"Byliśmy zaskoczeni". Lider Marszu Niepodległości o decyzji prezydenta i zaproszeniach dla opozycji

Katarzyna Zuchowicz
Andrzej Duda nie weźmie udziału w Marszu Niepodległości. Jego rzecznik tłumaczył, że od rana do późnej nocy prezydent bierze udział w różnego rodzaju uroczystościach państwowych i to jest powód. Co na to organizatorzy Marszu? – Decyzja trochę nas zaskoczyła – mówi nam Witold Tumanowicz, wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Rozmawiamy też o tym, czy na Marszu widziałby polityków opozycji...
Marsz Niepodległości – tak było w 2016 roku. Fot. Screen z Twitter.com
Bardzo zależało Państwu na tym, by prezydent wziął udział w Marszu Niepodległości?

Uważam, że przełamałoby to pewien impas, jaki mamy w polskiej polityce i polskim życiu społecznym. W momencie, gdy nie do pomyślenia jest, by ktoś mógł z kimś coś zrobić wspólnie, jeśli jest z innego obozu. Uważam, że to byłoby to dobre akurat na 100-lecie niepodległości.

Bardzo był Pan rozczarowany? Jak odebraliście decyzję prezydenta?

Prowadziliśmy rozmowy z przedstawicielami prezydenta. I generalnie wydawało się, że intencja jest taka, by pan prezydent przyszedł na marsz. Decyzja ogłoszona w mediach trochę nas zaskoczyła, bo wcześniej, i bezpośrednio, nie otrzymaliśmy informacji, że prezydenta nie będzie. Domyśliliśmy się, że w takim wypadku sprawa jest zakończona. Szkoda, że nie udało się porozumieć.


Kiedy odbywały się te rozmowy?

Zostaliśmy poproszeni, by zachować poufność szczegółów. Mogę powiedzieć tylko tyle, że na marsz zapraszaliśmy prezydenta od 2015 roku, odkąd pan Andrzej Duda objął urząd. Od samego początku mieliśmy taką inicjatywę. Natomiast do jakichkolwiek rozmów doszło tylko przed tym marszem.

Do tej pory pan prezydent nie brał udziału w Marszach Niepodległości, ale traktowaliśmy jako gest dobrej woli to, że w poprzednich latach wystosował list do organizatorów i uczestników. Dlatego spodziewałbym się, że na 100-lecie niepodległości, moglibyśmy maszerować wspólnie w biało-czerwonym marszu.

Jak Pan odebrał powody, dla których prezydent zrezygnował?

Ciężko mi o tym mówić, bo my żadnych powodów nie otrzymaliśmy. Komentując to, co pojawiło się w mediach, mogę tylko i wyłącznie przyjąć na wiarę, że tak jest. Że to kwestia napiętego kalendarza.

Usłyszeliśmy też, że nie doszło do porozumienia, na którym prezydentowi zależało – żeby marsz nie był marszem środowiskowym, tylko wspólnotowym.

Ale nam od samego początku na tym zależy!

Żeby marsz był wspólnotowy?



(westchnienie). O tym ciężko rozmawiać. Chcemy podkreślać, że jest to marsz wszystkich patriotów, którym leży na sercu dobro ojczyzny. Nie sądzę, żeby dobro ojczyzny leżało na sercu politykom, którzy przygotowują rezolucję i mówią wprost, że Marsz Niepodległości jest organizacją neonazistowską. To, moim zdaniem, mocno zamyka drogę do jakichkowiek rozmów. Jeśli ktoś obrzuca nas takimi inwektywami i to jeszcze w oficjalnych dokumentach UE? Ciężko wtedy rozmawiać o jakimkolwiek wspólnotowym marszu.

Wyobrażam sobie, że choćby przy okazji 100-lecia można by zakopać topór wojenny i pokazać, że jednak potrafimy. Chowamy wszystkie emblematy i idziemy pod jedną flagą.

Potrafię sobie to wyobrazić. Natomiast nie potrafię sobie wyobrazić wspólnego marszu z politykami, którzy jawnie nazywają marsz neonazistowskim czy faszystowskim. Mniejsza o nieporozumienia polityczne, czy poglądowe. To jasne, że mamy różny światopogląd. Ale to oznaczałoby iść w jednym szeregu z osobami, które obrażają tę inicjatywę. W tym przypadku mamy do czynienia z jawnym atakiem na samą inicjatywę Marszu Niepodległości.

Jak Pan reaguje na określenia „faszystowski” czy „nazistowski” marsz?

Jestem zbulwersowany tego typu określeniami. Rozumiem, że na Zachodzie wszystko, co patriotyczne, narodowe zaczęło być nazywane mianem „nazistowskie”, czy „faszystowskie”. Jeśli skrajną prawicą nazywa się PiS, to świadczy to o tym, jak daleko na lewo poszła scena polityczna na Zachodzie. Dlatego tak wielki marsz pod narodową flagą może klasę polityczną na Zachodzie mierzić.

Raczej chodzi o hasła, które pojawiały się podczas wcześniejszych marszy.

Chcemy iść w tym roku pod hasłem, z którym walczyli nasi przodkowie: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Marsz nie powinien być przesłonięty hasłami, które tego dnia nie powinny mieć miejsca.

Rasistowskie?

Szczególnie. Oczywiście tu można dyskutować akademicko, gdzie jest granica między rasizmem a dumą narodową. Ale tego dnia to w ogóle nie powinien być temat.

Wracając do prezydenta. Co dalej?



My nie stawialiśmy żadnych warunków. Może tylko jedynym, domniemanym, jest to, że Stowarzyszenie Marszu Niepodległości jest organizatorem marszu. Ale chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości. Natomiast jeśli chodzi o kształt marszu byliśmy gotowi na daleko idące kompromisy. Co więcej zapraszaliśmy prezydenta, żeby marsz otwierał. Z naszej strony była chęć, by pan prezydent był reprezentowany najgodniej jak tylko się da. Co więcej, chcieliśmy, żeby propozycje wychodziły od prezydenta.

Jaki jest odzew innych polityków? Poseł Gryglas już pochwalił się na Twitterze, że weźmie udział.



Ze strony organizatorów zapewniamy, że chcemy aby wszyscy uczestnicy marszu byli bezpieczni. Mogę tylko powiedzieć, że sam – w czasach, gdy Marsz Niepodległości nie był tak spokojny jak teraz – broniłem wozu TVN przed dewastacją, odganiając ludzi.

Czyli mogą przyjść, czy nie?

Jak najbardziej. Niech się pojawiają, tylko żeby nie przychodzili niepotrzebnie coś udowadniać. Jak Hugo Bader. Nie ma sensu stosować prowokacji pod adresem uczestników marszu. Wystarczy przyjść i zobaczyć, jak jest spokojnie.

To może i z Koalicją się uda?

Nie, naprawdę. Jeśli się nazywa uczestników marszu nazistami. Nie kojarzę żadnego polityka PO, który odciąłby się od słów Guya Verhofstadta, który powiedział, że przez Warszawę przeszło 65 tys. faszystów. A skoro nikt się tym nie oburzam, sądzę, że politycy też tak uważają. A to zamyka jakąkolwiek możliwość rozmowy.

Ubolewam nad tym, że politycy PO postanowili zbijać swój kapitał polityczny na atakowaniu Marszu Niepodległości. Ale ranga inwektyw pod naszym adresem jest zbyt mocna, by można było dochodzić do jakiegokolwiek porozumienia.