Jak dobrze, że ktoś jeszcze pamięta o prostocie. Kia Stonic to auto stworzone na nasz rynek
Jest ładny, niedrogi, w miarę przestrony, wygodny w prowadzeniu i nieskomplikowany, a przez to zapewne mało awaryjny. Kia Stonic to przedstawiciel ginącego gatunku – samochodów, którymi się po prostu jeździ bez ciągłych zmartwień o serwis.
Podwyższony prześwit – tak jak w typowym crossoverze.•Fot. naTemat
Spodoba się wielu
Zacząłem trochę od końca, ale chciałem to wszystko od razu wyrzucić z siebie wyraźnie zadowolony po tygodniu z tym autkiem. Nie znaczy to jednak, że Stonic to wybór tylko dla chłodno myślących. Przede wszystkim to auto ładne, które równie dobrze można kupić oczami. Nawet moja narzeczona, która twierdzi, że auto powinno być w kolorze czarnym albo… czarnym, uznała, że w tej czerwieni Stonicowi wyjątkowo do twarzy.
Fot. naTemat
W środku można za to poczuć, że Stonic to naprawdę podniesiony Rio. Deska rozdzielcza została z niego przeniesiona żywcem. Nie brakuje twardych plastików, ale całość jest ergonomiczna i robi przyjemne wrażenie. No i jest wygodnie (kierowca siedzi wysoko), w miarę także na tylnej kanapie. Choć w cztery dorosłe osoby to ja bym się osobiście nie wybrał, kanapa z tyłu jest raczej dla dzieci. Także dlatego, że bagażnik jest dość lichy. 352 litry to wynik dość mierny w tej klasie.
W środku jest schludnie i ergonomicznie.•Fot. naTemat
Ale nawet jeśli będzie ciasnawo, to na pewno kierowca będzie zadowolony, gdyż Stonic jak na crossovera ma zaskakująco precyzyjny układ kierowniczy. Autem jeździ się bardzo pewnie, a przy prędkości autostradowej samochód nie wpada w wibracje. Jest tylko trochę głośno, ale już tak zestrojona jest skrzynia biegów – na autostradzie 3500 obrotów na minutę to minimum.
Inna sprawa, że przy takich obrotach silnik w ogóle cokolwiek robi. Wolnossąca jednostka 1.4 (równe sto koni mechanicznych i niewiele więcej niutonometrów) osiągami przypomina raczej auta sprzed dekady albo i dalej. Ratuje go tylko niewielka masa własna, ale 12,6 sekundy do setki to wynik akceptowalny głównie w mieście, a i tak trzeba się wykazać spokojem. Żeby w trasie wyprzedzić tira, trzeba się mocno namachać lewarkiem. Na szczęście samochód się dobrze prowadzi, ale to już ustaliliśmy wcześniej.
Fot. naTemat
Stonic jest też dobrze wyposażony. Bazowa wersja M kosztuje (bez żadnych rabatów i promocji) prawie 61 tysięcy złotych, ale na pokładzie jest już manualna klimatyzacja, kolorowy, siedmiocalowy ekran czy cała masa systemów bezpieczeństwa. To niedrogo, zwłaszcza w połączeniu ze słynną, siedmioletnią gwarancją Kia. Testowany egzemplarz kosztuje z kolei niemal 80 tysięcy – ale nic mu nie brakuje. Jest nawet podgrzewana kierownica – w tej klasie to rzadkość.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat