O ich wsparcie już "zabijają się" politycy PO i PiS. Wybory sprawiły, że mogą dyktować warunki
Jeszcze przed wyborami samorządowymi pisaliśmy w naTemat, że Bezpartyjni Samorządowcy mogą się okazać czarnym koniem głosowania. I faktycznie mają powody do zadowolenia. Wynik "Bezpartyjnych” do sejmików - 5,8 proc. pozwala na to, by decydować, kto będzie rządził w kilku województwach. O ich względy zabiegają dzisiaj zarówno liderzy PiS jak i PO. Jak wyglądają negocjacje koalicyjne?
Patryk Hałaczkiewicz, koordynator krajowy Bezpartyjnych Samorządowców: Na dziś możemy mieć wpływ na cztery sejmiki. Są to głównie województwa na ścianie zachodniej, czyli zachodniopomorskie, lubuskie, dolnośląskie. Na Mazowszu duże znaczenie dla budowy większościowej koalicji może mieć z kolei głos Konrada Rytla.
Na Dolnym Śląsku będziecie mieć podobno nawet marszałka województwa.
A jak wyglądały kulisy targów o głos waszego radnego Konrada Rytla na Mazowszu? Był taki moment, kiedy się wydawało, że tylko od niego zależy czy zmieni się władza w 51-osobowym sejmiku, na którego czele od lat stoi znany ludowiec Adam Struzik.
Przede wszystkim Mazowiecka Wspólnota Samorządowa zanotowała w regionie świetny, 7-procentowy wynik. Wiem, że nie tylko Konrad Rytel, ale wszyscy nasi działacze z MSZ otrzymali bardzo wiele telefonów. Nie będę mówił o nazwiskach, ale to były telefony od polityków z najwyższej krajowej półki, z dwóch największych partii. Po ostatecznym przeliczeniu głosów okazało się, że mobilizacja przy urnach w Warszawie zdecydowała, iż jednak marszałek Struzik i koalicja KO-PSL będą mieli znowu większość.
Jak wyglądają takie negocjacje, gdy decyduje jeden głos? Obiecuje się złote góry?
Ale na scenie politycznej jesteście kojarzeni z prawicą.
Jako politolog powiem, że dzisiaj podział na prawą czy lewą stronę jest w Polsce archaiczny.
Chodzi mi o to, że bliżej wam do PiS-u.
Tak jesteśmy odbierani, bo też wiele mediów centralnych trzyma jedną albo drugą stronę. Ciężko powiedzieć, że prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki jest politykiem prawicowym. Był kiedyś w SLD. My mamy u siebie ludzi od prawa do lewa. W Bezpartyjnych Samorządowcach działają byli politycy PO i byli politycy PiS, ale najwięcej jest działaczy bezpartyjnych.
Umówiliśmy się zresztą, że nie rozmawiamy w samorządzie o kwestiach światopoglądu, bo akurat tutaj można jeszcze mówić o podziale na lewicę i prawicę. Być może postrzeganie nas jako formacji bliskiej PiS bierze się stąd, że wzięliśmy kiedyś na listy i wypromowaliśmy politycznie Pawła Kukiza. My sami mówimy o sobie jako o ruchu racjonalnego centrum.
Musicie jednak wybrać między PiS a Koalicją Obywatelską?
To będzie oczywiście paradoks, gdyż może się zdarzyć, że w jednym województwie pójdziemy z jednymi, a w innym z drugimi. Ale my jesteśmy federacją, nie mamy centrali partyjnej. To ruch polityczny z autonomią swoich regionów. Będą decydować radni w poszczególnych regionach.
Poza sejmikami możecie mówić o sukcesie?
Większość burmistrzów czy prezydentów związanych z Bezpartyjnymi Samorządowcami nadal będzie rządzić. Większość wygrała wybory już w pierwszej turze, jak Robert Raczyński, Piotr Roman, Janusz Kubicki czy Tadeusz Czajka. Piotrowi Krzystkowi w Szczecinie zabrakło do zwycięstwa w I turze 3 proc. głosów. Podobnie prezydentowi Zgierza Konradowi Staniszewskiemu. Będziemy w całej Polsce obecni również jako radni.
Będziecie chcieli jakoś wykorzystać ten relatywnie dobry wynik w kolejnych wyborach czy wasze ambicje sięgały tylko samorządów?
To nie jest rozstrzygnięte. Na pewno chcemy budować nasz ruch na przyszłość. W piątek organizujemy spotkanie naszych działaczy z całego kraju i będziemy się zastanawiać co dalej.