"Niech prezes wie, jakich ludzi ma w terenie". Proszą Kaczyńskiego o interwencję. I skarżą na lokalny PiS
Historia może niektórym wydać się błaha, ale na pewno nie tym, których dotyczy. Dzieje się w Przemyślu, mieście marszałka Marka Kuchcińskiego. Właśnie tu grupa zdesperowanych mieszkańców jednej ulicy postanowiła napisać do Jarosława Kaczyńskiego. W sprawie...przystanku autobusowego, ale nie tylko. Tak poskarżyli się na to, jak PiS słucha ludzi w ich mieście.
"Mieszkańcy Przemyśla na Podkarpaciu zostali uwięzieni w swoich domach przy serpentynowej drodze wiodącej w Bieszczady" – donosił wtedy "Super Express", a za nim Pudelek.
Czują się lekceważeni
Ta droga to ulica Sobieskiego w Przemyślu, z racji krętości i stromego podjazdu powszechnie nazywana tu "serpentynami". Stoją tu domy jednorodzinne, nie ma żadnych sklepów, ani instytucji. Większość mieszkańców to osoby starsze. Między przystankiem na dole a kolejnym na górze jest ponad kilometr. Oni mieszkają gdzieś pośrodku.
Ul. Sobieskiego, Przemyśl.•Fot. Screen/GoogleMaps
"Sprawa jest o tyle przykra i zaskakująca, że obiecywaliście wsłuchiwać się w głos ludzi i otoczyć opieką szczególnie ludzi starszych oraz matki z dziećmi, tymczasem nie tylko nie wsłuchuje się nikt w nasz głos, ale też publicznie poczuliśmy się znieważeni takim potraktowaniem" - piszą.
List z datą 9 sierpnia podpisało około 30 osób. Do prezesa PiS wysłali go pocztą.
- Czekamy na odpowiedź. Mamy po 80, 90 lat. My nie szukamy szczęścia. Nam nie chodzi o przystanek z podgrzewanymi siedzeniami, ale o zwykły przystanek na żądanie. Człowiek kupi kilogram chleba czy czegokolwiek i ma problem, żeby wejść pod górę, tak jest ciężko. Tu jest bardzo stromo. A jesienią? Zimą? - mówi naTemat Tadeusz Czachor, jeden z mieszkańców, który podpisał się pod listem.
Do prezesa PiS napisali, bo uznali, że to ostatnia deska ratunku, ale poza kwestią samego przystanku ich list ma jeszcze inny wymiar. W Przemyślu rządzi koalicja ugrupowania prezydenta i PiS. Według Tadeusza Czachora, nie chcą słuchać próśb w sprawie ul. Sobieskiego, a nawet podczas jednej sesji Rady Miasta odmówiono mieszkańcom głosu. Dlatego postanowili się poskarżyć.
"Nie wie, co się dzieje na dole"
- Rok temu były różne telewizje, była prasa, wszyscy przyznają nam rację, że przystanek jest potrzebny, tylko nasze władze nie. Dlatego napisaliśmy do prezesa Kaczyńskiego. Niech zobaczy, jakich ludzi ma w terenie, bo on w ogóle nie wie, co na dole się dzieje. Dziś przed wyborami głoszą takie piękne hasła. To wszystko kłamstwo, to obłuda - mówi Tadeusz Czachor.
Do prezesa zwracają się więc konkretnie: "Prosimy o nie wyrażanie zgody na kandydowanie obecnych władz w przyszłych wyborach, ponieważ to, co Pan Prezes chce naprawić, jest w naszym mieście psute właśnie przez tych Panów".
Sugerują też, by Kaczyński w ogóle wskazał na listy nowe osoby, które będą wsłuchiwać się w głos ludzi i "będą nastawione na realizację ich potrzeb w duchu deklarowanych przez Pana Prezesa idei".
Fragment listu.
Władze miasta mają jednak swoje argumenty. - Wiemy, że chcą przystanku, żeby nie musieli chodzić na górę lub na sam dół tych serpentyn i dojeżdżać do miasta. Ale nie było technicznych możliwości, zgodnych z prawem, przy takim nachyleniu drogi i takich zakrętach, żeby otwarcie przestanku w tym miejscu było bezpieczne - mówi nam rzecznik prezydenta Przemyśla Witold Wołczyk. Z listem do Jarosława Kaczyńskiego jeszcze się nie zapoznał.
Tłumaczy, że mimo pobliskiej obwodnicy, wciąż tą drogą porusza się część samochodów ciężarowych i tranzytowych. - Tam nawet nie ma chodnika, tylko jest opaska. Być może zrobienie zatoki dla autobusu wymagałoby wykupienia terenu. Technicznie budowa przystanku w tym miejscu jest bardzo trudna - odpiera zarzuty mieszkańców.
Okazuje się, że po tym, jak grupa groziła, że napisze do papieża, jakiś przystanek jednak powstał. Ale nie tam, gdzie oczekiwali. - Powyżej, już na wyjeździe z serpentyn, w jedną stronę. To było trochę salomonowe wyjście - mówi rzecznik.
Mieszkańców to jednak nie zadowala. Tadeusz Czachor: - Nam chodziło o przystanek autobusu nr 16, który jeździ często, a nie innej linii, która jeździ co kilka godzin.
"Dla chcącego nic trudnego"
Spór jak widać się zaognił, starsi ludzie twierdzą, że nie mają nic do stracenia i będą walczyć do końca. - Napisałem do prezesa Kaczyńskiego, ale jest jeszcze prezydent, premier, episkopat. Będziemy szukać pomocy. Chcemy pokazać, jaka jest łączność między mieszkańcami, a samorządem miasta. Przecież to jest niewyobrażalne. Biorą pieniądze z naszych biednych emerytur, a nas upokarzają - mówi wzburzony mieszkaniec ul. Sobieskiego.
Chcemy porozmawiać
Jak się sprawa zakończy, trudno przewidzieć. Idą wybory samorządowe, może to przyspieszy decyzję? W każdym razie władze gotowe są rozmawiać.
- Myślimy, by zaprosić mieszkańców na spotkanie Komisji Bezpieczeństwa i Ruchu Drogowego, żeby w terenie im pokazać, dlaczego budowa przystanku jest niemożliwa, albo gdzie jest możliwa. Chcemy porozmawiać z mieszkańcami. Na razie nie przesądzamy, jakie będzie ostateczne rozwiązanie - mówi nam Witold Wołczyk. Spotkanie powinno się odbyć na początku września, udział w nim zapowiedział także Prezydent Robert Choma.