To pierwszy Volkswagen, który równa nie do Audi, a do Porsche. Jest tak dobry
Piotr Rodzik
Tym tytułem pewnie naraziłem się właśnie wielu internetowym ekspertom, ale mam to gdzieś. Volkswagen stawia sprawę jasno: to ich jedyny model w segmencie premium. I kurka wodna, naprawdę im się udało.
Jak ten czas leci. To już trzecia generacja flagowego (w Europie) SUV-a koncernu z Wolfsburga i tym razem wyjątkowo udana. Z nowym Touaregiem miałem okazję zapoznać się w trakcie dwóch dni jazd testowych w austriackich górach. I pierwsze co muszę zrobić, to wyjaśnić tytuł. O co chodzi z tym Porsche?
Fot. naTemat
Najzwyczajniej w świecie chodzi o to, jak ten samochód jeździ w zakrętach. To jest ta jedna rzecz, którą najbardziej zapamiętałem po dwóch dniach z nowym Touaregiem. Od razu przypomniały mi się zeszłoroczne testy nowego Cayenne. Ktoś powie, że to porównanie jest bardzo wygórowane, ale nowy Volkswagen Touareg w zakrętach jeździ może nie tak dobrze jak Cayenne, ale prawdę mówiąc zdecydowanie lepiej niż Audi Q7. Podkreślało to wielu dziennikarzy obecnych na testach.
Jak to działa w praktyce? Nie chodzi o napęd na obie osie czy jakieś niesamowite właściwości aerodynamiczne tego auta. Tajemnica tkwi w zawieszeniu. Skonstruowano je tak, żeby maksymalnie ograniczyć przechyły nadwozia w zakrętach. To niesamowite: wchodzisz w górski wiraż z dużą prędkością, a Touareg jedzie jak po szynach. Nadwozie pozostaje praktycznie w tym samym miejscu, co na prostej. Daje to poczucie niesamowitego bezpieczeństwa i... dużych możliwości. Dopiero pisk opon to znak, że lepiej już odpuścić.
Fot. naTemat
Technicznie umożliwia to szereg rozwiązań, a samo zawieszenie jest w dużej mierze aluminiowe i... tak jakby smart. W aucie zastosowano tzw. stabilizatory elektromechaniczne, które dzięki elektrycznym siłownikom obracają się i usztywniają nadwozie w zakrętach. Do tego dochodzi pneumatyczne zawieszenie oraz cztery skrętne koła. W trakcie manewrów na parkingach tylna oś "odkręca się" w przeciwnym kierunku, dzięki czemu auto jest bardzo zwrotne. Ale już przy wyższych prędkościach koła kręcą się w tym samym kierunku, co przednia oś. To także zapewnia lepszą trakcję w zakrętach. W praktyce nowy Touareg to jeden z najlepszych SUV-ów do jazdy na rynku.
Nie znaczy to jednak, że samochód ma jakieś aspiracje sportowe: jest bardziej nakierowany na komfort podróży i bezpieczeństwo. Testowane egzemplarze były wyposażone w silnik TDI V6 o pojemności trzech litrów, mocy 286 koni mechanicznych i momencie obrotowym 600 Nm. Dostępnym już od 1500 obrotów, dodajmy.
Fot. naTemat
Teoretycznie jest to więc rakieta i według Volkswagena samochód rozpędza się do 100 km/h w 6,1 sekundy. Wrażenia są jednak stłumione przez skrzynię biegów, która bardzo leniwie reaguje nawet na gwałtowne wdepnięcie pedału gazu w podłogę. Jak już "zaskoczy", to przyspieszenie jest oczywiście bardzo żywiołowe. Ale swoje trzeba odczekać i w tym aspekcie nowemu Touaregowi jest akurat do wspomnianego Porsche daleko.
W środku auta rzeczywiście jest premium. Odpowiada za to w dużej mierze tzw. Innovision Cockpit. To dwa wielkie jak pizza ekrany multimedialne. Ten za kierownicą, który "robi za" wirtualny kokpit, ma 12 cali. Ten na desce rozdzielczej ma aż piętnaście cali. Takich ekranów nie znajdziecie u konkurencji. No może u Tesli. Warto dodać, że i środkowy ekran jest skierowany w stronę kierowcy, więc można mieć wrażenie, że siedzi się w jednym wielkim komputerze.
Fot. naTemat
Oczywiście nie każdemu przypadnie do gustu takie rozwiązanie. Niektórzy pewnie powiedzą, że Volkswagen nie miał pomysłu na wykończenie samochodu, więc władował dwa wielkie ekrany, żeby zakryć deskę, ale... marudy zawsze się znajdą. Obsługa auta dzięki tym ekranom jest wbrew pozorom dziecinnie prosta i całkiem intuicyjna, choć oczywiście w całym tym zgiełku bardziej odnajdą się młodzi kierowcy.
Tam, gdzie akurat nie ma elektroniki, też jest całkiem nieźle. Volkswagen nie szczędził ani skóry, ani aluminium, ani nawet drewnianych wstawek. Chociaż twarde plastiki też się gdzieniegdzie znajdą. Naturalnie w środku nie brakuje miejsca. Z przodu i z tyłu można komfortowo podróżować, a bagażnik o pojemności 810 litrów pozwoli się spakować nawet w długą podróż.
Fot. naTemat
Żeby było bardziej premium, Volkswagen dodatkowo "pożyczył" kilka rozwiązań od Audi. Kamera termowizyjna wskazuje ludzi i zwierzęta w nocy, a matrycowe, LED-owe reflektory zostały zapożyczone prosto od bardziej prestiżowego brata. Warto dodać, że po zakupieniu opcji IQ.Light są one naprawdę... inteligentne. Potrafią choćby ostrzec kierowcę i przechodnia mignięciem świateł w jego kierunku.
Ale nie na oślep, tylko naprawdę w jego kierunku. Każdy reflektor jest wyposażony w 75 diod, które wypuszczają wiązkę światła tylko tam, gdzie potrzeba. Czyli np. na twarz zbłąkanego człowieka w środku nocy. Na testach nam to pokazano wieczorową porą i... to naprawdę działa.
Fot. naTemat
Do tego Volkswagen obiecuje w miarę przyzwoite możliwości terenowe, choć tych akurat nie sprawdziłem. Miłym zaskoczeniem było też spalanie, choć akurat pomiar nie był zbyt wiarygodny z powodu krótkich tras. Niemniej jednak Touareg w trasie przy żywiołowej jeździe w górach zadowolił się mniej więcej dziesięcioma litrami oleju napędowego. Z kolei gdy staczaliśmy się z gór w dolinę i stosowaliśmy się do wszystkich znaków (a raczej robił to Touareg: adaptacyjny tempomat świetnie czyta znaki i dostosowuje do nich prędkość jazdy), zeszliśmy nawet do... sześciu litrów. 300 koni, dwie tony masy.
Ale oczywiście to wszystko słono kosztuje. Choć nie tak słono jak u Audi, nie mówiąc o Porsche. Nowy Touareg startuje od 274 tysięcy złotych. Jak na Volkswagena sporo, ale Q7 i tak jest znacznie droższe. Czy Cayenne.