Koniec memów w sieci? Oto, do czego może doprowadzić nowe unijne prawo

Mateusz Marchwicki
Wbrew pozorom pytanie o przyszłość internetowych memów nie jest wcale takie zabawne jak większość z takich obrazków. Nowe przepisy, którymi zajmują się europosłowie, wywołały już pokaźne zamieszanie i sporo wątpliwości. Co tak naprawdę oznacza nowe prawo i czy rzeczywiście memy odejdą w niepamięć?
Pojawiły się obawy, że już niedługo takich memów w internecie nie zobaczymy. Fot. kolaż memów z: kwejk.pl, fb.com/nowoczesnymaiozm, wykop.pl
Zamieszanie wokół memów, przeróbek i parodii w internecie rozpoczęło się już jakiś czas temu. Jednak dopiero przy okazji kończenia prac Komisji Europejskiej i głosowania nad nowym prawem autorskim zainteresowanie tematem przybrało kształt ostrzeżeń i apeli o aktywny sprzeciw skierowanych do internautów. Użytkownicy obawiają się cenzury. Czy codzienna rozrywka milionów użytkowników internetu zostanie z dnia na dzień zakazana?
A Ty jak myślisz?
czy
Tak jak ACTA
Internet już zauważył nową dyrektywę Unii Europejskiej. Od razu pojawiły się nawiązania do 2012 roku i prób wprowadzenia w życie przepisów porozumienia ACTA, przeciwko któremu na ulice europejskich miast (a w szczególności polskich) wyszły tysiące młodych osób. Był to jeden z najjaskrawszych przykładów oddolnego obywatelskiego sprzeciwu w Polsce XXI wieku.
Fot. Łukasz Ogrodowczyk/Agencja Gazeta
Nowe prawo
Skąd dokładnie wzięły się kontrowersje wokół memów i internetowych przeróbek? Chodzi o nową dyrektywę Unii Europejskiej dotyczącą praw autorskich. Nad zmianami pracowano od 2016 roku, ale dopiero kilka miesięcy temu prace nad nowymi regulacjami weszły w decydującą fazę. Główne założenia zmian dotyczą co prawda zagadnień rozwoju gospodarki, innowacyjności, rynku cyfrowego i związanych z nimi praw autorskich. Wielu ekspertów twierdzi, że nowa dyrektywa (w tym przypadku artykuł 13) jest zagrożeniem dla swobodnej wymiany informacji i pomysłów, co ma w szczególności uderzyć w start-upy oraz małe i średnie przedsiębiorstwa. "Po głowie" mają też dostać internetowi wydawcy i media – będą musieli m.in podpisywać umowy licencyjne na wykorzystanie choćby najkrótszego tekstu innego niż swojego autorstwa. O szczegóły zapytaliśmy Michała Kanownika, prezesa ZIPSEE Cyfrowa Polska.

Jest to regulacja która nakłada na rynek automatyczny obowiązek płacenia za udostępnianie treści czy publikowanie linków, które pojawiają się w mediach. Gdyby to było wszystko, zdecydowana większość powiedziałby, że to dobre rozwiązanie – ktoś napisał artykuł, należą mu się pieniądze. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Podobne rozwiązanie było testowane w Hiszpanii jako prawo krajowe. I jakie są tego konsekwencje? Wykorzystywanie linków i treści w internecie robi się drogie. Każdy wydawca musi zapłacić za to, że umieści link. Jeśli jestem dużym agregatorem treści, to siłą rzeczy wybiorę dużego wydawcę, który jest bardziej poczytny, zamiast jakieś lokalne medium. A to wprost prowadzi do zamykania lokalnych wydawców, bo z samych reklam nie są w stanie wyżyć.

Kanownik zwraca też uwagę na dostęp do informacji i ich zasięg, który będzie zależny od aspektu ekonomicznego. – To jest też ograniczenie dostępu do treści, jeżeli popatrzymy na to od strony użytkownika internetu. Bo to ekonomia będzie decydowała, jaka informacja pojawi się "w obiegu", a jaka nie. Inaczej mówiąc, pojawi się to, co będzie ekonomicznie opłacalne. Tego, co się nie zwróci, nie będziemy mieli szansy przeczytać – zwraca uwagę prezes Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego.

Memy
Jednak największe emocje wśród przeciętnych użytkowników sieci wzbudza art. 11 dyrektywy, mówiący o udostępnianiu przez serwisy internetowe utworów chronionych prawem autorskim przez użytkowników internetu. Dotyczy to zarówno udostępniania tekstów, filmów czy muzyki, jak i memów, mash-upów i parodii. Nasz rozmówca wskazuje na jeszcze większe zagrożenie dla użytkowników sieci niż w przypadku artykułu 13, z którym problemy będą miały media.

Ten artykuł jest jeszcze bardziej niebezpieczny dla odbiorców. Każdy artykuł, każdy facebookowy post czy komentarz, ale też mem i zdjęcie, przed publikacją będą musiały być sprawdzane pod względem ewentualnego naruszenia praw autorskich. To de facto oznacza prewencyjną cenzurę.

Ekspert zwraca też uwagę na technologiczny absurd nowych zapisów. Filtrowanie treści oznacza sprawdzanie choćby najmniejszego komentarza czy zdjęcia. – Technologicznie jest to trudne do wykonania. O ile tacy giganci jak na przykład Google sobie z tym poradzą, o tyle na przykład naTemat musiałoby przed publikacją każdego komentarza do każdego artykułu sprawdzić, czy coś nie narusza prawa autorskiego. To jest niemożliwe. Najprostszym rozwiązaniem będzie wtedy wyłączenie możliwości komentowania – mówi Michał Kanownik.

Jednak nie chodzi to tylko o memy. Jeżeli nowa dyrektywa weszłaby w życie, problemy zaczęłyby się także ze... zdjęciami na Facebooku.  – Możemy przytoczyć jeszcze bardziej kuriozalny przykład. Jesteśmy na wakacjach w Paryżu, robimy zdjęcie Wieży Eiffla i wrzucamy je na Facebooka. Jest w internecie tyle zdjęć tego miejsca, że trudno zrobić jakieś oryginalne ujęcie. Jak wtedy udowodnimy Facebookowi, że jest to nasze zdjęcie, a nie nielegalnie skopiowane z sieci? – tak skrajny, choć dający do myślenia przykład, podaje nasz rozmówca.

Wszyscy eksperci przyznają, że nowe prawo autorskie jest mgliste i nieprecyzyjne. Zostawia też duże pole do interpretacji i nakłada ogromne obowiązki na wydawców i media. A one odbiją się na zwykłych użytkownikach sieci. Dalszy krok w uchwalaniu przepisów będzie miał miejsce już 5 lipca. Wtedy zapadnie decyzja o tym, czy stanowisko Komisji Prawnej z 20 czerwca PE przyjmie jako swoje. Jeżeli nie będzie sprzeciwów Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej, do ostatecznego głosowania w PE może dojść w styczniu 2019 roku.
WNIOSKI

FAłSZ

Nowa dyrektywa nie zabrania tworzenia memów, parodii czy przeróbek. Problemem może być jednak ich publikacja i udostępnienie w sieci. Każdy wydawca (media społecznościowe, serwisy informacyjne, a nawet portale z memami) będzie musiał sprawdzić, czy dana treść nie narusza czyjegoś prawa autorskiego. A to wielokrotnie jest bardzo trudne do jednoznacznego zweryfikowania. Może więc wystąpić tzw. cenzura "na zapas".