Gdy mają okres, nie używają tamponów, ani podpasek. Kontrowersyjny trend podbija media społecznościowe

Sylwia Wamej
Dla jednych to zupełnie normalne zjawisko, dla drugich wręcz obrzydliwość. Freebleeding, bo o nim mowa, to swobodne krwawienie podczas miesiączki. Żadnych środków higienicznych! Jedną z jego propagatorek jest aktywistka Kiran Gandhi, która przebiegła maraton z... widocznymi plamami po okresie. Ginekolodzy łapią się za głowę i uważają freebleeding za głupie zjawisko.
Freebleeding to kontrowersyjny sposób radzenia sobie z miesiączką Fot. Instagram
W dobie tamponów, podpasek czy kubków menstruacyjnych mało która kobieta wyobraża sobie, żeby podczas miesiączki nie stosować żadnych środków higienicznych. A jednak są wyjątki od reguły.

O akcji freebleeding zrobiło się głośno po tym, gdy aktywistka Kiran Gandhi przebiegła maraton w trakcie menstruacji. Dla wielu kobiet zdjęcie, na którym widać ślady krwi miesiączkowej, byłoby powodem do wstydu i zażenowania. Jednak nie dla Kiran. "Freebleeding na maratonie był pierwszym razem, gdy zrobiłam coś takiego. Kiedy przekroczyliśmy linię mety, nie mogłem w to uwierzyć - nie przestałam biec ani razu, a wolne krwawienie okazało się najlepszą i najwygodniejszą decyzją"– mówiła.
Kiran Gandhi zapoczątkowała akcję freebleedingFot. Instagram/the daily feminist
Raczej ciężko sobie wyobrazić taką sytuację w przestrzeni miejskiej. Dlatego, jeżeli kobiety decydują się na freebleeding, robią to w domowym zaciszu, tak, żeby nikt nie widział. Jednak co by nie mówić, swobodne krwawienie nawet w domu może okazać się mało higieniczne i problematyczne, bo wiąże się z częstymi zmianami bielizny oraz dbaniem o to, żeby nie wybrudzić wszystkiego dookoła krwią.
Kobiety najczęściej stosują freebleeding w domuFot. Instagram
Nic dziwnego, że kobiety, które zdecydowały się na praktykowanie tej kontrowersyjnej metody, są krytykowane. Nawet, jeśli ich celem jest uczynienie menstruacji, "normalnym" tematem, odartym z tabu.


Za głowę łapią się ginekolodzy, którzy uważają, że freebleeding to głupie zjawisko.
– Paradowanie bez żadnego zabezpieczenia w stanach chociażby końca miesiączki to głupota i bezsensowne szokowanie. W domu niech każdy sobie robi, co chce. Natomiast jeżeli na ulicy
ludzie zobaczyliby kobietę z widocznymi plamami krwi, mogliby pomyśleć, że została zgwałcona i w związku z tym trzeba zawiadomić policję – uważa ginekolog Jacek Tulimowski.

Kontrowersyjne zjawisko widoczne jest również w mediach społecznościowych. Pod hasztagiem #freebleeding na Instagramie znajdziemy ponad cztery tysiące postów. Za pomocą odpowiednich zdjęć, rysunków czy podpisów kobiety najwyraźniej chcą oswoić temat miesiączki i podkreślić, że to bardzo powszechna przypadłość, o której nie należy się wstydzić mówić. Tylko czy trzeba pokazywać ją w tak dosadny sposób?