dosłownie przenieśli się na brudne ulice stolicy, poczuli tę podłość i zepsucie po nich krążące. Odwiedzamy zadymione lokale i duszne burdele, oglądamy pojedynek bokserski, ale i trafiamy do obozu. Lokalizowanie bohaterów ułatwiają napisy wyświetlane na ścianie kamienicy, a zmiany przestrzenne ułatwia obrotowa scena. Może wydawać się, że to zabieg raczej mało odkrywczy, w tym przypadku jednak się sprawdził i dynamizował opowieść.

Na barkach dźwigają ją Grażyna Barszczewska, Krzysztof Dracz, Andrzej Seweryn, Adam Cywka, Mirosław Zbrojewicz czy Alan Al-Murtatha. Świetny w roli Radziwiłka odnalazł się Marcin Bosak, wcześniej znany z Teatru Studio. Bez wątpienia w tym gronie wyróżnia się jednak Paweł Tomaszewski, który wcielił się w homoseksualnego redaktora czy kalekiego weterana, jednak tych kreacji było znacznie więcej. Aktor przechodził metamorfozy w takim tempie, że momentami trudno było za nim nadążyć. I tak, zdarzało się, że był farsowy i przerysowany, nie powodowało to jednak uczucia zażenowania.
Zdjęcie z próby medialnej spektaklu "Król" na postawie powieści Szczepana TwardochaFot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
I jak na scenie, owszem, jest dużo przemocy, przekleństw, a krew leje się strumieniami, to nie zabrakło miejsca na błyskotliwe komentarze czy odnoszące się do współczesności sugestie. Udało się jednak obyć bez pseudointelektualnego porównywania, przytłaczającego i najczęściej denerwującego epatowania poglądami i politycznymi wkrętami. To, co miało się pojawić w kontekście refleksji nad kondycją współczesnych społeczeństw, pojawiło się subtelnie i raczej nie przeszkadzało tym, którzy przygotowali się na dobry kryminał z przedwojennej Warszawy.

A jakie były nastroje po? Zdało mi się, że raczej mieszane. Byli tacy, którzy już podczas przerwy "Królem" byli zachwyceni, ale w tych samych grupkach odzywali się sceptycy. Najlepiej przekonać się samemu, bo na pewno jest to spektakl, który po prostu warto zobaczyć.