Myślałam, że trafiłam na największego kibica w Polsce. Prawda o tym balkonie okazała się zupełnie inna

Alicja Cembrowska
Dzień jak co dzień, leciałam do pracy pomiędzy blokami i wtedy kątem oka zobaczyłam TO. Balkon przystrojony na mundial w taki sposób, którego nie powstydziłaby się najlepsza strefa kibica. Za tym po prostu musiała kryć się jakaś historia. Gdy parę dni później polska kadra sama sprawiła sobie łomot z Senegalem, a później skompromitowała się w meczu z Kolumbią, pomyślałam, że wiem, gdzie mieszka najsmutniejszy kibic w Polsce. Nie spodziewałam się jednak, że wcale nie będzie to jeden człowiek i wcale nie taki bardzo smutny.
Fot. Archiwum prywatne
W poszukiwaniu najwierniejszego kibica
Stałam pod blokiem dobrych kilka minut. W jaki sposób policzyć, który lokal może zamieszkiwać autor oryginalnej instalacji? Te kanciaste ochockie bloki… Nareszcie, doczekałam się i z budynku wyszedł starszy pan. Na pytanie o "ten charakterystyczny balkon" od razu wiedział, o kogo chodzi. – To taka fajna rodzina, ta pani na pewno jest teraz w mieszkaniu. Zapraszam, ja pokażę – zaprosił.

I pokazał. Przyszłam z założeniem, że poznam "największego polskiego kibica", zobaczę łzę, usłyszę jęk zawodu, mięsisty wulgaryzm, może nawet będę świadkiem ostentacyjnego zerwania instalacji. Według mojego wyobrażenia miałam porozmawiać z mężczyzną absolutnie zakręconym na punkcie piłki nożnej, zobaczyć miejsce, w którym przeżył emocje z dwóch pierwszych meczów reprezentacji, dowiedzieć się, co mu wpadło do głowy, żeby w taki sposób ozdobić swój balkon.


Tymczasem...

Drzwi otworzył mi pan Wiktor w towarzystwie chłopca w koszulce polskiej reprezentacji. To Samuel. W głębi były dwie dziewczynki, Róża i Hiacynta, jeszcze lekko zawstydzone krążyły wokół mamy, Justyny, która za moment wróciła z malutkim Jeremim w ramionach. Nikodem czekał już przy stole.

Czy uważa się pan za największego kibica polskiej reprezentacji? – zapytałam na wstępie i trochę się zmieszałam, gdy pani Justyna z mężem zareagowali śmiechem i zgodnie odpowiedzieli: "Raczej najbardziej pomysłowego". I mającego dwóch pomocników – Samuela i Nikodema.
Moje pierwsze podejście do balkonuFot. Alicja Cembrowska
Po mojej prawej stronie zasiadły dziewczynki z mamą, po lewej panowie. Wszystkie dzieci wiernie towarzyszyły nam podczas rozmowy, chłopcy otwarcie określili swoje sympatie futbolowe. Nikodem podczas Mistrzostw Świata kibicuje Portugalii, ale jego ulubionym zespołem jest Real Madryt. Samuel wspiera Hiszpanię, a szczególnie FC Barcelonę. Tak jest, bracia stoją po przeciwnej stronie barykady – ze śmiechem podpowiada mi pan Wiktor, któremu od razu przyznałam, że o piłce nożnej wiem tyle, co... No, niezbyt wiele. Punktem wspólnym jest Legia Warszawa, której kibicują wszyscy z rodziny. Panowie nie ukrywają również sympatii do Roberta Lewandowskiego.

Uff, przynajmniej od razu zostałam uspokojona, że 24 czerwca, gdy Polska przegrała z Kolumbią, a ja zastanawiałam się, co u "pana od balkonu", na szczęście dramatu nie było. – Oczywiście kibicowaliśmy naszej drużynie, ale nie mieliśmy możliwości, by pojechać do Rosji. Szukaliśmy innego sposobu, by pokazać nasze wsparcie i tak powstała instalacja. Czy jesteśmy zawiedzeni? Na pewno trochę tak. Starszy syn nazwał to raczej smutkiem, ale mimo wszystko będziemy oglądać kolejne mecze. Dla nas mistrzostwa się nie skończyły – mówią.

Futbol przekazywany genetycznie
Pan Wiktor od zawsze interesował się piłką nożną. – Gdy byłem dzieckiem, to był to jedyny z tak powszechnie dostępnych sportów. Urodziłem się na wsi, w której było boisko i to była miejscowa atrakcja dla młodzieży. Na studiach grałem w AZS, ale nigdy nie uprawiałem tego sportu zawodowo.

Na te wspomnienia szybko zareagowała pani Justyna. – Mąż był bramkarzem, ale takim bardzo zaangażowanym! Raz nawet złamał przez to rękę. Właśnie w czasie studiów, mieszkając w akademiku, para kibicowała wspólnie. Teraz, jak sami przyznają, mają trochę mniejsze możliwości, by chodzić na stadion czy całkowicie poświęcać się temu zainteresowaniu. Pan Wiktor podkreśla jednak, że chociaż zmienił się sposób na realizowanie pasji, to nadal jest ona częścią życia rodziny.
Nikodem i Samuel ze swoim dziełemFot. Archiwum prywatne
– Bardzo lubię oglądać rozgrywki, w których biorą udział chłopcy. Szkolne, na poziomie podstawówki. Dzieci się angażują, przeżywają, dają z siebie wszystko. Dla nich strata gola to wręcz koniec świata, ze wszystkich sił starają się zwyciężyć. Tego zabrakło mi podczas wystąpień naszej reprezentacji. Tego popularnego "gryzienia murawy", zapału, walki do końca, którą widzę u młodych chłopaków. Towarzyszą im prawdziwe emocje, nie pod kamerę, jak to niestety często bywa podczas dużych wydarzeń sportowych – opowiada.

Hejt, hejcik, cierpienie narodowe
Nawet nie będąc wielką fanką piłki nożnej, a może właśnie tym bardziej, niejako muszę zgodzić się z panem Wiktorem. Na pewno to, co oglądaliśmy w pojedynku z Senegalem czy Kolumbią, trudno porównać z poziomem zaprezentowanym podczas Euro 2016. I rozumiem rozgoryczenie tych, którzy naprawdę wierzyli w powtórkę sprzed dwóch lat.

– Kibicem się jest albo nie jest. Prawdziwy kibic wspiera drużynę zawsze, ale to nie znaczy, że nie widzi słabych stron. Według mnie nasi piłkarze nie poradzili sobie od strony psychicznej. Może spowodowały to za duże oczekiwania, za duże ciśnienie, to porównywanie właśnie, chociażby do Euro? Inna sytuacja była wtedy, inna jest teraz. Ktoś, kto śledzi temat, wie, który piłkarz miał kontuzję czy po jakiej przerwie wrócił na boisko – wymienia jednym tchem.

...wcinam się, bo o kontuzjach i przerwach pojęcia nie mam. Jako laik wiem jednak, kto, w jakiej reklamie wystąpił i co by zrobiła Krystyna Pawłowicz po tej "sromotnej porażce" w Rosji – nakazałaby natychmiastowy powrót kadry i zwrot kosztów. – Wydaje mi się, że łączenie polityki i sportu jest nieuniknione. Mistrzostwa kojarzą się z pozytywnymi emocjami. Jeżeli nasza drużyna odnosiłaby sukcesy, to politycy niejako by je sobie zawłaszczyli, czyli tym samym pozytywne emocje przenosiłyby się na nich. A wypowiedź pani Krystyny jest o tyle niefortunna, że Polacy nie mogą sobie ot tak wrócić. Muszą grać do końca, by być fair względem innych drużyn z grupy i kibiców. My na pewno całą rodziną obejrzymy mecz. A jeżeli chodzi o reklamy... Gdy zbliżają się mistrzostwa, to tak to działa we wszystkich krajach – mówi Pan Wiktor.
Pan Wiktor, Nikodem i SamuelFot. Alicja Cembrowska
Jak zatem reagować na zachowanie kibiców, które już nawet nie jestem nagonką, a obrzydliwym hejtem? Pan Wiktor najpierw zanucił słynne "nic się nie stało...", ale po chwili już całkiem poważnie dodał: – Tym, którzy pozwolili sobie na chamstwo w stosunku do piłkarzy, odpowiedziałbym, żeby zastanowili się, czym jest kibicowanie. W tym chodzi o relację! Z reprezentacją narodową trochę jak z dzieckiem, musisz ją kochać bez względu na to, jaka jest – mówi ze śmiechem.

Zdjęcia piłkarzy na ochockim balkonie...
...nie są zatem wielkim manifestem, z jednej strony rozczulającym, z drugiej mogącym być pretekstem do szyderstwa. – Instalacja miała być gestem solidarności, pobudzić aktywność. Chcieliśmy pokazać, że można wziąć nożyczki, papier i zrobić coś wspólnie – mówi pan Wiktor, a chłopcy dodają, że to tata wpadł na pomysł, ale oni zareagowali na niego na tyle entuzjastycznie, że wspólnie wcielili go w życie: wybrali i wydrukowali portrety, zalaminowali, by były odporne na deszcze niespokojne, regularnie śledzili decyzje związane z kadrą. Jedyną przeszkodą okazał się zbyt mały balkon – zabrakło miejsca na sztab medyczny i wszystkich innych, może niebiegających po murawie, ale równie pracujących przy meczu.

Rodzina oglądała jednak zmagania Polaków z Senegalczykami z dala od swojego dzieła. Samuel spędzał czas we Wrocławiu, gdzie emocje dzielił z uczniami swojej klasy, a pan Wiktor z młodszym Nikodemem byli akurat w Łowiczu. – Gdy Polacy strzelili gola, to wszystkie dzieci krzyczały: "Jeszcze jeden, jeszcze dwa, jeszcze tyle, ile się da". Fajnie było obserwować ich emocje – wspomina tata chłopców. I dodaje, że drugi mecz obejrzeli u znajomych. – Po pierwszym straconym golu, wyszliśmy sami pograć w piłkę, raz na jakiś czas zerkając na transmisję. Wydało nam się, że to zdrowszy sposób na odreagowanie, niż negatywne komentarze w internecie. Trzeci mecz obejrzymy już w domu, na komputerze.
Fot. Archiuwm prywatne
Co powiedzieliby piłkarzom, którzy zawiedli te gorące oczekiwania? Samuel i Nikodem zgodnie przyznali, że byłyby to słowa o nadziei, która niestety nie została spełniona i o walce, którą nie wszyscy zawodnicy podjęli.

– Słuchajcie, jestem smutny. Uważam, że zabrakło w was walki. Weźcie się do roboty. Jest wiele osób, które podejmują walkę i mam na myśli różne aspekty życia. Pamiętajcie, że jako reprezentacja gracie dla wszystkich. Chociaż możliwe, że w rozmowie z nimi powiedziałbym to trochę dosadniej, bo, że mi "przykro i smutno" to mogę mówić w rozmowie z synami. I co jeszcze bym zrobił? Pokazałbym im syna. Codziennie toczymy walkę o to, czy będzie chodził, czy nie. Chyba ta wola walki jest dla mnie w życiu najważniejsza – dodaje tata chłopców.

Samuel, Nikodem i pan Wiktor jeszcze nie zdecydowali o dalszych losach instalacji. Mają kilka pomysłów. Wstępnie miała wisieć na balkonie do ostatniego meczu polskiej reprezentacji. Teraz chłopcy proponują, żeby wizerunki piłkarzy zastąpić flagami krajów, które nadal pozostały w grze, a tata zastanawia się nad wykorzystaniem części materiałów na wykonanie czegoś trochę odmiennego tematycznie, z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.

A na koniec obstawiamy, kto zdobędzie tytuł mistrza świata w piłce nożnej!
Nikodem: Portugalia
Samuel: z nutą niepewności stawia na Hiszpanię
Pan Wiktor: Anglia
Pani Justyna (namówiona przez synów): Brazylia
Róża (pod wpływem braci): Niemcy
Hiacynta: Nie przemówiła, ale bracia uznali, że stawia na Francję
Jeremi (ma dopiero niecały rok, ale wierzymy, że tak właśnie obstawia): Belgia
Autorka tekstu: nie wiem, przecież ja się nie znam!