Kto bogatemu zabroni? Ten samochód powinien być na Wikipedii obok słowa "luksus"

Mateusz Marchwicki
Luksus, najnowsze technologie i 380-konny silnik – tak najkrócej można podsumować Range Rovera Velara. A ten ostatni naprawdę robi wrażenie i potrafi zostawić w tyle niejedno sportowe auto. Jednak aby przetestować trochę inne możliwości tego samochodu, wcale nie wybrałem się nim na tor. Zjechałem nim z asfaltu, po to, żeby trochę nadwyrężyć zawieszenie i błyszczącą karoserię.
Jak się okazało, Ranger Rover Velar to nie tylko ogromna wyścigówka. Można nim poszaleć także w terenie. Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
Gdy powiedziałem przyjacielowi, że test Ranger Rovera za grubo ponad 400 tysięcy złotych jadę robić "w teren", ten wydał jęk zdziwienia i stwierdził, że chyba mnie... że powinienem to jeszcze raz przemyśleć. Jednak ten model testy drogowe ma już za sobą, więc nie pozostało nic innego jak zbezcześcić eleganckiego Velara i wyruszyć nim poza utwardzone szlaki.

Bardzo szybkie monstrum

Jednak zanim zakurzyłem tego ogromnego SUV-a, dokonałem szybkiego przeglądu pozostałych możliwości. 380-konna wersja Velara to naprawdę szybki samochód. "Kopa" spod świateł może mu pozazdrościć niejeden typowo sportowy samochód. W tym miejscu muszę się do czegoś przyznać: w przypadku takich samochodów uwielbiam ustawić się na sąsiednim pasie przy "tuningowanej" beemce czy mercu, w których siedzi zagorzały uliczny "rajdowiec" i czekać na zapalenie się zielonego światła.


Wtedy bez problemów przyspieszam do 50 km/h (miasto!), zostawiając mocno zdziwionego konkurenta w tyle. Tym dwutonowym kolosem można to zrobić bez problemu.
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
Na żadnym z 8-biegów automatycznej przekładni nie czuć ociągania, a przyspieszenie jest naprawdę imponujące. Niecałe 6 sekund do setki czuć na drogach szybkiego ruchu, których kolejne kilometry są przez ten samochód wręcz połykane. Trzeba jednak uważać w mieście, bo chwila zapomnienia może słono kosztować.

Oczywiście, spokojnie i dostojnie także można pojeździć. Do szosowej jazdy mamy do wyboru trzy tryby jazdy: Eco, Comfort i Dynamiczny. W dwóch pierwszych, silnik pozostaje w lekkim uśpieniu (co nie znaczy, że jest ospały), ale wszystko co dobre ma ta jednostka napędowa, daje właśnie w tym ostatnim. Reakcja na naciśnięcie pedału gazu jest natychmiastowa, a to wielgachne i ciężkie przecież auto rusza jak wystrzelone z procy. Jazda ponad 100 km/h naprawdę wywołuje dreszczyk emocji.

Luksus pełną gębą

Velar wygląda naprawdę spektakularnie. Nie ma możliwości, aby go przegapić, a tym bardziej nie zwrócić na niego uwagi. Jest majestatyczny, ale nie wygląda jak czołg. Nowoczesny, opływowy i proporcjonalny. Z masywnym grillem z przodu i ciekawie zaprojektowanymi światłami z tyłu. Jest taki, jakiego można oczekiwać, wydając równowartość sporego mieszkania w stolicy.
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
To jeszcze kilka słów o wnętrzu. Przestrzeń, styl, elegancja, technologiczne nowinki i dopracowanie – na tym opis wnętrza tego samochodu mógłby się skończyć. Jeśli jednak ktoś chce więcej, proszę bardzo.
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
Do tego samochodu można byłoby wsiąść... i po prostu w nim siedzieć. Duża inteligentna kierownica z wirtualnymi przyciskami, nieprzyzwoicie wygodne fotele ustawiane w każdej możliwej płaszczyźnie, przestrzeń w każdym zakątku samochodu, morze miękkiej i pachnącej skóry i multimedialny kokpit z trzema ekranami, dzięki którym obsługujemy całość. Naprawdę nie ma się czego przyczepić. No może braku ładowarki indukcyjnej w standardzie. W samochodzie za takie pieniądze jednak trochę nie wypada.
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
Nie mogło zabraknąć także gadżetów. A takim są choćby... chowane w karoserii klamki, czy wysuwane pokrętło zmiany biegów i ekran nawigacji/systemu multimedialnego.
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat

Poza asfaltem

No dobrze, przejazd w mieście i po szybszej trasie zaliczony. Pora na obiecane opuszczenie utwardzonych dróg i wjechanie ogromnej walizki pieniędzy na kołach w koleiny i piach.

Zanim jednak przednie koła opuściły asfalt, należało przestawić samochód w odpowiedni tryb. "Trawa, żwir, śnieg", "Błoto, koleiny" i "Piach" (system Terrain Response 2) to trzy tryby, dzięki którym można zjechać ze zdobyczy współczesnej infrastruktury drogowej.
Jednak przełączanie wirtualnych przycisków to nie tylko zmiana grafiki w kokpicie, ale realna zmiana w prowadzeniu. Po pierwsze, do warunków dostosowuje się napęd 4x4, a po drugie zawieszenie. Zajmuje to tylko chwilę, a po zwiększeniu prześwitu, koleiny czy piaszczyste przeszkody nam niestraszne. Do tego aktywna blokada tylnego mechanizmu różnicowego, więc nie jest to 4x4 typowe dla miejskich crossoverów.
I można wierzyć lub nie, ale ten luksusowy kolos naprawdę dobrze radzi sobie na nieutwardzonych szlakach. I to zarówno podczas zjeżdżania z piaszczystej muldy (spokojnie, mamy asystenta zjazdu), przeprawy błotnistym duktem, jak i przejazdu drogą, która nigdy nie widziała niczego, co mogłoby ją równać.
Jednak żeby była jasność: to nie jest bardziej luksusowa wersja Toyoty Hilux, która wjedzie praktycznie wszędzie. W Velarze nie uświadczymy reduktora czy choćby specjalnych osłon na karoserię. Na hardcorowy przejazd off-roadową trasą w środku lasu nie ma się co wybierać. I szczerze mówiąc, mając ten samochód chce się ubrać w nienagannie wyprasowaną koszulę, jedwabny krawat i drogi garnitur i pojechać na wykwintną kolację do drogiej restauracji, majestatycznie tocząc się po luksusowych częściach miasta.

Jednak jeśli ktoś chciałby na chwilę zamienić ten luksus na kołach w terenową zabawkę, to czemu nie. No bo kto bogatemu zabroni?

W czasie testu nie ucierpiał żaden Range Rover Velar