Nowy "wałek" podczas podróży. Kuszą "kumpelskim wyjazdem", na miejscu czeka dramat i amatorka

Ola Gersz
Jeśli myślisz, że tylko wyjazd z biurem podróży może skończyć się wakacyjną klapą, lepiej zapnij pasy. Coraz popularniejsze są rozmaite stowarzyszenia czy fundacje, które organizują dalsze lub bliższe podróże, kuszą kumpelską, swobodną atmosferą, niskimi cenami i niezapomnianymi wrażeniami.
Wyjazd z organizacją, która nie jest zarejestrowanym biurem podróży, może okazać się stratą pieniędzy FOT. RAFAL MIELNIK / AGENCJA GAZETA
Rzeczywistość jednak wyglądać może zgoła inaczej: płacisz, ale nie wiesz dokładnie za co, pilot nie zna porządnie języka, a uczestnicy mieszkają w spartańskich warunkach. Takie organizacje w rzeczywistości często prowadzą działalność reglamentowaną, zastrzeżoną wyłącznie dla zarejestrowanych organizatorów turystyki, czyli po prostu biur podróży. To szara strefa polskiej turystyki.

– To wszystko bardzo fajnie wyglądało. To było takie stowarzyszenie osób, które organizują sobie wyjazdy na zasadzie, że spotykamy się w kilka osób na lotnisku i lecimy razem, a do tego jest jedna osoba, która nad wszystkim czuwa – mówi uczestniczka zagranicznego wyjazdu, który zorganizowało jedno z polskich (popularnych w internecie) stowarzyszeń.


Oprócz tego wszystko jest robione po kosztach, więc jest dużo taniej niż w oficjalnym biurze podróży. – Jest drożej niż wyjazd na własną rękę, ale jeśli ktoś woli jednak jechać z jakąś grupą, to jest to świetna opcja – mówi nasza rozmówczyni.

Opieka mało profesjonalna
W grupie było kilkanaście osób i opiekun grupy, który wszystkiego pilnował. A przynajmniej powinien. – Nasz "pilot" pracował z tą organizacją od niedawna i to był jego pierwszy wyjazd w tej roli – zaczyna swoją opowieść turystka.
Turystka

Nie czułam się z naszym "opiekunem" bezpiecznie, miałam wrażenie, że nic nie wiedział.

– Nie potrafił udzielić nam informacji na jakiej zasadzie są ubezpieczone wynajęte przez nas samochody, gdzie są stacje, gdzie znajdują się sklepy. Albo dzwonił do biura, albo wszystko sprawdzaliśmy na miejscu, na głupa. Jeśli komukolwiek by się coś stało, to nie wiem, czy wiedziałby, co zrobić – dodaje.

Zarzuty pod adresem opiekunów grupy, którzy niekoniecznie są profesjonalnymi (akredytowanymi) przewodnikami, powtarzają się zresztą z różnych stron. Na forach społecznościowych pojawiają się uwagi, że opiekun w Hiszpanii nie znał hiszpańskiego, a ktoś inny zgubił się w Stambule i nie umiał wyprowadzić grupy z zawiłych uliczek.

Warunki wyjazdu też zresztą pozostawiają wiele do życzenia. Nasza rozmówczyni opowiada, że grupa była zawiedziona i rozczarowana warunkami wyjazdu, który według stowarzyszenia miał być jedną z najlepszych takich podróży organizowanych do danego kraju w Polsce.

– Po przylocie okazało się, że nasze samochody to totalne graty, które nie były w pełni sprawne – opowiada kobieta. Dodaje też, że prawdziwym wyzwaniem były noclegi w słabych jakościowo namiotach, które sprawiały wrażenie, że odlecą z każdym podmuchem wiatru.

Płacisz, ale nie wiesz za co
Jednak najbardziej zastawiająca jest kwestia pieniędzy. Owszem, jest taniej niż z biurem podróży, ale nie wiadomo za co się dokładnie płaci. Do tego klienci... nie dostają reszty. – Jak wyjdzie więcej za bilet lotniczy, to trzeba później dopłacić, jak mniej, to później tego nie oddają – wyznaje nam uczestniczka wycieczki.

Jak podkreśla, nie ma pojęcia jak organizator tego zagranicznego wyjazdu, to wszystko rozliczył. Nie ma żadnych faktur, rozliczeń, nic. – Daliśmy im ponad tysiąc złotych - na co? Pytanie pozostaje bez odpowiedzi, gdyż uczestnikom wyprawy nie przedstawiono żadnego wyliczenia, paragonu, rachunku czy chociażby zwykłego potwierdzenia wpłaty. To wszystko jest tylko dla pieniędzy, tylko one się liczą – skarży się nasza rozmówczyni.

Ponadto uczestnicy nie otrzymują do ręki żadnej pisemnej umowy. – Wysłałam po prostu formularz, przesłałam im pieniądze i pojechałam – dodaje kobieta.

Szara strefa
Nieudany wyjazd sprawił, że nasza redakcja postanowiła się zainteresować działalnością tego rodzaju stowarzyszeń. Czy to rzeczywiście problem na dużą skalę?

Uczestniczka wyjazdu ma rację. Nie tak powinny wyglądać wyjazdy organizowane przez stowarzyszenia, o czym mówi nam Ewa Kubaczyk, rzeczniczka prasowa Polskiej Izby Turystyki. Jak przyznaje, teoretycznie prawo nie zabrania organizacji wycieczek stowarzyszeniom, fundacjom, szkołom, parafiom czy klubom. Jednak są reguły.
Ewa Kubaczyk
Polska Izba Turystyki

Art. 3 ust. 1 o imprezach turystycznych i powiązanych usługach turystycznych z 24 listopada 2017 mówi, że wyłączone spod jej działania są wyjazdy, które spełniają trzy warunki: wyjazdy są niekomercyjne, czyli nie w celach zarobkowych, są organizowane dla ograniczonej grupy podróżnych oraz odbywają się okazjonalnie.

– Czyli na przykład taki klub sportowy może zorganizować jakiś wyjazd sportowy dla swoich wychowanków – na przykład dwa razy w roku, w wakacje i w ferie, jeśli na tym nie zarabia – wyjaśnia Kubaczyk.

– Jednak jeśli organizacja nie spełnia chociaż jednego z tych warunków, czyli na przykład planuje wyjazdy dla większej grupy, szeroko dostępne, które odbywają się często i mają na celu zarobek, to wtedy podlega już ona pod działanie ustawy – tłumaczy rzeczniczka prasowa Polskiej Izby Turystyki.

Taka organizacja powinna być więc wpisana do centralnej ewidencji organizatorów turystyki i uzyskać zabezpieczenie finansowe (np. gwarancję ubezpieczeniową). Mówiąc ogólnie, powinna spełniać wszystkie te kryteria, które spełnia klasyczne biuro podróży.

Działalność stowarzyszenia, z którym pojechała nasza rozmówczyni, może zatem podlegać ustawie. Nie dość, że wyjazdów jest kilkadziesiąt w roku (a więc bez wątpienia nie są to wyjazdy "okazjonalne"), to ani ona, ani większość znajomych z podróży nie było członkami organizacji.

– Oni mówią o sobie, że są ekipą znajomych. Jednak, jak oni mogą być ekipą znajomych, skoro mają co najmniej setki klientów – zauważa kobieta.

Ewa Kubaczyk przyznaje, że działalność turystyczna takich organizacji jest dużym problemem na rynku polskiej turystyki. Mówi wprost o szarej strefie. – Jeśli stowarzyszenie wchodzi w rolę organizatora turystyki, to powinno podlegać tym samym wymogom co biura podróży, jeśli tego nie robi, to te wyjazdy nie są organizowane zgodnie z prawem – mówi.

Turysto, bądź ostrożny
Rzeczniczka PIT zaleca też ostrożność i unikanie tego rodzaju wycieczek. – Polska Izba Turystyki podkreślała wielokrotnie, że jeśli widzimy, że te wyjazdy odbywają się często i raczej w celach zarobkowych, to podróż z takim stowarzyszeniem nie jest bezpieczna – mówi Kubaczyk.

Nie gwarantuje bowiem opieki biura czy ochrony ustawowej w razie jakichkolwiek problemów i może prowadzić do sytuacji, w których klienci nie skorzystają z wyjazdu i utracą pieniądze lub zostaną pozbawieni świadczeń za granicą i możliwości powrotu do kraju – dodaje rzeczniczka prasowa PIT.

Taki wyjazd "z grupą znajomych" wybiera się więc na własną odpowiedzialność, o czym Polska Izba Turystyki przypomniała w komunikacie z 10 sierpnia tego roku, wydanym po tym, jak nie odbyły się zagraniczne wycieczki, których uczestnikami mieli być pracownicy 5 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej i ich dzieci, łącznie około 150 osób.
Polska Izba Turystyki

Zalecamy przed zawarciem umowy sprawdzenie czy organizator imprezy turystycznej posiada stosowny wpis do rejestru organizatorów turystyki i przedsiębiorców ułatwiających nabywanie powiązanych usług turystycznych.

"Podróżny wpłacający należność z tytułu umowy powinien otrzymać potwierdzenie posiadania zabezpieczeń finansowych oraz odprowadzenia składek na Turystyczny Fundusz Gwarancyjny. Korzystanie z usług podmiotów spełniających powyższe warunki w pełni zabezpiecza podróżnego na wypadek niewypłacalności organizatora" – przypomniał wtedy PIT.

Ostrożność popłaca, szczególnie na urlopie. W końcu ostatnie o czym podczas niego marzymy to stres. Tym bardziej, że sprawdzenie organizatora naszej wycieczki jest banalnie proste. Aby upewnić się, czy dany podmiot jest wpisany do stosownego rejestru organizatorów turystyki, wystarczy podać jego dane w wyszukiwarce Ministerstwa Sportu i Turystyki.

Nasza rozmówczyni skorzystała z tej wyszukiwarki – niestety dopiero po powrocie z nieudanych wakacji.

Napisz do autora: aleksandra.gersz@natemat.pl