Segregacja klientów w pubie? Prokuratura zajmie się zakazem wstępu dla radnej
Pub w Częstochowie wywiesił przy wejściu tablicę z osobami, których nie obsługuje. Gdy zainteresowała się tym radna PO, została dopisana do listy. Po dwuletniej walce, sprawą w końcu sprawą zajmie się prokuratura. – Sąd zmiażdżył prokuraturę – przyznaje w rozmowie z naTemat radna Jolanta Urbańska.
Prokuratura kontra radna: 3 - 1
Radna złożyła interpelację do urzędu miasta. – Prawnicy stwierdzili, że lokal jest prywatny i miasto nie może nic z tym zrobić. Odwiedziłam ten klub, zrobiłam zdjęcie i zaraz potem do tablicy dopisano moje imię, nazwisko i funkcję – relacjonuje. Tablica została zaktualizowana w styczniu 2017 roku.
Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
W końcu kobieta poprosiła o pomoc prawnika. Napisał profesjonalne zażalenie, które dotarło do sądu. Sprawa miała miejsce niedawno, bo 11 września. – Sąd zmiażdżył prokuraturę. Po pierwsze stwierdził, że nie przeprowadziła żadnego dochodzenie czy przesłuchania właściciela. Po drugie uznał, że ta tablica to ewidentne szykanowanie za moje poglądy polityczne, które nie łamią Konstytucji RP – wyjaśnia.
- Prokuratura musi ustalić, czy właściciel lokalu Cosmo, umieszczając tabliczkę z zakazem wstępu dla częstochowskiej radnej Jolanty Urbańskiej, dopuścił się znieważenia funkcjonariusza publicznego w związku z pełnieniem obowiązków służbowych - nakazał cytowany przez "Wyborczą" Sąd Rejonowy w Częstochowie.
Radna nie ukrywa radości z decyzji sądu. – W tym wszystkim nie chodzi o mnie. Jeśli raz dopuścimy do takiej sytuacji, kiedy bocznymi drzwiami wprowadza się segregację i przyzwala na to państwo, to zaczyna się tworzyć niebezpieczna sytuacja, którą ludzkość przerabiała – tłumaczy.
Większość z nas czytając o całej aferze zastanawia się pewnie, czy radna słusznie walczy z prywatnym klubem. Przecież nikt nie protestuje, gdy nie wejdzie na dyskotekę w obuwiu sportowym. Ten przypadek jest nieco inny i nie bezzasadny - co zresztą przyznał sam sąd.
"Oni nie przyszli konsumować, ale kłócić się"Lokale, które nie wpuszczają ze względu na ubiór odwołują się do przyjętych norm i savoir vivre'u. Dotyczy to zupełnie innej sfery, która nie łamie konstytucji. Do pubu Cosmo, który jest w budynku użyteczności publicznej, mam zakaz wstępu ze względu na moje poglądy polityczne i jestem przy tym wymieniona z imienia i nazwiska.
Inny powód powieszenia tablicy przedstawia właściciel Cosmo. – Przyszło ich 17 osób i zaczęli się wygłupiać – mówi naTemat Jacek Pawlikowski, aktywny działacz partii Wolność. Lokal jest dwuczęściowy: na parterze jest restauracja, a na piętrze pub. To właśnie przy wejściu na górę wisi tablica. – Pomimo tego, że w pubie nikogo nie było, powiedzieli, że chcą go obejrzeć, więc kelner ich wpuścił. Oni go oszukali – zapewnia właściciel.
– To ja powinienem pójść na policję, by ponieśli konsekwencje. Wszystko zresztą było nagrane na kamerach monitoringu. Nie jestem jak oni, by zaraz donosy pisać. Jak nie potrafią się zachować, to ich nie wpuszczam – kwituje Pawlikowski. Dodał, że zaprosił radną na spotkanie z m. in. Januszem Korwin-Mikke czy Przemysławem Wiplerem, ale nie przyszła.W pubie mamy też biblioteczkę z politycznymi książkami np. "SB a Lech Wałęsa" lub "Europa według Korwina". Zaczęli je wywracać i zrobili zdjęcie z bałaganu. Nie mieli komu dokuczyć, więc schodząc zatrzymali się przy tablicy, obfotografowali ją i popisali długopisami: "wieśniak", "PGR", "Pisior". Oni nie przyszli konsumować, ale kłócić się. Każdy ma prawo takich gości wyrzucić i więcej ich nie wpuszczać.
Właściciel lokalu Cosmo przyznał, że nie słyszał o wyroku sądu. Po tym jak poinformowałem go o tym, że prokuratura będzie musiała zająć się zażaleniem, odpowiedział: "No to zobaczymy co mi zrobią". Nie zamierza również zdejmować tablicy.