Ten samochód kupisz na abonament, a znajomemu pożyczysz... przez komórkę. Tak wygląda teraźniejszość według Volvo

Piotr Rodzik
Jest ładny, dynamicznie jeździ, jest zaskakująco komfortowy, a jeśli samochód stoi na drugim końcu miasta i chcesz, żeby do niego wsiadł twój znajomy, to po prostu... daj mu taką możliwość poprzez specjalną aplikację. Tak wygląda nawet nie przyszłość, a teraźniejszość w Volvo XC40. No i najważniejsze: tego auta nie kupuj, tylko go użytkuj.
Volvo XC40 wyglądem nawiązuje do większych modeli w gamie. Fot. naTemat
Volvo XC40 to w pewnej mierze model przełomowy dla szwedzkiego producenta. Nie dlatego, że można go kupić na abonament (nazywa się to Care by Volvo, o czym później), bo w takiej samej ofercie są dostępne też inne, starsze modele producenta z Göteborga.
Fot. naTemat
Rzecz w tym, że XC40 to pierwsze tak nowoczesne auto w ofercie. Lista innowacji nie kończy się bowiem na tym, że auto możemy wziąć "na abonament". Ale zacznijmy od początku.

Gdzieś już to widzieliście
Wystarczy jedno spojrzenie na Volvo XC40, żeby poznać, że to Volvo. Bo jeśli niezwykle udane XC60 wygląda jak równie udane większe XC90, tak XC40 jest mniejszym bratem właśnie XC60.
Fot. naTemat
Czyli jest tutaj to wszystko, co lubimy w nowych Volvo. Masywny grill, ostre kształty i te nieprawdopodobne reflektory w kształcie młota Thora. Minęło już kilka lat, od kiedy po raz pierwszy pojawiły się w XC90, i dalej mi się nie opatrzyły. Konkurencja jeszcze nic ładniejszego nie zrobiła w moim subiektywnym odczuciu.


Oczywiście różnic pomiędzy XC40 a większymi modelami trochę jest, auto jest trochę bardziej "cool". Wystarczy spojrzeć na egzemplarz testowy – miętowy lakier nadwozia połączony z białym dachem, sporo chromu. XC40 ewidentnie jest kierowane do klienteli młodszej, która chętnie spersonalizuje swoje autko.
Fot. naTemat
Równie młodzieżowo jest w środku. Kierownica, pionowy panel dotykowy – to wszystko widzieliście już w innych Volvo. Ale jeśli macie ochotę na tapicerkę z czerwonej skóry – żaden problem. Efektowne listwy aluminiowe na desce rozdzielczej i boczkach drzwi? To nawet nie problem, bo od wersji Momentum są w standardzie.

W środku jest też całkiem sporo miejsca, ale tylko z przodu. Z tyłu usiądą oczywiście dwie dorosłe osoby, ale o wielkich wygodach należy zapomnieć. Samochód jest jednak odczuwalnie mniejszy od XC60, choć z zewnątrz sprawia wrażenie dość dużego.
Fot. naTemat
Szybko jeździ, jeszcze więcej pali
XC40, choć najmniejsze w gamie, oferuje bardzo dużą gamę silników. Od najmniejszych D3 i T3 nawet po bardzo mocny silnik benzynowy T5 – taki jak w teście. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, o ile oczywiście wystarczą mu... cztery cylindry. To taka ekorzeczywistość Volvo i to się od lat nie zmienia.

Zresztą najmniejsze jednostki (T3) mają już tylko trzy cylindry. Natomiast testowany T5 to typowy czterocylindrowiec. Jednego nie można odmówić tej jednostce – jest bardzo sprawna.
Fot. naTemat
247 koni mechanicznych i spory moment obrotowy (350 Nm) robią swoje. Samochód od zera do stu kilometrów rozpędza się w bardzo przyjemne 6,4 sekundy. Dynamika zaskakuje, tym bardziej, że samochód waży... zaskakująco dużo. XC40 z silnikiem T5 waży niemal 1800 kilogramów!

Przypomnijmy, ze mówimy o najmniejszym SUV-ie w gamie szwedzkiego producenta. Wysoka masa prawdopodobnie ma duży wpływ na spalanie, które jest zdecydowanie największą bolączką tego auta. Owszem, osiągi "są", ale to wciąż cztery cylindry i dwa litry pojemności.
Fot. naTemat
Mimo to w mieście zejście poniżej dziesięciu litrów jest zupełnie nierealne. W takim jak Warszawa, jeśli czasami stoicie w korkach, 12-13 litrów to zwyczajnie norma. Nawet na trasach krajowych trzeba się bardzo napocić, żeby zejść poniżej 8 litrów na 100 kilometrów. Na autostradzie wartości znowu są dwucyfrowe – tak koło 11 litrów. Nie pomaga tu nawet ośmiostopniowy automat, zresztą bardzo dynamiczny.

Na pocieszenie samochód prowadzi się naprawdę dobrze. W środku nie czuć zbytnio, że to SUV – i to nawet pomimo wysokiej pozycji za kierownicą. Choć samochód wygląda jak "małe XC60" czy XC90, jest zbudowany na innej platformie i jeździ trochę inaczej. Inaczej, czyli zwinniej. To oczywiście żaden sportowiec, ale wyprzedzanie w trasie tym autem to bułka z masłem. Ostre zakręty też nie stanowią trudności, o ile się dobrze zaprzecie w fotelu. Trzymanie boczne nie było głównym priorytetem jego konstruktorów.
Fot. naTemat
I druga po spalaniu dziwna kwestia związana z tym autem: komfort. Volvo XC40 na równej drodze naturalnie płynie i jest generalnie stworzone do usypiania pasażerów. Nic tutaj nie zakłóca spokoju podróży. Zawieszenie jednak jest dość sztywne i dość średnio radzi sobie z nierównościami, co chyba nie do końca może pasować do tego auta.

Ale to kwestia gustu, mnie za to zaskoczyło co innego. W testowanym egzemplarzu na nierównościach trzeszczało dosłownie wszystko. I to nie w środku, a z podwozia. Zgrzytało, brzdękało, zero litości. Koledzy z branży w swoich testach (innych egzemplarzy) tego jednak nie odnotowują, więc pozostaje mi mieć nadzieję, że to po prostu feler mojego samochodu testowego. Może ktoś przede mną obchodził się z nim zbyt ostro...
Fot. naTemat
Jest tak bezpieczne, że aż można się wściec
W Volvo każdy kolejny model musi podnosić standardy bezpieczeństwa na nowy poziom i nie inaczej jest tym razem. Zdecydowana większość systemów jest tutaj w standardzie (i to jest coś, czego konkurencja musi się od Szwedów uczyć), ale tym razem kilka razy te systemy doprowadziły mnie niemal do bluzgania w samochodzie.

Przykład? Czujnik ruchu poprzecznego z tyłu. Świetna sprawa w mieście, naprawdę. Znam osoby, którym to uratowało tyłek. A teraz wyobraźcie sobie, że próbujecie zaparkować tyłem na prostopadłym miejscu parkingowym przy chodniku. Podjeżdżacie, nagle ktoś idzie po chodniku. System traktuje tę osobę na chodniku chyba jak nadjeżdżający samochód, ponieważ piszczy coraz głośniej.
Fot. naTemat
Ja oczywiście sygnały z systemu ignoruję, bo przecież widzę, że to tylko pieszy, któremu nic nie zrobię. Niestety XC40 zaczyna ignorować mnie. Samochód nagle zaciska hamulce "na sztywno" i ani w lewo, ani w prawo. Musiałem poczekać aż pani przejdzie.

Druga sytuacja? Jadę drogą i wymijam wysepkę na środku jezdni. Pech chciał, że po prawej stronie drogi na trawniku był postawiony samochód. Oczywiście niezgodnie z przepisami, ale jednak był. XC40 uznał, że jadę na czołówkę i zaczął gwałtownie hamować. Mi zostało tylko patrzeć, czy kierowca za mną zdąży zareagować czy się wpakuje prosto w mój zderzak.
Aluminiowe listwy to w wersji Momentum standardFot. naTemat
Żeby nie było: gorąco popieram politykę Volvo w kwestii bezpieczeństwa. Rzecz w tym, że systemy Szwedów są coraz bardziej wyczulone, ale wcale nie robią się mądrzejsze.

To nie jest samochód za żywą gotówkę
Volvo XC40 cennikowo zaczyna się od 129 tysięcy złotych, ale jak to w markach premium, łatwo dobić do znacznie wyższych kwot. Wersja momentum z silnikiem T5 to już 187 tysięcy złotych. Kilka dodatków i pęka 200 tysięcy, a nawet i dużo więcej.
Fot. naTemat
Ale prawdę mówiąc nie o to tu chodzi i tu się zaczyna nowoczesność według Volvo. Auto jest skierowane przecież do młodszych kierowców, ale ilu z nich ma zbędne 200 tysięcy na auto?

XC40 jest więc proponowane w abonamencie. Czym on się różni od typowego leasingu? Przede wszystkim brakiem wymaganej wpłaty własnej. Po prostu przychodzisz, wybierasz model, potem co miesiąc płacisz określoną kwotę, a po dwóch latach... wymieniasz auto na nowe. Jak telefon. Z tą drobną różnicą, że telefon po abonamencie zostaje, a auto nie... No ale.
Fot. naTemat
Program Care by Volvo – bo tak to się nazywa – od zwykłego leasingu odróżnia się też szeregiem innych usług. W miesięcznej racie są wszystkie opłaty. Opony zimowe, ubezpieczenie, przeglądy okresowe. Kierowcy zostaje płacić tylko i wyłącznie za paliwo. To niesamowita wygoda, choć w XC40 T5 tego paliwa przyda się sporo.

Dzięki Volvo On Call (element Care by Volvo) można zlokalizować samochód za jednym dotknięciem na smartfonie, zdalnie otworzyć czy zamknąć drzwi. No i oczywiście śledzić samochód po kradzieży i zdalnie go unieruchomić. Do tego dochodzą jeszcze usługi Concierge – wystarczy jeden przycisk w aucie i ktoś za nas zarezerwuje hotel czy bilet lotniczy.
Fot. naTemat
Mało? To czas na moje dwa ulubione bajery. Pierwszy z nich jest zarezerwowany właśnie dla XC40 (i V60). Dwa razy w ciągu dwuletniej umowy na siedem dni auto można wymienić na... większe: XC60 lub V90. Cały rok można jeździć XC40, a na wakacje wybrać większym modelem. Nikt nie oferuje takiej usługi na rynku poza Volvo.

I ostatni smaczek już tylko dla XC40: carsharing. Auto stoi w Gdańsku, a Ty jesteś w Warszawie? Jest tam twój znajomy i chcesz, żeby nim przyjechał do stolicy, a kluczyk leży na twoim biurku? Żaden problem. Samochód można zdalnie udostępnić przez odpowiednią aplikację na smartfonie. Osoba z dostępem będzie mogła wsiąść i ruszyć dzięki telefonowi. Pozostaje tylko trzymać dowód rejestracyjny w schowku...
Fot. naTemat
Ile to kosztuje? W przypadku XC40 od 1999 zł netto, ale lepiej wyposażone wersje są oczywiście droższe. Niemniej jednak przy porównaniu z leasingiem oferta jest całkiem korzystna. Oczywiście wypada drożej, ale zestaw usług w cenie jest naprawdę imponujący. Niby po dwóch latach zostajemy bez auta, ale... przecież wcale nie trzeba kupować kolejnego. Można wziąć kolejne w abonamencie.

Volvo XC40 na plus i minus:

+ Ładny design
+ Dynamiczny silnik T5
+ Rozbudowane systemy bezpieczeństwa
+ Innowacyjny system Care by Volvo
- Wysokie spalanie w motorze T5
- W tym aucie wszystko trzeszczało
- Systemy bezpieczeństwa potrafią doprowadzić do szału