Ujawniamy kulisy interwencji podczas pożaru kamienicy posła Brejzy. Czemu na miejscu nie było straży pożarnej?

Adam Nowiński
Sprawa piątkowego pożaru przy kamienicy, w której mieszka z rodziną poseł Platformy Obywatelskiej Krzysztof Brejza obiegła w mgnieniu oka wszystkie media. Na miejscu zjawiły się służby, jednak była to tylko policja. Wielu komentatorów pyta dlaczego nie wezwano tam straży pożarnej? Ujawniamy szczegóły interwencji.
Poseł PO Krzysztof Brejza złożył na policji zawiadomienie o próbie zabójstwa jego rodziny. Chodzi o pożar przy kamienicy, w której mieszka. Ale czy wezwano do niego straż? Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
"Tam gdzie się pali zawsze wzywana jest straż pożarna. A gdzie była tutaj?" – piszą internauci w komentarzach pod informacją o pożarze kamienicy, w której mieszka rodzina Krzysztofa Brejzy. I mają rację, bo straż wzywają albo świadkowie zdarzenia, albo policja. Ale w sprawie kamienicy w Inowrocławiu wypowiada sie tylko policja. Zacząłem się zastanawiać gdzie była więc straż?
TEZA
Do pożaru kamienicy, w której mieszka Krzysztof Brejza, nie została wezwana straż pożarna.
A Ty jak myślisz?
czy
Postanowiliśmy sprawdzić u źródła, czyli w straży pożarnej w Inowrocławiu. – Od 8.00 w piątek, przed weekendem, do 8.00 dzisiaj (rozmawiamy w poniedziałek – przyp. red.) Państwowa Straż Pożarna w Inowrocławiu nie otrzymała żadnego zgłoszenia w tym zakresie (pożar kamienicy, w pobliżu kamienicy, pożar materiałów budowlanych, toalety toi-toi – red.), a na pewno nie na tej ulicy (przy której znajduje sie kamienica, gdzie mieszka Brejza – red.) – informuje nas st. kpt. Artur Kiestrzyn, oficer prasowy Komendanta Powiatowego PSP w Inowrocławiu.


Skoro więc na miejscu była policja, bo są w mediach wypowiedzi rzeczniczki inowrocławskiej policji, która stwierdziła, że mieli zgłoszenie, które "dotyczyło pożaru toi-toia na szkodę firmy budowlanej w Inowrocławiu przy remontowanej kamienicy", to dlaczego nie została wezwana tam straż?

Na to pytanie rzeczniczka KPP w Inowrocławiu nie chciała nam odpowiedzieć i odesłała nas do prokuratury. Wszystko ma związek z działaniem Krzysztofa Brejzy, który w poniedziałek rano złożył zawiadomienie o próbie zabójstwa jego rodziny poprzez wywołanie pożaru przy kamienicy.

Była realna groźba eksplozji. Ogień rozprzestrzeniał się po ścianie, gdzie biegną rury z gazem – powiedział w rozmowie z "Gazeta Wyborczą" polityk Platformy Obywatelskiej.

Skoro nie policja, to może wie to prokuratura?


Według podanych przez nią informacji, policja na miejscu zastała zgłaszającego – właściciela firmy budowlanej prowadzącej prace budowlane na terenie tej posesji i to on powiedział funkcjonariuszom o pożarze.

– Faktycznie, mam informację, że nie była przeprowadzona akcja straży pożarnej, natomiast przez policję zostały przeprowadzone oględziny miejsca uszkodzenia tej toalety przenośnej. Przyjęto też zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Dzisiaj będą kontynuowane oględziny miejsca zdarzenia w towarzystwie biegłego ds. pożarnictwa, żeby ustalić dokładną przyczynę tego "pożaru". Postępowanie będzie prowadzone w kierunku sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zdarzenia w postaci pożaru – taką przyjęto wstępną kwalifikację po pierwszych oględzinach – tłumaczy rzeczniczka prokuratury.

Prokurator Adamska-Okońska nie wie jednak, dlaczego na miejsce nie wezwano straży pożarnej. – Nie wiem, dlaczego ktoś nie wezwał straży pożarnej, to pytanie do tych, którzy nie wezwali. Nie wiem, jaki to był pożar i czy był to pożar, który wymagał interwencji służb – dodaje kobieta.

Ugasili mieszkańcy
Skoro służby same nie wiedzą dlaczego na miejscu pożaru nie pojawiły się wozy strażackie, to może wiedzą to sami mieszkańcy kamienicy? naTemat udało skontaktować się z przedsiębiorcą, który prowadzi swój biznes w kamienicy, gdzie mieszkanie ma Brejza. Opowiedział nam trochę o zdarzeniu.

– Z zewnątrz spalił sie toi-toi, a pożar kamienicy to dwie różne rzeczy – stwierdza przedsiębiorca. – Z piątku na sobotę spalił sie toi-toi, toaleta ma dwa metry, więc z okna mieszkania państwa Brejzów na pewno było widać te płomienie. Ale to nie jest jeszcze spalone mieszkanie. Owszem, było ryzyko, bo tam jest instalacja gazowa na wierzchu, ciągnięta w murze. Więc jeśli ten ogień doszedłby do tej instalacji i ona się jakoś rozgrzeje i rozszczelni, to mogło dojść do wybuchu. Ale na szczęście nic się nie stało i z tego co wiem, to sąsiedzi jakoś ugasili ten pożar, więc może dlatego nie wzywali służb. A toaleta stała tam, bo należy do firmy, która kładzie ocieplenie kamienicy – mówi naTemat mężczyzna.