Człowiek, który nigdy nie wyrzekł się swoich zasad. Historia tego kombatanta jest jak powieść sensacyjna
Tak w skrócie można streścić działalność, jaką w służbie ojczyzny prowadził Witalis Skorupka, kombatant odznaczony Krzyżem Walecznych i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, posiadacz tytułu Honorowego Obywatela Miasta Siedlce, awansowany dwa lata temu na stopień pułkownika. Za tymi wszystkimi funkcjami i orderami kryje się jednak barwna, acz obfitująca w bolesne doświadczenia historia człowieka, który nigdy nie wyrzekł się swoich zasad, choć śmierć wielokrotnie zaglądała mu w oczy, a do świadomości przecież nieraz pukała myśl, że za wierność swoim ideałom trzeba będzie zapłacić wysoką cenę. W najdrobniejszych szczegółach wspomnienia i przeżycia nieugiętego ''Orła'' odsłania wydana właśnie książka.
Całość bowiem zredagowano, odchodząc od schematu, gdzie na jedno pytanie przypada odpowiedź zajmująca dobrych kilka stron. Rzeczowe pytania i równie rzeczowe, żeby nie powiedzieć ''żołnierskie'' odpowiedzi wyciągają na wierzch to, co zawsze najważniejsze w historycznych relacjach, czyli fakty. Nie oznacza to jednak, że rozmowa wyzuta jest całkowicie z emocji. Te dają o sobie znać, zwłaszcza gdy mowa o przykrych losach towarzyszy broni. W końcu kanwą są często okupione krwią wojenne wydarzenia. Jest też jednak miejsce i na humor, który pojawia się w wywiadzie, gdy ''Orzeł'' opowiada, jak udało się mu wywieść w pole hitlerowców czy sowietów.
Padło wcześniej zdanie o podobieństwie do powieści sensacyjnej. Co w takim razie jest jej motorem napędowym? Przede wszystkim spektakularne akcje sabotażowe i bojowe na czele z zamachem na sadystycznego esesmana Ludwika Krafta, szefa Kriminalpolizei w Siedlcach i kata tamtejszego getta. Nie mniej emocji towarzyszy ucieczce żołnierza podziemia przed dołami śmierci, do których niechybnie trafiłby, gdyby nie zastrzelił eskortujących go funkcjonariuszy NKWD. Szczególnie bolesny dla każdego Polaka jest rozdział poświęcony likwidacji polskich kolaborantów m.in. tajnego agenta Abwehry czy konfidentki gestapo.
We fragmentach, gdzie tematem rozmowy są relacje międzyludzkie, przebija się przekaz, że historia nie jest czarno-biała. Domniemany przyjaciel może stać się wrogiem, a domniemany wróg przyjacielem. Co więcej, po drugiej stronie barykady znajdują się nie tylko oprawcy, ale i zwykli, całkiem przyzwoici ludzie, których wojenna zawierucha rzuciła w wir piekielnych dylematów. Wymownie pokazują to losy dwóch szkolnych przyjaciół Witalisa Skorupki, z których jeden był Rosjaninem, a drugi Niemcem. Wybuch wojny bezpowrotnie odmienił życie całej trójki.Musiałem szybko zareagować. Misiek zaczął coś manipulować przy pistolecie. Widząc to, przebiegłem na tę stronę ulicy, na której była Zielińska, i oddałem do niej strzał z bliska. Misiek do niej dopadł, dobił ją i zabrał jej torebkę. Zaczęliśmy wiać. (…) Wykonywanie wyroków nie było dla nas proste. Trzeba mieć niezwykle odporną psychikę oraz silny organizm, aby to wszystko w sobie przetrawić. Dzięki naszemu kapelanowi jakoś to znosiliśmy. Ksiądz, który był kapelanem naszego oddziału, umiał nam pomóc i nas podbudować. Tylko dzięki niemu nie zwariowałem. Czym innym jest strzelanie do przeciwnika w boju, gdy bronimy swego życia, a czym innym wykonywanie wyroków, nawet na najgorszych łajzach.
Ze spowiedzi życia płk. Witalisa Skorupki płynie jeszcze jedna gorzka, ale ważna dla nas wszystkich lekcja. Kiedy wybuchła wojna, bohater książki miał zaledwie 16 lat. Kiedy wyszedł z więzienia, skończył 30-stkę. To bez mała 15 lat wyjęte z okresu życia, które my współcześni spędzamy na nauce i snuciu planów zawodowych, a także na beztroskiej zabawie, zgodnie zresztą z powiedzeniem, że młodość musi się wyszumieć. Te najlepsze lata każdego człowieka młodemu Skorupce upłynęły pod znakiem trudów konspiracji, świstów przelatujących nad głową kul i tortur w celi. I choć kombatant nie ukrywa dumy ze swojej postawy, pozostaje żywić głęboką nadzieję, że nigdy więcej młode pokolenie Polaków nie będzie musiało przechodzić takiej próby charakteru co on.Drugi z moich szkolnych przyjaciół Hans Frojnberg był Niemcem. (...) Po napaści Niemiec na Polskę Hans został wcielony do Wehrmachtu (…) Pewnego dnia jechałem tramwajem, którym – jak się okazało – podróżował także Hans. Zaczęliśmy rozmawiać. Hans bardzo narzekał na to, co się działo dookoła. Mówił, że nie może się pogodzić z wojną, z represjami przeciwko ludności polskiej, że jego rodzinie bardzo dobrze żyło się w Polsce, nikt ich nie prześladował i nie mordował. Wyczułem, że jest przeciwko wojnie, przeciwko walce z Polakami. Powiedział mi również, że nie chce walczyć z Polakami i dlatego zgłosił się na ochotnika na front wschodni.
Próbowałem go od tego kroku odwieść, namawiałem, aby zdezerterował z Wehrmachtu. Obiecałem, że ułatwię mu życie w Polsce. On powiedział jednak: Jestem Niemcem, nie będę narażał swojej rodziny na niebezpieczeństwo i pójdę na front”. Zapytał mnie także: „Co mogę dla ciebie zrobić?”. Odpowiedziałem: „Czy możesz mi dać jakąś broń?”. On na to: „Swojej broni nie dam, ale ukradnę broń koledze”. I tak się stało, swoją pierwszą broń – parabellum – dostałem od Niemca, mojego przyjaciela z lat szkolnych. Na tym spotkaniu skończyła się nasza znajomość. Hans pojechał na front wschodni, na którym zginął. Dobrze go wspominam.
Jak przystało na porządną literacką lekcję historii, publikacja zawiera szereg archiwalnych zdjęć i wzbogacających treść merytorycznych przypisów. Książkę, którą wsparł finansowo Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz objął honorowym patronatem Prezydent Miasta Siedlce Wojciech Kudelski, można już znaleźć w rodzimych księgarniach stacjonarnych i internetowych lub zamówić przez internet jako e-book. Na polski rynek publikacja trafiła 18 lipca dzięki uprzejmości specjalizującego się w literaturze historycznej oraz militarnej Wydawnictwa Bellona, jednego z najstarszych, bo istniejących już od 100 lat wydawnictw w naszym kraju.
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Bellona