"Zastosowali praktyki rodem z komuny". Znawca protokołu dyplomatycznego o wizycie prezydenta Niemiec w Warszawie

Adam Nowiński
Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier nie miał lekko jadąc do Polski. Niemieckie media mówiły wprost, że odwiedzi "kraj autorytarny". I zdaniem dr. Janusza Sibory, znawcy protokołu dyplomatycznego, polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych postarało się, żeby Niemcy nie zmienili zdania.
Wizyta prezydenta Niemiec Franka Waltera Steinmeiera w Polsce była bardzo trudna dla strony niemieckiej. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Gdybyśmy mieli nadawać jej rangę, to czy to była w ogóle ważna wizyta?

Wydawać by się mogło, że ta wizyta jest wizytą wysokiej rangi, czy wielkiej rangi. Prezydent Duda nawet podczas niej użył takiego sformułowania, że porównał ją do wizyty kanclerza Brandta w 1970 roku. To jest nieuprawnione porównanie, chyba, że to była ze strony prezydenta Dudy pochwała sukcesu polityki zagranicznej PRL.

Moim zdaniem jednak to taki grzech prezentyzmu, bo nie wolno przenosić kontekstu 1970 roku i trwającej zimnej wojny do obecnej sytuacji. Poza tym wizyta Willy Brandta była początkiem "Ostpolitik" i podpisaniem układu dot. granicy polsko-niemieckiej. To ze strony Dudy było poważnym nadużyciem. Dla samego Steinmeiera było to też na pewno sporym zaskoczeniem jak usłyszał te słowa w Pałacu Prezydenckim.


Były jeszcze jakieś wpadki?

Sam program wizyty jest już specyficzny. Wizyta dwudniowa określona mianem oficjalnej, więc do niej przynależą pewne rozwinięte elementy ceremoniału wojskowego podczas powitania i protokołu dyplomatycznego. I tutaj mamy już pewne zaskoczenia.

Jakie mianowicie?

Takim największym jest upór Pałacu Prezydenckiego przy nieumieszczaniu podczas wizyt głów państw flagi Unii Europejskiej co jest pewną niekonsekwencją, bo podczas niedawnej wizyty kanclerz Angeli Merkel w Warszawie i jej oficjalnego powitania w siedzibie prezesa Rady Ministrów, były te flagi. Z kolei w Pałacu Prezydenckim już nie. A ona przecież przynależy do protokołu flagowego uchwalonego przez stronę polską.

A kto tutaj, mówiąc kolokwialnie, "zawalił sprawę"?

Kwestiami dotyczącymi przyjmowania głów obcych państw w Polsce zajmuje się polski protokół dyplomatyczny, czyli Ministerstwo Spraw Zagranicznych. I MSZ na pewno lustruje Pałac Prezydencki i sprawdza czy plan usadzenia gości jest prawidłowy lub te wszystkie elementy formalne. To na pewno zostanie zauważone przez Niemców, którzy dużą wagę przywiązują do Unii i do jej flagi. Przecież na budynku ich parlamentu wisi oprócz flagi Niemiec, flaga UE i to też zostało zatwierdzone specjalnymi zarządzeniami.

Ale temat Unii nie był tak mocno widoczny podczas tej oficjalnej części wizyty...

Program tej wizyty został tak ustawiony, że było bardzo mało miejsca na kontakty prezydenta ze społeczeństwem. Nie było takiej sytuacji, kiedy głowa państwa Niemiec mogła swobodnie porozmawiać np. z młodzieżą. To są bardzo istotne elementy spotkań. Wydaje mi się, że zrezygnowano z nich, bo mogły tam paść niewygodne dla władzy pytania np. o stosunki polsko-niemieckie, czy o sprawę odszkodowań.

Przyjęto przecież przedstawicieli organizacji obywatelskich.

Tak, ale proszę zwrócić uwagę, że cofamy się w czasie. To są praktyki rodem z PRL. To jest niepokojące. Mieliśmy do czynienia z takimi praktykami kiedy opozycja spotykała się w ambasadach USA, Francji czy Wlk. Brytanii podczas oficjalnych wizyt głów tych państw w komunistycznej Polsce. I tutaj tak samo było w środę, o 8 rano, też o dość nietypowej porze, kiedy Steinmaier spotkał się z przedstawicielami organizacji obywatelskich w ambasadzie Niemiec. W dyplomacji to jest taka formuła, że jak nie ma gdzie porozmawiać to podejmuje się takich gości na terenie ambasady i stosuje sie ją w krajach, gdzie są pewne problemy z demokracją.

Powiedział pan, że było kilka zaskoczeń. Coś jeszcze się nie udało?

Tak, podczas wizyt oficjalnych wydawany jest oficjalny obiad. Tutaj użyto formuły "kolacja" co się w dyplomacji z reguły rzadko zdarza. Ale myślałem, że będzie to kolacja, która chociaż trochę dorówna przyjęciu, które urządzono z okazji wizyty Erdogana. Na miejsce wybrano Belweder, ale zamiast wystawnej uroczystości było kameralnie. Jak widać na zdjęciach zamieszczonych przez Pałac Prezydencki były tylko głowy obu państw i ich małżonki. Teraz należy zadać pytanie: dla kogo należy się formuła "obiadu", takiego, która odpowiada randze wizyty, a jak stwierdził sam prezydent Duda, była ona takiej samej wagi co kanclerza Brandta, skoro tutaj mamy takie mikro-przyjęcie.

To była trudna wizyta dla Steinmaiera?

Tak, była. Coś jest na rzeczy w przekazach medialnych z Niemiec, które mówiły przed jego wizytą o trudnym położeniu prezydenta, czy o atakach rządowych mediów w Polsce na Niemcy. Prasa niemiecka doniosła o tym, że kiedy prezydent Steinmaier udawał się na Zamek Królewski na sesję ku czci 100-lecia niepodległości Polski, musiał zobaczyć transparenty grupy protestujących, które głosiły "Unio nie opuszczaj nas", "Europejskie prawa są naszymi prawami".

Podobnie było rok temu jak był w Warszawie i otwierał stoisko podczas Targów Książki. Tam też była grupa protestujących, która prosiła go o reakcję. Ale on nawet nie mógł podejść do tych protestujących, bo tego też zabrania mu protokół dyplomatyczny.

Ale wspomniał przecież o praworządności w swoim wystąpieniu.

Tak i w "Polskim Radiu" tłumaczono to jako niuanse dyplomatyczne. A on powiedział jasno, że jeśli jest kraj "gdzie podstawowe zasady są kwestionowane to wszyscy jesteśmy dotknięci". Bardziej prostego tekstu, co jest dla niego bardzo typowe, bo Steinmaier mówi bardzo obrazowo, nie można było sie spodziewać. W dyplomacji trzeba czasami mówić też o pewnych rzeczach bardzo prostym tekstem.

***
Dr Janusz Sibora – historyk, badacz dziejów dyplomacji oraz protokołu dyplomatycznego. Badacz polskiej służby zagranicznej oraz dziejów dyplomacji szczególnie organizacji służb zagranicznych i techniki pracy dyplomatycznej. Ekspert w dziedzinie ceremoniału królewskiego, a także etykiety i komunikacji społecznej.