"To czysta manipulacja". Prawnik pokazuje, jak groźne może być 15 pytań Dudy do referendum

Adam Nowiński
Andrzej Duda swoją propozycją pytań do referendum konsultacyjnego w sprawie zmian w konstytucji zszokował nie tylko PiS i wyborców. Krytyczne opinie płyną także z kręgów naukowych. Jednym z nich jest opinia profesora Marcina Matczaka, prawnika, który na pomyśle Andrzeja Dudy nie zostawił suchej nitki.
Prezydent Andrzej Duda ma ciężki orzech do zgryzienia po fali krytyki za pytania do referendum. Do grona osób krytykujących pomysł Dudy dołączył prof Matczak z UW. Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
Prezydent Duda, po ogłoszeniu we wtorek pytań zawartych w referendum konsultacyjnym, nie ma lekko...

Najbardziej problematyczna jest sytuacja, w której prezydent mówi, że on otwiera dyskusję, że ma ona być ogólnonarodowa, każdy ma być do niej zaproszony i każdy ma wziąć w niej udział. A jednocześnie strasznie wąsko traktuje tematykę, w której ta dyskusja ma się toczyć. To znaczy mówi z jednej strony "zapraszam wszystkich do pracy nad nową konstytucją i chcę słuchać każdego głosu". A słucha tylko wybranych i chce dyskutować o sprawach, które dla niego są ważne i później przedstawia 15-pytaniowy zestaw kwestii, na podstawie którego mamy się wypowiedzieć na temat nowej konstytucji.


Słowem: absurd.

Tak, dokładnie. Dla mnie to jest tak, jakbym chciał kupić samochód i nie mógł zobaczyć jak wygląda, tylko ktoś dałby mi listę 15 pytań dotyczących jakichś drobnych rzeczy typu rury wydechowej, szyberdachu, czy naklejki na zderzaku. A nie pozwoli mi zapytać się o rzeczy istotne takie jak np. moc silnika, czy rodzaj paliwa potrzebny, żeby ruszył i później powie mi, że zgodziłem się na to, żeby ten samochód jest jaki jest. Czyli w przypadku pana prezydenta: odpowiadając na pytania dotyczące tradycji chrześcijańskiej w preambule zgodziłem się na to, że ta konstytucja ma jakoś wyglądać.

A czego zabrakło w tych pytaniach?

Przede wszystkim omijają najważniejsze kwestie, których ta debata dotyczy. Nie ma ani jednego pytania o wzmocnienie niezależności sądów, chociaż od dwóch i pół roku ludzie w Polsce o tym ciągle dyskutują, wychodzą na ulice, pod Pałac Prezydencki i skandują, żeby sądy były wolne. Prezydent nie słyszy tego.

Pani Zofia Romaszewska rozmawiała z prezydentem na temat roli prokuratora generalnego wtedy, kiedy prezydent wetował te ustawy o sądownictwie. Nie ma ani jednego pytania o niezależność prokuratury. Czy nie trzeba by przypadkiem rozdzielić funkcję prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości? Czy nie trzeba by było uczynić prokuratury niezależnej od nacisków?

Tych pytań tam nie ma...

Dokładnie. Mało tego: toczą się wielkie dyskusje aksjologiczne na temat aborcji. Organizowane są "czarne marsze". Ogromne ilości kobiet chcą dyskutować o tej sprawie. Ludzie chcą dyskutować też o związkach partnerskich. A prezydent nawet się nie zająknął na ten temat. Nawet nie powiedział: to są ważne tematy, ale nie chcę o nich dyskutować. Nie powiedział nic. I mamy tutaj do czynienia nie z rozszerzaniem dyskusji, a z jej zawężaniem, a to zawsze jest czystą manipulacją. To tak, jakby prezydent powiedział: to ja tutaj zakreślam pole i tylko na nim się bawimy, nie można za nie wyjść. A to nie jest debata.

A to zawężenie nie jest spowodowane przypadkiem tym, że prezydent przestraszył się, że nie dostanie błogosławieństwa partii w zbliżających się wyborach?

Tak, widzę takie sytuacje i zmiany w tych pytaniach. Taką najbardziej wyrazistą jest inne podejście do jego kompetencji. Pamiętamy jak zapowiadał, że będzie pytał o to, czy w Polsce będziemy chcieli mieć system prezydencki, który będzie dawał mu więcej uprawnień, czy też zostawimy system parlamentarny. A teraz pyta tylko, czy prezydent ma mieć więcej uprawnień w zakresie polityki zagranicznej i obronnej. To są przecież już jego kompetencje i chce tylko odrobinkę je rozszerzyć i wzmocnić swoją pozycję w obecnym systemie. To jest ewidentne ustępstwo.

Ale czy to nie jest sygnał dla nas, że prezydent chce się tym przypodobać swojej partii?

No tutaj mamy właśnie taką nieprawidłowość. Jeżeli prezydent zapowiada, że "debatujmy, rozmawiajmy szeroko, otwieram debatę", a potem wycofuje się z tego i zawęża te tematy do takich, o których aktualnie rządząca partia jest w stanie rozmawiać, to jaka to jest dyskusja?! Żadna! I nie ma sensu jej prowadzić.

Wiemy już czego zabrakło w pytaniach prezydenta, a co jest w nich zbyteczne?

Po pierwsze część z tych pytań, czego nie rozumiem, pyta o rzeczy, które są już w konstytucji. Oczywiście może prezydent ma coś innego na myśli, albo te pytania są źle sformułowane. Ale na przykład prezydent pyta o kwestię ochrony pracy, albo o specjalną opiekę medyczną dla specjalnych grup społecznych, np. dla osób z niepełnosprawnościami. I to już jest w konstytucji! Jak ktoś przeczyta art. 68 ust. 3, to zobaczy, że tam jest gwarancja specjalnej opieki medycznej dla tych osób. Z kolei w innej części konstytucji mowa jest o pracy. Nie wiem po co wydawać ciężkie pieniądze podatników, żeby pytać o rzeczy, które są już w konstytucji.

Na tej liście są też pytania niebezpieczne. Mówię tutaj np. o tym pytanie, gdzie jest 500 plus. Chcę zwrócić uwagę, że to nie jest pytanie dotyczące tylko tego świadczenia. Prezydent pyta: czy ze względu na ochronę rodziny chcesz, żeby prawa nabyte były chronione i odnosi się to do takich świadczeń jak np. 500 plus. Jeżeli odpowiemy na to pytanie pozytywnie, to będzie to oznaczało, że właściwie raz dana pomoc musi być dawana na wieki wieków. Czy to będzie oznaczało, że kiedy ojciec rodziny dostanie zasiłek dla bezrobotnych i podejmie pracę, to nie można będzie mu zabrać tych pieniędzy, bo to będzie zamach na jego rodzinę i jej dobro?

To rzeczywiście wprowadza chaos w sferze socjalnej kraju!

Tak, dokładnie. I nie będzie można też zmienić charakteru danego świadczenia. Na przykład 500 plus. Nie zrobimy już 450 plus, albo 550 plus bez zmian w konstytucji. Zmierzam do tego, że to jest całkowicie populistyczne i nie ma potrzeby, żeby w konstytucji coś takiego zostało zapisane, bo od tego są ustawy.

To dlaczego prezydent zamieścił to pytanie?

Wydaje mi się, że prezydent rzuca trochę na przynętę takie elementy jak 500 plus licząc na to, że ludzie pomyślą "mam szansę zagwarantować sobie na zawsze 500 plus, więc pójdę do tego referendum". A przy okazji odpowiedzą na inne pytania, zwiększą frekwencję i w innym zakresie to referendum będzie wiążące. To jest nieczyste zagranie i prezydent jako dobrze wykształcony prawnik powinien wiedzieć, że konstytucja nie jest miejscem do wpisywania na stałe jakichś liczb, które potem w zależności od sytuacji mogą ulegać zmianie.

***
Marcin Matczak to polski prawnik, radca prawny, doktor habilitowany nauk prawnych, specjalista w zakresie teorii prawa, profesor nadzwyczajny na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.