Oto kobiety, które zrewolucjonizowały lotnictwo. Jest powód, dlaczego nigdy o nich nie słyszałeś

Karolina Pałys
Recenzent brytyjskiego magazynu „The Spectator” pewnie nie przypuszczał, że jego praca mogłaby wprawić kogokolwiek w zakłopotanie. A jednak. Współpasażerowie z autobusu linii nr 29 rzekomo poczuli się bardzo niekomfortowo, podróżując w towarzystwie człowieka czytającego książkę pod tytułem: “Kobiety, które latały dla Hitlera”.
Hanna Reitsch, jedna z "najbardziej utalentowanych pilotek swoich czasów", przyjmuje Krzyż Żelazny z rąk Adolfa Hitlera Fot. materiały prasowe
Można się lekko uśmiechnąć na myśl o tej daleko posuniętej, choć stereotypowo dla Anglików charakterystycznej, pruderii, która koniec końców kazała dziennikarzowi ukryć książkę w gazecie na resztę podróży. Ale można też wczuć się w role współpasażerów, którzy zaczęli się zastanawiać czy nie siedzą przypadkiem kilka krzeseł od nazistowskiego fanatyka.
Nie oceniaj książki po okładce — zauważa rezolutnie recenzent „Spectatora” i ma świętą rację, bo „Kobiety, które latały dla Hitlera” to świetnie napisana, podwójna biografia bardzo nieoczywistych postaci, a nawet, jak sugeruje „Spectator”: „dwóch największych kobiecych postaci w historii awiacji”.

Clare Mulley ma na koncie już kilka publikacji, w których opisuje losy niezwykłych kobiet, w tym Polki, Krystyny Skarbek („Szpieg, który kochał”). Hanna Reitsch i Melitta Schiller to jednak postaci, które na kartach historii funkcjonowały do tej pory incognito — wspominane najwyżej anegdotycznie podczas opisywania kamieni milowych w rozwoju światowej awiacji.

Przed rozpoczęciem lektury „Kobiet…” warto wiedzieć, że ani jedna, ani druga z bohaterek nie była tylko przypadkowym „kwiatkiem” do kurtki-pilotki, czy wizerunkową ozdóbką, ocieplającą wizerunek przemysłu lotniczego Trzeciej Rzeszy. Gdyby były mężczyznami, ich nazwiska znaliby wszyscy, bo do zmierzenia niektórych osiągnięć Reitsch i Schiller często brakowało nawet męskiej skali.
Melitta (z lewej) i Hanna (z prawej)Fot. materiały prasowe
Warto wiedzieć również, że Hanna i Melitta znacznie różniły się w swoim nastawieniu do polityki Trzeciej Rzeszy. Wbrew temu, co sugeruje tytuł, właściwie tylko jedna z nich rzeczywiście „latała dla Hitlera”.

Ocena odwagi
Odwaga — ani jednej, ani drugiej nie można tej cechy odmówić. W czasach, gdy w powszechnej opinii, kobiety uważane były za zbyt głupie, aby zrozumieć zasady aerodynamiki, już sama chęć zajęcia miejsca za sterami, mogła wydawać się heroiczną.

Hanna i Melitta od dziecka były zafascynowane lotnictwem. Obie w pewnym momencie swojego życia postanowiły zburzyć zastany porządek. I choć żadnej z nich przebicie się przez bardzo nisko zawieszony szklany sufit nie przyszło łatwo, wybrały zupełnie inne techniki, aby tego dokonać.
Hanna - pierwsza z lewejFot. materiały prasowe
Hanna była uważana za jednego z najbardziej utalentowanych lotników swojego pokolenia, o czym świadczy już sam fakt, że w ogóle porównywano ją z mężczyznami. Zaledwie rok po otrzymaniu licencji, ustanowiła rekord świata w długości lotu szybowcem. W 1937 została natomiast pierwszą kobietą, która kiedykolwiek pilotowała helikopter. Jako pierwsza Niemka uzyskała rangę kapitana lotnictwa i jako pierwsza została odznaczona Krzyżem Żelaznym I klasy.

Pomimo przełamywania kolejnych barier na drodze do równouprawnienia, Hannie z feministkami nie było po drodze. Ideały, które jej przyświecały, można określić jako czysto patriotyczne, a nawet, jak wynika z przytaczanych w książce opinii — fanatycznie nazistowskie. Ze swoją idealnie aryjską urodą oraz ponadprzeciętnymi osiągnięciami, Hanna była idealną kandydatką na nazistowskie sztandary, na które bardzo chętnie sama się wznosiła.

Melitta stała po przeciwnej stronie barykady, co biorąc pod uwagę jej korzenie, nie powinno dziwić. Jej ojciec był Żydem, dlatego chcąc rozwijać swoją pasję, musiała złożyć formalny wniosek o uznanie statusu aryjskiego. Miała również odrobinę szerszy niż Hanna zakres kompetencji: nie tylko pilotowała szybowce, ale również sama je projektowała i testowała.
Melitta z lotnikamiFot. materiały prasowe
Podczas gdy „prawdziwi” piloci, czyli mężczyźni często nie wytrzymywali obciążeń, jakie wiążą się z testami szybowcowymi — wymiotowali, nie umieli zapanować nad maszynami, które często lądowały w wodzie, skarżyli się na wycieńczenie — Melitta, po odbyciu swoich treningów, wracała za biurko, gdzie oceniała i opisywała osiągi poszczególnych maszyn. Potrafiła wykonać piętnaście testowych lotów nurkowych w ciągu jednego dnia, tym samym ustanawiając rekord, który nie został pobity przez żadnego pilota w historii.

Ocena w kontekście
Głównym problemem w ocenie dokonań obu kobiet jest fakt, że ich osiągnięć nie da się wyjąć poza kontekst geopolityczny: maszyny, które pilotowały, były własnością III Rzeszy, a rekordy, które biły — zapisywane w kolumnach oznaczonych swastyką. Zarówno Hanna, jak i Melitta, miały odegrać ważne role w życiu Hitlera.

Hanna była jedną z ostatnich osób, które odwiedziły Hitlera w berlińskim bunkrze. Błagała, aby wsiadł z nią do samolotu. Pomimo szacunku, którym Führer z pewnością ją darzył, nie zdecydował się skorzystać z propozycji ratunku. Zamiast tego, wręczył Hannie listy — jeden do Josepha Goebbelsa, drugi — do Evy Braun. Hanna nie zdecydowała się spełnić ostatniej woli Hitlera. Pożegnanie w takiej formie było dla niej przejawem ludzkiej słabości. Dokumenty nigdy nie dotarły do odbiorców.

Melitta nie sympatyzowała z reżimem. Wyszła za mąż za brata Clausa von Stauffenberga — organizatora i dowódcy Operacji Walkiria, czyli nieudanej próby zamachu na Hitlera, przeprowadzonej w 1944 roku. Sama również brała czynny udział w planowaniu operacji. Była nawet gotowa przewieźć Clausa na miejsce i zabrać z powrotem, już po wykonaniu zadania.

Mulley nie stara się wybielać czy usprawiedliwiać swoich bohaterek. Ich osiągnięcia opisuje szczegółowo i merytorycznie. Do kwestii moralnych podchodzi natomiast na chłodno, prezentując wszystkie perspektywy, do których udało jej się dotrzeć i prowadząc narrację w taki sposób, aby czytelnik ani przez moment nie miał wrażenia, że "latanie dla Hitlera" mogłoby być czymś chlubnym.

Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Bellona.