Beata Szydło zostanie "wygumkowana"? Prezes PiS ma powód, by odstawić ją na boczny tor

Jarosław Karpiński
Czy wymuszona dymisja Krzysztofa Jurgiela to znak, że następną polityczną ofiarą zmian w rządzie będzie była premier Beata Szydło? Ona sama nigdy nie ukrywała, że z Jurgielem łączą ją specjalne relacje i zawsze broniła go przekonując, że "to jeden z najlepszych ministrów w jej gabinecie”. Mateusz Morawiecki chce jednak "umeblować” rząd, którym kieruje już pól roku, po swojemu. Tajemnicą poliszynela jest, że poza Jurgielem pozbyłby się najchętniej także Krzysztof Tchórzewskiego, Anny Zalewskiej, czy Mariusza Kamińskiego, ale nie ma na razie zielonego światła od prezesa Kaczyńskiego. Także Szydło ma coraz gorsze notowania, bo staje się wizerunkowym obciążeniem dla ekipy Morawieckiego. Zresztą ona sama czuje się już chyba marginalizowana i niepotrzebna.
Była premier Beata Szydło szybko straciła w rządzie PiS na znaczeniu Fot: Jakub Porzycki/AG
Ewidentnie widać, że Szydło została odstawiona na polityczną bocznicę niczym były szef MON Antoni Macierewicz. – Mamy do czynienia z wygumkowywaniem Szydło. Ona ma być wygumkowana i zgodziła się na to wygumkowanie. Po tym, jak zastąpił ją premier Morawiecki, widać było jeszcze, że próbuje walczyć, objęła stanowisko wicepremiera ds. społecznych, zaczęła objazd po kraju. Ale myślę że już zrozumiała, że z tandemem Morawiecki-Kaczyński nie wygra – ocenia dr Marek Migalski, politolog i były europoseł PiS.

"Już się poddała"
Dlaczego prezes postanowił poświęcić Szydło? – Ona ma być wygumkowana z tej historii dlatego, że była twarzą prosocjalnej polityki rządu i gdyby pozostała na swoim stanowisku do wyborów 2019 roku i PiS by wygrało te wybory, to byłoby to zwycięstwo nie tyle PiS, czy nawet Jarosława Kaczyńskiego co jej osobiście, byłaby twarzą sukcesu. A na to prezes PiS nie mógł się zgodzić i to był jeden z wielu powodów, dla których musiała zniknąć z urzędu premiera. Próbowała walczyć o pozycję w PiS, ale myślę, że już się poddała – przekonuje.


Podobnie jak dymisja Szydło z urzędu premiera także dymisja Jurgiela została politycznie wymuszona. Trzeba jednak przyznać, że odchodzący minister rolnictwa był dużym obciążeniem dla rządu. Jurgiela powszechnie krytykowano ostatnio za czystki w stadninach koni czy nieporadność w walce z ASF.

– To jest też sygnał o postępującym upadku pani Szydło. Pan Jurgiel, poza tym, że był człowiekiem Kaczyńskiego, uchodził też za człowieka Szydło. Kolejne osoby z ekipy Morawieckiego, które są ludźmi Szydło, odchodzą. Więc, moim zdaniem, rzeczywiście wicepremier Szydło idzie pod wodę właśnie” – komentował w "Kropce nad i” w TVN24 prof. Tomasz Nałęcz. – Zbliżają się wybory samorządowe. On w ogóle nie wiąże z partią polskiej wsi. On po prostu jest martwym polem – oceniał z kolei Jurgiela Ludwik Dorn, były "trzeci bliźniak” twierdząc, że to główny powód tej dymisji.

Wicepremier od niczego
Także Szydło, która w randze wicepremiera ds. społecznych stoi obecnie na czele specjalnie stworzonego dla niej Komitetu Społecznego Rady MInistrów ( tylko po to, aby miała gdzie pracować i zachować wysokie stanowisko rządowe), była w ostatnich miesiącach mocno krytykowana. Przede wszystkim za nagrody dla swojego rządu, które "nam się należały” (sama sobie przyznała 65 tys zł.), co przysporzyło sporych problemów PiS. Ale także za brak aktywności w sprawie protestu niepełnosprawnych i ich rodziców w Sejmie. Na dodatek w czasie kulminacji protestu wybrała się na dodatek na spływ Dunajcem z flisakami.

– To obrosło legendą. Na spływie Dunajcem byłam w pracy. Miałam zaplanowane wcześniej obowiązki. Spotkałam się z rodzicami i osobami niepełnosprawnymi z Krościenka – tłumaczyła się później. Ostatnio NIK ujawniła kwoty jakie Kancelaria Premiera przeznaczała na wizaż Szydło, co też wzbudziło wiele kontrowersji.



"Matka pisowskiego ludu"
Szydło nie chce jednak tracić kontaktu z bazą. Niedawno udzieliła wywiadu tygodnikowi "Sieci", w którym przekonywała m.in. że "polityka nie jest dla grzecznych dziewczynek". Pojawiła się na zjeździe klubów "Gazety Polskiej”, czyli najwierniejszych "żołnierzy” PiS. – Potrzebujemy was cały czas! Wasza siła naszą siłą! – zagrzewała i na przemian powtarzała "serdecznie dziękuję” i "kłaniam się nisko”. Wymieniła tylko dwa nazwiska polityków PiS, których "wściekle atakuje” opozycja - Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza. O Morawieckim nie wspomniała. Wspomniała za to, jak Viktor Orban radził jej, by pamiętać o "twardym i żelaznym elektoracie”, bo on się najbardziej liczy. – Czasami przychodzi taki moment, kiedy ma się dosyć, ale ja nie odpuszczę, Polska to jest wielka rzecz – pokrzykiwała.

Według Migalskiego jednym z elementów walki Szydło o zachowanie pozycji w partii były takie pokrzykiwania, szczególnie w Sejmie, gdy mówiła, że "te nagrody nam się należały”. – Bo Szydło chciała być kochana nie tylko przez elektorat, ale również przez działaczy. Przez chwilę jej się to udało, bo partia zawyła z rozkoszy po słowach o nagrodach, a ona dostała owacje na stojąco. Aktyw uznał wtedy byłą premier za być może nawet lepszego przywódcę niż Jarosław Kaczyński, bo pozwoliła temu aktywowi mówiąc Kaczmarskim "gwałcić, rabować, sycić wszelkie pożądania", tak jak Cezar pozwalał swoim żołnierzom – mówi politolog.

Nie mogło się więc obejść bez reakcji. – Prezes PiS wyjawił wówczas , że ona powiedziała o tych nagrodach z jego polecenia. Wiedział bowiem, że zagrała przeciwko niemu. Gdy sondaże pokazały że taki przekaz to jednak katastrofa, Kaczyński się od tego odciął. To był jeszcze moment, gdy walczyła z "gumką" "pokazując pazurki" – tłumaczy były europoseł PiS.

Przeczeka w Europarlamencie
Co dalej? Szydło już przyznała publicznie, że rozmawiała z prezesem Kaczyńskim o swoim starcie do Europarlamentu. – Są różne warianty i możliwości. W polityce jak w życiu nie wyklucza się żadnych rozwiązań – komentowała niedawno w Polsat News.

– Była premier musi poczekać na kolejne branie. Dlatego najlepszym sposobem jest startowanie do Europarlamentu i czekanie na moment, kiedy będzie mogła znowu powalczyć o swoją pozycję w obozie władzy, albo jeszcze przy Kaczyńskim, albo już po nim – wskazuje Migalski.