Alternatywa dla konturowania: strobing to jeden z najbardziej podchwytliwych trendów w makijażu. Jak zrobić go dobrze?

Monika Przybysz
Czasy, kiedy głównym domowym orężem w walce o lepsze rysy twarzy był grubaśny pędzel sowicie obsypany sypkim pudrem odeszły słusznie w niepamięć. Dzisiaj, kiedy możemy przebierać w setkach rodzajów kosmetyków dopasowanych do każdego typu cery, problem jest inny: techniki w makijażu pojawiają się i znikają szybciej niż przeceny w sieciówkach. Jeszcze nie zdążyłyśmy osiągnąć mistrzostwa w konturowaniu, a już trzeba się uczyć czegoś nowego. W letnich stylizacjach króluje bowiem strobing.
Fot. naTemat
Z tą dość osobliwie brzmiącą nazwą zdążyliśmy się osłuchać już parę sezonów temu, kiedy na pokazach kolekcji największych domów mody pojawiały się modelki o niezwykle “błyskotliwych” twarzach. Wtedy jeszcze trudno było wyrokować, czy artystyczne odstępstwo od ugruntowanej przez lata, matowej normy przedostanie się do mainstreamu. Producenci kosmetyków postanowili zaryzykować i zapełnić półki produktami, których głównym zadaniem było sprawić, żeby nasza twarz błyszczała.

Dla kogoś, kto nigdy nie próbował wymodelować twarzy “błyskiem” i od lat trzyma się sprawdzonych patentów związanych z konturowaniem, wiadomość, że rozświetlanie działa jak złoto, może być szokiem.

Dotychczasowe założenia “perfekcyjnego makijażu” dopuszczały błysk najwyżej na powiekach czy ustach, lub ewentualnie w postaci opalizującego pudru, z którym i tak trzeba było mocno uważać, bo brokatowe drobinki sprawdzają się jednak głównie w makijażach wieczorowych.
Fot. naTemat
Strobing z konwencją sylwestrową nie ma jednak nic wspólnego. Kosmetyki rozświetlające mają za zadanie sprawić, że wybrane partie twarzy będą błyszczeć, ale nie mienić się wszystkimi kolorami tęczy.

W strobingu najważniejsze jest zachowanie złotego środka, bo przesadzić można też w drugą stronę. Naprawdę niewiele trzeba, aby zamiast efektu rozświetlenia, nieumyślnie osiągnąć efekt przetłuszczenia.

Wobec powyższego, wiele z was zada sobie pewnie pytanie...

Czy rzeczywiście jest po co się męczyć?
Odpowiedź brzmi: zdecydowanie, zwłaszcza latem, kiedy już na sam widok ciężkich, kremowych kosmetyków do konturowania robi się gorąco. Rozświetlając wybrane partie twarzy można osiągnąć ten sam efekt, czyli podkreślić kości policzkowe, wyostrzyć dolną części żuchwy, czy zwęzić optycznie nos.



Precyzja jest tu dość ważna, bo o ile delikatna smuga “światła” biegnąca wzdłuż kości policzkowej optycznie ją wyostrzy, to błyszcząca plama rozlana po całym policzku całkowicie zniweczy nasze próby wymodelowania twarzy.

Nie tylko pudry i róże
W ofercie Eveline znalazłyśmy jeszcze dwa świetne kosmetyki rozświetlające. Pierwszy z nich to kredki Contour Sensation o numerach 3 i 4 - idealne właśnie do precyzyjnego nanoszenia “błysku”.
Fot. naTemat
“Trójką” czyli highlighterem, można podkreślić grzbiet nosa, kości policzkowe i środek czoła. Jego kolor jest delikatny, a konsystencja na tyle kremowa, że kosmetyk bez problemu zlewa się niemal z każdym odcieniem skóry, pozostawiając na wybranych miejscach lekką poświatę.

“Czwórka” to już typowy kosmetyk do strobingu - jasny, mocno rozświetlający, dlatego warto stosować ją z umiarem: wystarczy wąska kreska podkreślająca łuk brwiowy lub obszar nad kością policzkową, albo kropka pośrodku podbródka czy na łuku kupidyna (pomiędzy nosem i ustami).

Drugim hitem jest Cream Face Illuminator, czyli rozświetlacz w płynie. Kosmetyk konsystencją przypomina płynny fluid, więc można wykorzystywać go na dwa sposoby - jako klasyczny, punktowy rozświetlacz, lub dodatek do kremu na dzień.
Fot. naTemat
W pierwszym przypadku, Cream Face Illuminator służy do mocnego rozświetlenia strategicznych obszarów twarzy. Jest dość mocno napigmentowany, więc aby idealnie zlał się ze skórą najlepiej popracować nad nim gąbeczką. Opłaca się jednak do tej czynności przyłożyć, bo nagrodą, w zależności od wybranego odcienia, jest rozświetlenie w fenomenalnym odcieniu bladego, perłowego różu lub delikatnego złota.

Cream Face Illuminator kupił nas jednak swoim drugim potencjalnym zastosowaniem. Ten kosmetyk to jeden z tych, które ratują skórę, kiedy budzik znów zadzwonił za późno. Próby wykonania precyzyjnego makijażu w porannym amoku kończą się zawsze tak samo: tragedią wypisaną na twarzy i jeszcze większym spóźnieniem. Dlatego lepszym wyjściem jest zastosować opcję minimalistyczną: do kremu na dzień dodać kroplę rozświetlacza od Eveline.

Skóra momentalnie odzyska blask, będzie sprawiać wrażenie wypoczętej i odżywionej. Zarwaną noc mogą zdradzić co najwyżej opadające powieki.
Fot. naTemat
Jeśli już o makijażu oka mowa, to w tym sezonie również tu od czasu do czasu miejsce dla błysku powinno się znaleźć. W ofercie Eveline można znaleźć kremowe cienie do powiek o wiele mówiącej nazwie Metallic. Dokładnie taki efekt otrzymamy nakładając kosmetyk za pomocą aplikatora: na powiekach pojawi się jednolita, metaliczna warstwa.

Intensywność koloru można regulować lekko rozmazując cienie palcem, lub przeciwnie - dokładając dodatkową warstwę.
Fot. naTemat
Z myślą o fankach mniej zachowawczych opcji kolorystycznych powstała inna metaliczna linia Eveline - Holo. Znajdziecie w niej błyszczyki oraz lakiery w odcieniach różu, czerwieni, beżu i fioletu - wszystko z charakterystycznym, holograficznym błyskiem.

Artykuł powstał we współpracy z Eveline Cosmetics.