Zaglądamy do najnowszego Rolls-Royce'a, a tam... fotele piknikowe w bagażniku!
Prędzej pomyślałabym, że pojadę na prezentację nowych nart w czerwcu, niż że będę miała możliwość jako jedna z pierwszych dziennikarek w Polsce podziwiać najnowszy model Rolls-Royce’a. Tymczasem stało się. Jestem w drodze do Monachium, gdzie moim oczom ukaże się Cullinan - najnowsze dziecko tej marki i pierwszy SUV.
Brygada RR
Do nobilitującego grona posiadaczy auta z dwiema charakterystycznymi literkami na felgach, które podczas jazdy pozostają cały czas w jednej pozycji (tak, by zawsze ładnie się prezentować) należeli najwięksi artyści w dziejach historii, politycy i możnowładcy, a wśród nich m.in.: Freddie Mercury, Marlene Dietrich, Simon Cowell czy David Beckham. Ciekawostką jest, że Elvis Presley miał aż trzy Rolls-Royce’y! Ale wiedzieliście, że swojego miał również… Józef Piłsudski? I gen. Władysław Sikorski. Rowan Atkinson kupił sobie RR na 50. urodziny - w ramach prezentu dla samego siebie, ukoronowania tego wyjątkowego momentu w życiu. I właściwie każdy Rolls-Royce i jego właściciel to osobna, indywidualna historia. Bo właśnie na takie stawia ta marka. Im dłużej rozmawiam z Frankiem Tiemannem, szefem działu komunikacji korporacyjnej w Europie Wschodniej, który opowiada mi ciekawostki na ten temat, tym bardziej przekonuję się, że naprawdę dobrze to wymyślili.
Rolls-Royce jest jak sklep z zabawkami dla dużych i bogatych chłopców. Marka jest w stanie stworzyć wymarzony model samochodu w aż 44 tys. odcieni. Nawet ja nie wiedziałam, że istnieje tyle kolorów. Tak, stworzyli już np. auto w kolorze lawendowym - bo w takim odcieniu były paznokcie partnerki pana, który miał takie życzenie. Stworzyli żółty model, a warto to odnotować chociażby dlatego, że zsynchronizowanie żółtego metalu i skóry tak, by były w jednym odcieniu to podobno spore wyzwanie. Mnie najbardziej rozczuliła historia mężczyzny, który przyszedł z autkiem z dzieciństwa i zażyczył sobie model dokładnie w takich kolorach. OK, jeszcze raz: przypomnijcie sobie ukochaną zabawkę z dzieciństwa i wyobraźcie, że w dorosłym życiu płacicie Rolls-Royce’owi kilka milionów złotych za jej wierną kopię. Jak mówią: tak trzeba żyć.
Rolls-Royce Cullinan w kosmicznej aranżacji.•Fot. naTemat
Największy diament
Gdy dojeżdżam na miejsce, moim oczom ukazuje się Cullinan: lśni jak diament, od którego nosi swoją nazwę, przemycając jednocześnie nutkę czegoś agresywnego. W otoczeniu luster wygląda dość kosmicznie - jakby właśnie wylądował na Ziemi, a ja jestem pierwszą Ziemianką, z którą będzie mógł zamienić kilka słów. Mimo że gabarytowo Cullinan jest naprawdę duży, nasze spotkanie należy do czułych. Projektanci przemycili kilka detali, które chwytają za serce, choć - niestety - lusterek na bocznych ściankach tylnych siedzeń nie znajduję. A ponieważ w Ghoście bardzo mi się to rozwiązanie spodobało, dopytuję Felixa Kilbertusa, szefa projektu, dlaczego z tego zrezygnowali.
W bocznych ściankach tylnej części Ghosta umieszczono lusterka, które świetnie sprawdzają się jako lusterko do szybkiej poprawki make upu.•Fot. naTemat
System multimedialny dla pasażerów tylnej kanapy w Cullinanie.•Fot. naTemat
Wysuwane z bagażnika skórzane fotele piknikowe to rodzaj gadżetu, który z jednej strony wywołuje uśmiech na twarzy, a z drugiej okazuje się naprawdę funkcjonalny.•Fot. naTemat
Po lewej: elegancki boks piknikowy, po prawej: narty w pokrowcu z tej samej skóry co kanapy w RR.•fot. naTemat
Dla kogo?
Cullinan wziął swoją nazwę od największego i najczystszego diamentu, jaki do tej pory znaleziono (nazwę nadano od nazwiska dyrektora angielskiej spółki diamentowej Thomasa Cullinana). Co ciekawe, kamień został podzielony na 105 części i trzy największe brylanty znajdują się w brytyjskiej koronie państwowej, koronie królowej Marii oraz w brytyjskim berle królewskim. Królewskie konotacje i znana wszystkim tradycja zobowiązują. Przez markę znowu przemawia pewny siebie przystojniak: ”Dzięki nowoczesnemu i funkcjonalnemu wzornictwu Cullinan z pewnością zyska status ikony pośród zalewających rynek nijakich SUVów” – czytam w informacji dla mediów. Na razie robi wrażenie jako użytkowy i luksusowy produkt (cena tego diamencika zaczyna się od 286 tys. euro netto, w Polsce dolicza się akcyzę i VAT) adresowany do bardzo jasno określonej grupy docelowej, którą są młodzi, bardzo zamożni i wpływowi ludzie. To właśnie ich marzenia tym razem spełnia marka w myśl cytowanych przez nią samą słów T.E. Lawrence'a (Lawrence z Arabii): „Rolls na pustyni ponad rubiny”.