Tak reprywatyzowano w dzielnicy, gdzie rządził burmistrz z PiS. Dziś jest członkiem komisji Jakiego
– Ktoś chce grać świętszego od papieża? Sam powinien być świętym do końca – mówi nam radny z warszawskiej Pragi Północ. Burmistrzem w tej dzielnicy był Paweł Lisiecki, obecny poseł PiS i członek Komisji Weryfikacyjnej ds. Reprywatyzacji Patryka Jakiego. Radny zapytał, ile nieruchomości zwrócono w dzielnicy za jego urzędowania, a także jego następcy z PiS. W odpowiedzi przeczytał, że 13. Dlatego sprawa wzbudziła jego wątpliwości.
Na początku września poprosił o spis nieruchomości w latach 2015-2016. W pierwszym okresie burmistrzem był Paweł Lisiecki, dziś poseł PiS i członek Komisji Weryfikacyjnej ds. Reprywatyzacji Patryka Jakiego. W styczniu 2016 roku na stanowisku burmistrza zastąpił go Wojciech Zabłocki, również z PiS.
I okazało się, że za ich urzędowania w dzielnicy Praga Północ zwrócono 13 nieruchomości. "Przekazano je w ramach tzw. 'reprywatyzacji'” – napisał zastępca burmistrza w odpowiedzi na interpelację. – 13 nieruchomości zwrócono bezrefleksyjnie. I działo się to wtedy, gdy burmistrzem był Paweł Lisiecki. Ktoś chce grać świętszego od papieża? Sam powinien być świętym do końca. Wydaje mi się, że to nie w porządku. Dla mnie to dwuznaczne – reaguje wzburzony radny.
Fot. Screen/bip.warszawa.pl
Paweł Lisiecki, lat 40, był burmistrzem od 2014 roku. Rok później dostał się do parlamentu i od 2017 roku działa w komisji weryfikacyjnej. Mocno jest zaangażowany w jej prace, widać go w mediach, tak jak w kampanii wyborczej przy Patryku Jakim.
I jeszcze raz podkreśla: – Burmistrz dzielnicy nie ma kompetencji zwrotowych. To są kompetencje zastrzeżone tylko i wyłącznie dla pani prezydent miasta lub osób wydających decyzje z jej upoważnienia. Burmistrz ani Pragi Północ, ani żadnej innej dzielnicy, nie mogą wydawać takich decyzji.
Niektórzy jednak odbierają odpowiedź na interpelację nieco inaczej. – Taki szum robią naokoło tej reprywatyzacji, a zapomnieli powiedzieć, że to działo się też za ich czasów – mówi nam jeden z lokalnych polityków.
Tłumaczy, że to wygląda tak, jakby wszystko było zamiatane pod dywan, a wypłynęło dopiero teraz, bo autor interpelacji od kilku miesięcy jest pokłócony z posłem. Paweł Lisiecki, który jednocześnie jest szefem komitetu PiS na Pradze Północ, nie wystawił go na liście w wyborach samorządowych. Tu jednak opinie są skrajnie różne.
– Przewodniczący Rady nie miał wcześniej powodów, by tę listę wyciągać. Pokłócili się, są na siebie cięci i teraz wyciągają na siebie różne haki. Jest dosyć ostro – słyszymy w radzie.
Paweł Lisiecki od razu ma podejrzenie, kto stoi za interpelacją. Podaje nazwiska trzech radnych, którzy niedawno byli w PiS, ale nie ma ich już na listach tej partii. – Domyślam się, kto we mnie bije. A autor interpelacji nie znalazł się na listach PiS, bo uznaliśmy, że nie nie daje gwarancji, że będzie sprawował mandat w sposób właściwy.
Przewodniczący twierdzi jednak, że sam się nie zgłosił, bo miał dość: – Jestem samodzielny, nie interesuje mnie ideologia. Nie zgłosiłem swojej akcesji, bo nie po drodze mi z tymi, którzy znaleźli się na listach PiS. Nie obchodzą mnie partyjne podchody, interesuje mnie, by działać dla samorządu.
Tak czy inaczej sytuacja polityczna na Pradze Północ jest ciekawa i w skrócie wygląda tak, że PiS ma tu zdecydowaną większość. Na 23 radnych większość jest z partii Kaczyńskiego lub z nią wspólpracuje, dwójka jest z SLD, a piątka z PO. Nikt nie zwracał uwagi na kwestie zwracanych nieruchomości?
– Niestety, przez 4 lata nie my rządziliśmy, tylko PiS ze swoimi przybudówkami. Niewiele mieliśmy do powiedzenia – mówi naTemat radna PO, Patrycja Sondij. Dodaje, że – jako opozycja – nie byli nawet dopuszczani na czwarte piętro, gdzie urzęduje zarząd dzielnicy: – Gdy my rządziliśmy w poprzednich latach, nie było problemu, by radny z PiS mógł wejść na piętro zarządu. A nam bardzo trudno było wejść poza sekretariat.
Opowiada też, że współpracy w tym czasie nie było żadnej: – Nie układała się kompletnie. Wszystkie interpelacje, które składałam oficjalnie, były traktowane jako drugiej kategorii. Były drobne złośliwości. Chcielibyśmy w końcu odbić Pragę.
"Sam burmistrz nie podejmuje decyzji, ale jest zgrzyt"
Wracając do samych nieruchomości i osoby posła Lisieckiego. Jak to wszystko odbierać? Pod spisem nieruchomości zastępca burmistrza wyjaśnił bowiem, że jego urząd tak naprawdę niewiele miał ze zwrotami wspólnego:
Fragment odpowiedzi.•Fot. Screen/bip.warszawa.pl
Przyznaje, że sam burmistrz nie podejmuje decyzji zwrotowej. – Ale potem fizyczne przekazanie tej nieruchomości realizuje burmistrz razem z Zarządem Gospodarką Nieruchomościami dzielnicy. Nie musi robić tego osobiście, ale wiedzę na ten temat powinien mieć – mówi Milarczyk.
Dlatego, jego zdaniem, można wyczuć pewien zgrzyt, że były burmistrz zasiada w komisji zajmującej się reprywatyzacją. – Hipokryzja polega na tym, że jest jednym z głównych trybunów, którzy mówią o tym, że reprywatyzacja jest zła, a sam, jako burmistrz, brał udział – choćby nie osobiście, ale przez podległych urzędników – w przekazywaniu zwróconych nieruchomości nowym właścicielom. W tym momencie pojawia się pytanie o wiarygodność – ocenia rzecznik.
Zawiadomienia do prokuratury
W Urzędzie Dzielnicy Praga Północ rzecznik broni byłego burmistrza i zapewnia, że nigdy nie było tak, że decyzje w sprawie nieruchomości były zawsze przyjmowane bez zastrzeżeń. Tu jeszcze raz słyszymy, że decyzje dotyczące nieruchomości nie leżą w jego kompetencji.
– Przed wybuchem afery reprywatyzacyjnej dzielnicom trudno było to wszystko zatrzymać. Dopiero od niedawna prokuratura zaczęła inaczej do tego podchodzić. Burmistrz Lisiecki osobiście składał zawiadomienie do prokuratury w sprawie Kawęczyńskiej 37. Pamiętam, że za jego urzędowania, osobiście na jego prośbę jeździłem do Archiwum Państwowego w Milanówku w sprawie nieruchomości przy Wileńskiej. Nie przyjmowaliśmy decyzji zwrotowych bez żadnych zastrzeżeń. Burmistrz Zabłocki, jeśli mamy jakieś wątpliwości, również zawiadamia prokuraturę – mówi naTemat rzecznik Urzędu Dzielnicy Praga Północ Karol Szyszko.