Charlotte Gainsbourg w nowym filmie z polskim akcentem. Czy “Obietnica poranka” to komentarz do jej życia?

Karolina Pałys
Otwarte w orgazmicznym uniesieniu usta nagiej Charlotte Gainsbourg to jeden z najbardziej zapadających w pamięć elementów plakatu promującego film “Nimfomanka”. Produkcja Larsa von Triera sprzed kilku lat, której tytuł jest dosłowną reprezentacją warstwy fabularnej, siała zgorszenie pod każdą szerokością geograficzną. Każdą oprócz Francji, gdzie seks oralny jest równie dobrym tematem do small-talku, co pogoda. Jednak nawet bezpruderyjność Francuzów miewa granice, a Gainsbourg, której najnowszy film, “Obietnica poranka”, właśnie wchodzi do polskich kin, wie całkiem sporo o ich przekraczaniu.
Do roli matki Romaina Gary'ego, a właściwie Romana Kacewa, w "Obietnicy poranka" Charlotte Gainsbourg musiała opanować sporo kwestii w języku polskim. Fot. materiały prasowe
Charlotte Gainsbourg znana jest z tego, że filmowym projektom poświęca się bez reszty. Wielu aktorkom jej rangi raczej nie przeszkadzałoby, żeby kwestie zaplanowane w scenariuszu po polsku załatwić za pomocą dubbingu. Charlotte wcielając się w rolę Niny Kacew z "Obietnicy poranka" nie brała takiej opcji pod uwagę. Perfekcyjnie opanowała dość długi monolog i kilka krótszych kwestii w naszym języku. Spora w tym zasługa polskiej aktorki Izabeli Gwizdak, która była z nią cały czas na planie i w razie potrzeby podpowiadała, ja za pomocą intonacji nadać słowom odpowiedni ładunek emocjonalny.
YouTube / AuroraFilmsPl
Z podobnym zaangażowaniem podchodzi też do projektów mocno kontrowersyjnych, zakrawających na obrazoburcze. Można jednak powiedzieć, że wywoływanie burz medialnych ma w genach.

Nie mogło być inaczej mając za rodziców Jane Birkin i Serge’a Gainsbourga. Na długo zanim nazwisko matki Charlotte stało się synonimem bajońsko drogiej torebki, a nazwisko jej ojca - towarem eksportowym, którym Francja chwali się równie chętnie, co winem i wieżą Eiffela, para artystów niemal etatowo zajmowała się wywoływaniem skandali.

Dość wspomnieć piosenkę, która powstała w roku, w którym się poznali: “Je t’aime ... moi non plus”. Francuzów nie wzruszyło seksowne pojękiwanie Jane, ani zmysłowe szepty Serge’a (w przeciwieństwie do Brytyjczyków, którzy zakazali jej w BBC), nie wzruszyły wyzywające sesje zdjęciowe, które towarzyszyły promocji kawałka. Granicę Serge przekroczył znacznie później - piosenką, której tytuł w dosłownym tłumaczeniu brzmi: “Cytrynowe kazirodztwo”. I tak, wykonał ją w duecie z Charlotte.
YouTube / airzed
Zanim jednak “Lemon incest” zaczęła siać powszechne zgorszenie, Charlotte zdążyła przeżyć 14 lat w praktycznie nigdy nie gasnącym świetle reflektorów.

Charlotte Forever
Urodziny Charlotte w 1971 roku przypadły na szczyt popularności jej rodziców co przekładało się na gigantyczne zainteresowanie prasy. A że Serge od popularności nigdy nie stronił, a wręcz pławił się w niej, na świeczniku żyła cała rodzina.

“Mój ojciec kochał wszystko, co wiązało się ze sławą. Kiedy widział się na okładce magazynu - rozpierała go duma. Uwielbiał być rozpoznawanym na ulicy (...) Kiedy byłam mała, telewizja pokazywała jak jemy śniadanie, a kiedy moi rodzice się rozwodzili - prasa urządziła nam prawdziwe piekło. Mieszkaliśmy w hotelu, więc paparazzi wyskakiwali nawet z wind” - wspominała swoje dzieciństwo w wywiadzie dla "The Telegraph".
Charlotte Gainsbourg z matką, Jane BirkinFot. Wikipedia / Olivier Pacteau
Trzy lata po rozwodzie rodziców, 12-letnia Charlotte już bardziej świadomie stała się częścią medialnej machiny. Na zainteresowanie mediów, ale i krytyki, zapracowała rolą u boku Catherine Deneuve w filmie “Słowa i muzyka”. Dwa lata później trzymała już w rękach najważniejszą nagrodę francuskiego przemysłu filmowego, Cezara, za rolę w “Złośnicy”.

Tytuł debiutanckiego obrazu okazał się poniekąd proroczy, bo nie minęło kilkanaście miesięcy, a Charlotte już stała na scenie i nuciła wersy o kazirodztwie. Ojciec napisał dla niej z resztą cały album pod tytułem "Charlotte Forever", a potem wyreżyserował film pod tym samym tytułem. Fabuła jest właściwie kontynuacją wątku zapoczątkowanego w "Lemon Incest:" Gainsbourg gra ojca, który po śmierci żony wdaje się w nieobyczajne relacje z córką.

“Myślę, że dla mojego ojca ten film był swego rodzaju komentarzem do naszego życia, które nieustannie toczyło się przed kamerami. Czuł się bardzo swobodnie bawiąc się naszymi publicznymi wizerunkami. Ja nie miałam wtedy takiej swobody” - wspomina.

Swobodnie przed obiektywami paparazzich i w obecności dziennikarzy plotkarskich magazynów Charlotte nie poczuła się nigdy. Przez lata jak ognia unika w wywiadach tematów osobistych i nawet dziś, jeśli wspomina swojego męża to głównie w kontekście zawodowym (Yvan Attal również jest filmowcem), podobnie jak trójkę dzieci, które pokazuje tylko w teledyskach do jej piosenek.

Prywatność pod ochroną, dusza na świeczniku
Fakt, że Gainsbourg nie sprzedaje za miliony zdjęć swoich dzieci, ani nie spotyka “przypadkowych” fotoreporterów w drodze do siłowni, nie oznacza, że jej sceniczna persona ma podobne zahamowania. Wręcz przeciwnie. Charlotte-aktorka nie cofnie się przed niczym - taki wniosek można wysnuć przyglądając się dorobkowi 47-letniej dzisiaj aktorki.
Charlotte Gainsbourg i Pierre Niney w "Obietnicy poranka"Fot. materiały prasowe
Sporą zasługę w popychaniu Gainsbourg na kolejne krawędzie ma Lars von Trier. To właśnie on obsadził ją w najgłośniejszych i jednocześnie najbardziej kontrowersyjnych rolach: najpierw w “Antychryście”, później “Melancholii”, a następnie w dwóch częściach “Nimfomanki”.

W “Antychryście” było wszystko, na myśl o czym przeciętny konsument kina "made in Hollywood" mógłby się wzdrygnąć: szczątkowa fabuła i scenariusz oparty na luźno powiązanych ze sobą alegoriach, skojarzeniach z wydarzeniami historycznymi i nawiązaniach do symboliki chrześcijańskiej, w połączeniu ze scenami seksu, które w wielu krajach musiały zostać znacznie ocenzurowane, zanim film trafił do dystrybucji.

Zarzuty o mizoginizm, szerzenie pornografii, przemocy i deptanie wszelkich świętości stanowiły główną machiną promocyjną filmu. Sama Charlotte odnajdywała w medialnym szumie nieskrywaną błogość: “Cieszy mnie (taka sytuacja). A na przynajmniej cieszy mnie, że jestem częścią tego zamieszania. To nie jest całkowicie moja sprawka, więc dość łatwo ustawić mi się właśnie w tej pozycji” - przyznała w jednym z wywiadów, w drugim dodając jednak, że na premierę “Antychrysta" do Cannes szła z duszą na ramieniu.
Charlotte Gainsbourg

Obawiałam się, że film zostanie wygwizdany. 20 lat wcześniej doświadczyła tego moja matka: ludzie buczeli, gwizdali, to było okropne. Wiedziałam więc że canneńska publiczność potrafi być agresywna. Ku mojemu zdziwieniu przyjęli film z wielkim szacunkiem. Czytaj więcej

Szacunek dla odwagi Charlotte miało również jury w Cannes i postanowiło nagrodzić ją statuetką za najlepszą rolę żeńską.

Mainstreamowa odskocznia
Ginsbourg nie należy do aktorek jednego reżysera, a już na pewno nie należy do tych, które swoje możliwości potrafią pokazać wyłącznie w produkcjach ciężkich, depresyjnych i artystowskich. Nie stroni od komedii i ma na koncie tytuły takie jak “Gwiazdkowy deser” (inwencja polskiego tłumacza nie została nagrodzona, ale sam film miał niezłe przyjęcie, a Charlotte dał kolejną nominację do Cezara), czy “Moja żona jest aktorką” w reżyserii jej małżonka.

Nigdy nie unikała też romansów z Hollywood. Ten pierwszy miał miejsce w 2003 roku i to nie z byle kim, bo samym Alejandro Gonzálezem Iñárritu, który obsadził ją w “21 gramach”. Ostatni skok w zaskakująco mainstreamowy bok zaliczyła dwa lata temu z Rolandem Emmerichem w sequelu “Dnia Niepodległości”, ale nie ma złudzeń co do swojego udziału w tej produkcji: “Trudno powiedzieć, żebym była dumna ze swojej pracy biorąc pod uwagę, jak niewiele musiałam jej w przygotowanie tego filmu włożyć”.
Charlotte Gainsbourg w "Obietnicy poranka"Fot. materiały prasowe


Film nie jest jednak jedyną miłością Charlotte. Na muzyczną scenę wróciła jednak późno - trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że początki jej muzycznej kariery miały otoczkę skandalu. Nie, żeby nie miała propozycji - telefony z wytwórni, gotowych wydać nawet najbardziej fałszywe dźwięki pochodzące od córki “legendarnego” Gainsbourga, dzwoniły regularnie. Charlotte konsekwentnie odmawiała, aż do momentu, gdy propozycję złożył jej francuski duet producencki Air.

Zaproponowane przez Francuzów podkłady w klimacie retro-elektro przypadły Charlotte do gustu. Spodobał się jej również pomysł, że teksty piosenek na jej debiutancką płytę napisał Jarvis Cocker z brytyjskiego Pulp, bo ona sama, jak twierdzi, nie była w stanie konkurować z geniuszem ojca-poety. “To było niemożliwe, nie mogłam się z nim równać. Próbowałam, ale dosłownie nic ze mnie nie wychodziło” - wspomina.

Wkładem Charlotte do wydanej w 2006 roku debiutanckiej płyty 5:55 był więc głównie głos. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło. Swój ostatni krążek wydany w listopadzie zeszłego roku Gainsbourg poświęciła pamięci zmarłej niespodziewanie siostry. O tak intymnych wydarzeniach nie mogła opowiedzieć cudzymi słowami, więc teksty na “Rest” są już jej autorstwa.
YouoTube / Charlotte Gainsbourg
Jak śpiewanie własnych słów wychodzi Charlotte na żywo będzie można przekonać się podczas jej koncertu na tegorocznym OFF Festivalu. Z kolei o tym, jak poradziła sobie z kolejnym aktorskim wyzwaniem, rolą matki wybitnego francuskiego pisarza, Romaina Gary’ego, polscy widzowie przekonają się już 20 lipca kiedy do kin wejdzie ekranizacja jego autobiografii - “Obietnica poranka”. Premierze towarzyszy również wznowienie polskiego tłumaczenia książki.

Warto dodać, że w produkcji wzięli również udział polscy aktorzy: Katarzyna Skarżanka, Marta Klubowicz i Piotr Cyrwus. Rolę młodego Romaina również gra chłopiec pochodzenia polskiego.

Obietnica poranka
Głównym bohaterem filmu jest wybitny pisarz, ale to rola Gainsbourg jest niemal równoważna. Matka odegrała w życiu Gary’ego (Pierre Niney) rolę niezwykłą. To dzięki jej miłości i zaangażowaniu małemu żydowskiemu chłopcu z Wilna udało się przeprowadzić do Nicei, gdzie jego talent pisarski miał się w pełni i bez przeszkód rozwijać.
YouTube / AuroraFilmsPl
Talent, dodajmy, niemal wmówiony mu przez matkę - Ninę, która zdecydowała, że Romain zostanie człowiekiem wielkim - “Ambasadorem! Generałem!” wykrzykuje (po polsku, z nieznacznym akcentem) Ginsbourg do wyśmiewającego się z niej tłumu sąsiadów, którzy o rozległych talentach chłopca zdanie mieli zgoła odmienne. A o możliwościach i reputacji jego matki - niskie.

Nina nie zamierzała się jednak przejmować nienawistnymi podszeptami i konsekwentnie dążyła do celu. Celu, który koniec końców Romain Gary osiągnął - został jedynym pisarzem, który dwukrotnie dostał prestiżową nagrodę Goncourtów - drugi raz pod pseudonimem, pod którym ukrywał się przed nie zawsze przychylnymi opiniami krytyków.
"Obietnica poranka"Fot. materiały prasowe
Skłonności do eskapizmu, depresji i konfliktów wewnętrznych pisarza, które opisał w “Obietnicy poranka” wynikają w dużej mierze z zaborczego i toksycznego stylu wychowania, jaki praktykowała Nina. Charlotte Gainsbourg w roli kobiety, której obsesją jest jej jedyny syn, wydaje się niezwykle intensywna - nad emocjami panuje tylko na tyle, na ile jest to niezbędne. Nie ogranicza się, wytacza najsilniejszą artylerię środków wyrazu. Być może komentuje w ten sposób swoje osobiste doświadczenia lub rozlicza się z przeszłością? Z wywiadów raczej się tego nie dowiemy, pozostaje domniemywać podczas seansu.

Artykuł powstał we współpracy z Aurora Films.