"Fakt": Usłyszała zarzuty ws. Amber Gold, a mimo to pracuje dla rządowej instytucji

Kamil Dachnij
Katarzyna M.-W. to obok Marcina P. i Katarzyny P. jedna z trzech osób, które usłyszały zarzuty w sprawie afery Amber Gold. Jednak według ustaleń "Faktu", kobieta mimo tego piastuje ważne stanowisko w rządowej instytucji.
Sprawa Amber Gold dla obecnej władzy to jedna z największych afer z czasów rządu PO. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Prokuratura uznała, że Katarzyna M.-W, która pracowała w 2011 roku w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego, nie dopełniła obowiązków. A to dlatego, że wydała zezwolenie liniom lotniczym OLT Express na rozszerzenie działalności na regularny przewóz. Kobieta pozytywnie rozpatrzyła zdolność finansową firmy, wówczas przynoszącej straty i całkowicie zależnej od pieniędzy z Amber Gold.

Dziennikarze "Faktu" ustalili, że pomimo tych zarzutów, Katarzyna M.-W. pracuje obecnie w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Miała tam trafić w styczniu tego roku, o czym zdecydował szef PAŻP Janusz Niedziela. Kobieta pełni funkcję pełnomocnika ds. efektywności kosztowej. Dziennik zaznacza, że jest to bardzo ważne stanowisko, bowiem Katarzyna M.-W. podlega wyłącznie szefowi i jest osobą, która reprezentuje PAŻP na branżowych spotkaniach w Unii Europejskiej.


– Nie wiadomo, po co Niedziela ją zatrudnił, ale pewnie chciał pokazać, że nikt nie może mu się wtrącać. Jako stary członek PC [Porozumienie Centrum – przyp. red.], powołujący się na bliską wieloletnią współpracę z Kaczyńskimi, zbudował sobie w PAŻP własne księstwo i nikogo nie słucha – powiedział "Faktowi" rozmówca z PiS.

Afera Amber Gold

Afera wokół Amber Gold wybuchła latem 2012 roku. W trakcie wyszło m.in., że z OLT Express współpracował syn Donalda Tuska, Michał Tusk, który wówczas był związany z Portem Lotniczym w Gdańsku. Jednak prokuratura uznała, że syn byłego premiera nie działał na jego szkodę pracując dla OLT Express. Ostatnio "Wprost" przeprosił syna Tuska za przedruk materiału z innej gazety, który został opublikowany w sierpniu 2012 roku. Jego tytuł brzmiał "Michałowi Tuskowi grozi nawet 10 lat więzienia". Sąd uznał, że stwierdzenie zawarte w tytule nie było informacją, a sugestią. Co więcej, gazeta nie zaznaczyła wyraźnie, że był to przedruk.

źródło: fakt.pl