Monika Rosa #TYLKONATEMAT: Prawo musi odpowiadać chrześcijańskiej kulturze? W KRS obserwowaliśmy ideologiczne szaleństwo

Jakub Noch
– Dwóch ojców lub dwie matki tak samo kochają swoje dzieci, jak związki różnopłciowe. I wcale nie jest takie rzadkie. W Polsce w związkach jednopłciowych wychowywanych jest ok. 50 tys. dzieci. Jednak takie rodziny nie są objęte ochrona i nie mają wsparcia państwa. To tylko jeden z mocnych argumentów, które przekonują coraz więcej osób do tego, że trzeba w Polsce wprowadzić równość małżeńską – mówi #TYLKONATEMAT Monika Rosa, współautorka nowego projektu ustawy o związkach partnerskich.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Przez mecz Polska-Senegal na dalszy plan zszedł fakt, iż na obradach nowej KRS padły stwierdzenia, iż "prawa stanowione przez Rzeczpospolitą muszą odpowiadać chrześcijańskiej kulturze", a "Polska to nie jest demokratyczne państwo prawne liberalne"...

Mówiąc szczerze, jednak mnie to zaskoczyło. Wiem, że nowa tzw. Krajowa Rada Sądownictwa to jest fasada, a nie organ konstytucyjny. Wiedziałam, że będzie upolityczniona i ideologiczna, ale nie sądziłam, że w tak jawny sposób będą powoływać się na wiarę. Myślałam, że zachowają choć minimum pozorów, że będą przynajmniej udawać, że prawo i konstytucja coś dla nich znaczą. A jeśli wspominany cytaty z tych obrad KRS, to warto przypomnieć, iż jeden z sędziów stwierdził także, że rządzący "stanowią prawo przed Bogiem".
YouTube.com/Miłość Nie Wyklucza
Ja się na takie podejście nie zgadzam. Prawo tworzone jest dla obywateli. I nie ma znaczenia, ile mają lat, jakiej są płci, orientacji seksualnej i jakiego wyznania. Konstytucja mówi jasno, że nie wolno nikogo dyskryminować, z żadnego względu. Tymczasem w KRS obserwowaliśmy jakieś ideologiczne szaleństwo i czystą homofobię.


Mówicie na opozycji, że to dowód, iż Polska zamienia się w państwo wyznaniowe, ale czy na pewno dotąd nim nie była? Może po prostu dopiero teraz rządzą ludzie, którzy otwarcie to przyznają?

Ten stan rzeczy zależy tylko od polityków, którzy dają Kościołowi przywileje. Widzimy dziś efekt tego, co robiły kolejne ekipy rządzące. Kościół jest aktywny we wszystkich obszarach państwa. A najaktywniejszy w sprawach takich, jak prawa kobiet czy mniejszości seksualnej. Nie zapominajmy też o pozycji ekonomicznej Kościoła, który otrzymuje gigantyczne sumy z budżetu państwa.

Jednak to wszystko zależy tylko od decyzji politycznych, a nie wynika z polskiego prawa. W preambule naszej konstytucji jest jasno napisane, że ”naród polski to wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”. Czyli wierzący i niewierzący mają w Polsce takie same prawa!

Wielu z tych, którzy pamiętają, iż pracowała pani w Kancelarii Prezydenta w czasach – silnie związanego z Kościołem – Bronisława Komorowskiego może dziwić taka postawa.

W Kancelarii Prezydenta byłam urzędnikiem. Tak samo, jak bardzo wiele innych młodych osób, które wówczas przyszły tam z organizacji pozarządowych. Na tyle, na ile mieliśmy możliwości, staraliśmy się swoje poglądy wprowadzać do funkcjonowania Kancelarii Prezydenta. Organizowaliśmy rozmowy z NGO, czy debaty w sprawie praw kobiet i przyszłości młodego pokolenia.

Staraliśmy się realizować nasze wartości. Oczywiście, nie zawsze się to udawało. W moim przypadku tak było z językiem śląskim czy związkami partnerskimi. W Kancelarii Prezydenta nauczyłam się jednak przede wszystkim tego, że jeśli chce się coś zmienić, trzeba brać sprawy we własne ręce. Trzeba działać społecznie lub politycznie.

Wróćmy do wspomnianych na początku słów Wiesława Johanna i Macieja Nawackiego, które padły podczas opiniowania projektu ustawy o związkach partnerskich. Jeśli tak debatują o niej eksperci i sędziowie, to czego spodziewać się po debacie politycznej wokół projektu, którego jest pani współautorką?



Wie pan, na takich spotkaniach padają różne pytania. I my nie raz tłumaczymy na przykład to, że dwóch ojców lub dwie matki tak samo kochają swoje dzieci, jak związki różnopłciowe. Mówimy też o tym, że to wcale nie jest takie rzadkie. W Polsce w związkach jednopłciowych wychowywanych jest ok. 50 tys. dzieci. Jednak takie rodziny nie są objęte ochrona i nie mają wsparcia państwa. To tylko jeden z mocnych argumentów, które przekonują coraz więcej osób do tego, że trzeba w Polsce wprowadzić równość małżeńską.

Czy nie jest jednak tak, że Nowoczesna ostatnimi czasy stawia na projekty politycznie samobójcze? Wzywacie do przyjęcia kojarzącego się Polakom z drożyzną euro, chcecie likwidacji zasiłku 500+. Legalizacja związków jednopłciowych to także coś, przeciwko czemu murem staje co najmniej pół Polski.

A politycy muszą stawać po właściwiej stronie. Związki partnerskie to jest walka o to, by 2 mln obywatelek i obywateli – bo o takiej skali mówimy – poczuli się w Polsce bezpiecznie. Nastolatkowie, którzy odkrywają swoją orientacją, w większości zmagają się z myślami samobójczymi lub cierpią na depresję. Bo nie mają nadziei na to, że ułożą sobie w Polsce życie tak, jakby tego chcieli. Ja chcę walczyć o to, by Polska stała się krajem, w którym będą oni pełnoprawnymi obywatelkami i obywatelami.

Brzmi wspaniale, ale co z walką o poparcie dla partii?

Jesteśmy partią liberalną i wyznajemy liberalne wartości. Walka na populizmy się skończyła. Widoczna jest w Polsce pewna zmiana. To efekt tych protestów z lata ubiegłego roku, czy Czarnego Protestu. Coraz więcej Polaków chce mieć prawo do decydowania o swoim życiu. I jestem pewna, że wielu z nich będzie głosowało na takich polityków, jak my. Na polityków, którzy prezentują wartości liberalne i nie boją się o nich mówić. Liczę, że moi wyborcy docenią, iż wierzę w świeckie państwo, w którym każdy człowiek jest równy.

Mówi pani o pewnej zmianie... Zmianę widać też w sondażach, w których Nowoczesna od końca zimy nie notuje wyników wyraźnie powyżej progu wyborczego. Historia polskiej polityki uczy, że zwykle nie ma już ratunku dla partii, która znajduje się w takiej sytuacji.

Kiedy Nowoczesna powstawała 2015 roku też wszyscy mówili, że taka formacja nie da rady. A jednak w zaledwie kilka miesięcy udało nam się zapracować na poparcie, które pozwoliło wprowadzić posłów do Sejmu. Natomiast dziś mamy przede wszystkim czas budowania koalicji. Wierzę, że zbliżające się wybory samorządowe - a ostatecznie także te prawdopodobnie historycznej wagi wybory parlamentarne w 2019 roku - wygra koalicja sił demokratycznych.

Wiele spekuluje się ostatnio o politycznej przyszłości gwiazd Nowoczesnej. Już rozgląda się pani na rynku transferowym? Za ofertą PO, rosnącego w siłę SLD, a może podejmiecie próbę stworzenia czegoś nowego? Tylko proszę o szczerość wobec naszych czytelników...

Mam bardzo jasno sprecyzowane poglądy. To po pierwsze. Po drugie, jako szefowa regionu śląskiego Nowoczesnej jestem odpowiedzialna za mnóstwo ludzi. Także za tych bardzo dobrych kandydatów, którzy wystartują w wyborach samorządowych. I wyżej stawiam walkę o zwycięstwo, dobry wynik naszej koalicji niż własne ambicje polityczne. Do Nowoczesnej przyszłam z jasnym planem na to, co chcę robić. Żadna inna partia na rynku tych oczekiwań dziś nie spełnia.

To, co będzie działo się w 2019 roku jest tak ważne dla Polski, że ego do kieszeni musi włożyć każdy z nas. Dziś musimy zająć się tym, jak przywrócić w Polsce rządy prawa, a nie tym, który z liderów lepiej okopie się na swoim stanowisku. Teraz musimy być wspólnotą.