"Wstyd dla Rzeszowa". Miasto chciało pomóc zagranicznym studentom, a obudziło jakieś demony
– Sprawa wywołała tak wiele emocji, że uznaliśmy, że nie warto trwać przy naszym zamiarze. Obudziły się jakieś niezrozumiałe dla mnie demony. Dlatego doszliśmy do wniosku, że - nie bez aktywnej pomocy naszych kolegów z PiS-u - dostarczamy im tylko dodatkowej pożywki, co wywoła tak negatywne konsekwencje, że gra nie będzie warta świeczki – mówi naTemat Andrzej Dec. On sam dostał parę telefonów w tej sprawie, co jak zaznacza, nie często mu się zdarza: – Jeden głos był nawet taki, że za to, co zrobiliśmy, będziemy wisieć. Potraktowałem to jako słaby żart.
"Polak płaci, utrzymuje, cudzoziemiec podróżuje"
Poszło o bilety. Zwykłe, darmowe, na komunikację miejską, wiele takich programów powstaje ostatnio w Polsce. Ale tu, w Rzeszowie, pomyślano o zagranicznych studentach. W mieście jest ich około 2 tysięcy, głównie z Ukrainy, ale też m.in. z Chin, Indii. Polskich jest około 50 tysięcy. Na reakcje nie trzeba było długo czekać.
Pomysł był autorskim projektem prezydenta Tadeusza Ferenca. – Z niczego zrobiła się sprawa polityczna. Młodzież Wszechpolska protestowała, radni PiS podnieśli larum. Mówienie, że dając darmowe bilety zagranicznym studentom dyskryminujemy polskich, to chwyty poniżej pasa. I tak populistyczne, że aż boli. Trochę wstyd dla miasta, że tak się to skończyło. Niepotrzebnie poszło to w Polskę. Ale myślę, że prezydent nie odpuści – mówi w rozmowie z naTemat Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta.
Twierdzi, że chodziło bardziej o gest. O zupełnie symboliczną sprawę. – W skali roku bilety kosztowałyby 500-600 tys. zł. Ale nikt nie patrzy na to, że cudzoziemcy nie studiują tu za darmo. Oni płacą. I to, jak powiedział rektor, kwoty kształtują się od 3,5 tys. zł do 36 tys. zł rocznie za kierunek lekarski, najdroższy. Ci studenci wynajmują tu mieszkania, robią zakupy, żyją. I zostawiają w Rzeszowie pieniądze. A ilu jest takich, którzy znajdują tu pracę i zostają? Darmowy bilet dla nich miał być pewnym symbolem, który poszedłby dalej w świat – uważa rzecznik.
Niektórzy również podchwytują to w komentarzach:
PiS: "Chcieliśmy zniżek dla wszystkich"Wiadomo, że im więcej studentów w mieście, tym lepiej dla miasta i dla uczelni. Również z tego powodu, że uczelnie muszą się umiędzynarodawiać, bo to jest jedno z kryteriów ich oceny. Oczywiście nikt nie liczył na to, że ktoś jako główne kryterium wyboru miejsca studiów uzna bezpłatne przejazdy komunikacją miejską. Ale mógł to być jakiś dodatkowy argument. Gadżet, który mógł kogoś zachęcić.
To, co się wydarzyło, nasi rozmówcy rozpatrują w kontekście politycznym. Przewodniczący Rady Miasta: – Obawiam się, że radni PiS skorzystali z okazji i podkręcili temat. Od początku byli przeciw. Młodzież Wszechpolska przyszła już na pierwszą sesję. Podejrzewam, że nie pojawiła się przypadkiem.
Jeden z radnych PiS przekonuje nas jednak, że oni wcale nie byli przeciwko ulgom biletowym dla zagranicznych studentów. – Klub radnych PiS złożył najpierw uchwałę, żeby dotyczyło to wszystkich studentów, również naszych. Mamy przykłady, gdzie rodzice naszych studentów, Polaków, bardzo dużym wysiłkiem kształcą swoje dzieci. Dlatego najpierw chcieliśmy, żeby wszystkim studentom dopłacać do biletów. Dopiero następnym wnioskiem było wycofanie uchwały, która dyskryminuje polskich studentów – mówi naTemat Roman Jakim, radny PiS i przewodniczący rzeszowskiej Solidarności.Następnie PiS zwołał sesję nadzwyczajną, na którą wniósł projekt uchwały uchylający tamtą, a dodatkowo zaproponował bezpłatną komunikację dla dzieci i młodzieży szkolnej oraz dodatkowe 25 proc. ulgi na bilety MPK dla wszystkich studentów. Z powodów, o których wyżej, przyjęliśmy pierwszą z tych uchwał, a drugą odrzucili. Argumentowałem to m.in. tym, że tego rodzaju rozdawnictwo robione tuż przed wyborami - w istocie rzeczy na konto przyszłego zwycięzcy - jest co najmniej podejrzane.
W tej sprawie każdy na pewno ma swoje racje. I każdy, jak się okazuje, ma nadzieje, że każde rozwiązanie da się kiedyś wprowadzić.
– Mam nadzieję, że temat wróci przy lepszym układzie – zaznacza Roman Jakim.
– Ja jednak nie akceptuję rozumowania prowadzącego do takich emocji – twierdzi Andrzej Dec.
Uważa, że może jeszcze kiedyś przyjdzie czas, że takie działania spotkają się z powszechną akceptacją: - W każdym razie, póki co problem rozwiązano, studenci zaczynają wakacje i mam nadzieję, że sprawa na tym się zakończy, bo w sumie zostało jak było.Proszę zauważyć, że gdybyśmy podobnego rzędu kwoty wydali na akcję promocyjną Rzeszowa w zagranicznych miastach, to na pewno o żadnej dyskryminacji nikt by nie wspomniał. Dlatego twierdzę, że chodzi bardziej o symbole, albo co gorsza o wykorzystanie zawiści do kampanii politycznej, co w przypadku PiS nie jest niczym nowym. Rozumiem jednak, że z emocjami dyskutować trudno. Więc, żeby je uszanować, a nie doprowadzić do eskalacji sporu, wycofaliśmy się z tego pomysłu.