Wielkie miasta to dopiero początek. Teraz opozycję czeka prawdziwe wyzwanie: odbicie małych i średnich miast

Piotr Rodzik
Ledwo stacje telewizyjne podały wyniki drugiej tury wyborów samorządowych na bazie sondaży exit poll, a już zaczęły się rozliczenia. Jako pierwsza opozycyjna polityk w pierś uderzyła się Katarzyna Lubnauer. Zauważyła w TVN24, że Koalicja Obywatelska utrzymała władzę w dużych miastach, ale poległa w Polsce lokalnej. A tak wyborów do Sejmu wygrać się nie da.
Koalicja Obywatelska szykuje się na odbicie Sejmu z rąk PiS. Pytanie tylko, czy ma argumenty. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Politycy Prawa i Sprawiedliwości już po pierwszej turze wyborów samorządowych powtarzali jak mantrę – w dużych miastach mieszka tylko 15 proc. Polaków. Ktoś może powiedzieć, że to głupia wymówka, ale w gruncie rzeczy to sama prawda.

Opozycja upajając się wygraną w dużych ośrodkach miejskich najpewniej sama sobie szykuje stryczek w kontekście kolejnych wyborów parlamentarnych. A dodajmy, że wcześniej będą jeszcze wybory do Parlamentu Europejskiego. Jedna z niewielu rzeczy, które w skali kraju udały się opozycji, to przypięcie PiS łatki partii dążącej do Polexitu – nawet jeśli w gruncie rzeczy to myślenie życzeniowe na ten moment.


Wcale nie jest tak różowo
Fakty są jednak takie, że w tych wyborach opozycja może wypaść nadspodziewanie dobrze. Bo jest zdecydowanie bardziej proeuropejska. Razem z sukcesem w dużych miastach to może dać Schetynie i spółce złudne przekonanie, że wszystko jest na dobrej drodze, że trend się już odwrócił.

Otóż nic takiego się nie wydarzyło. Pamiętajmy, że PiS wygrało wybory nie tylko do sejmików. PiS wygrało także wybory w powiatach – dokładnie w 162 z nich, co stanowi 43 proc. polskich powiatów. I tak trzeba dzisiaj patrzeć na poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości, a nie przez pryzmat brutalnej porażki Patryka Jakiego w Warszawie. Ten wynik jest bliższy do realnego poparcia partii Kaczyńskiego.

Tak de facto Koalicja Obywatelska w wyborach samorządowych nie uzyskała nic. Cieszenie się z takiej "wygranej" to jak radość z tego, że sąsiad nie dostał takiej podwyżki, o jakiej mówił. Tylko mniejszą. Opozycji udało się tylko niezbyt wiele stracić – jeśli można tak w ogóle nazwać oddanie partii Kaczyńskiego kilku sejmików, bo przecież przez cztery ostatnie lata PiS rządziło tylko na Podkarpaciu.

To oznacza z kolei, że walka o władzę w parlamencie nadal stoi w martwym punkcie. A apatia głównych partii opozycyjnych premiuje nie te mniejsze, tylko po prostu PiS.
Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
Paradoksalnie Koalicja Obywatelska, jeśli chce myśleć o wygranej w ogólnopolskich wyborach parlamentarnych, musi trochę zapomnieć o swoich wyborcach w dużych miastach. To zabrzmi brzydko, ale… i tak ich ma. Albo inaczej – niech samorządowcy robią swoje. Trzaskowski w Warszawie, Żuk w Lublinie, i tak dalej. A partie o tych miastach zapomną. Tak naprawdę Trzaskowski dobrymi rządami zrobi KO dobrą kampanię w stolicy do każdych wyborów.

Praca u podstaw
Politycy opozycji muszą skupić swoje wysiłki na małych miastach. Dzisiaj mogą się śmiać, że objazdówka Mateusza Morawieckiego po Polsce lokalnej na niezbyt wiele się zdała w tych wyborach, ale ziarno zostało zasiane. A plony mogą pojawić się w 2019 roku przy urnach. Czy ktoś kojarzy polityków Koalicji Obywatelskiej, którzy z takim zawzięciem walczyli o głosy w Sandomierzu czy w innych niewielkich miastach?

Tak w gruncie rzeczy to stara taktyka Prawa i Sprawiedliwości. Przecież podróże Morawieckiego to nic innego jak powtórka z podróży wyborczych Beaty Szydło z 2015 roku. I wtedy też Platforma Obywatelska nie miała żadnego kontruderzenia. A taka pozytywistyczna praca u podstaw to dzisiaj jedyny klucz do sukcesu.

Dlatego powinien skończyć się czas konwencji wyborczych w dużych miastach. Koniec z uśmiechaniem się do wspólnych zdjęć z włodarzami dużych miast. Koniec z uciekaniem od trudnych pytań. Od dzisiaj codziennie każdy prominentny polityk opozycji powinien spotykać się z ludźmi na prowincji. Nawet jeśli oznacza to trudne spotkania z ludźmi podobnymi do słynnego paprykarza spod Radomia.

Oczywiście nie znaczy to, że politycy opozycji powinni teraz ścigać się z PiS na obietnice wyborcze. Taka taktyka nie przyniesie raczej sukcesu. To jak w tym powiedzeniu o dyskusji z głupcem. Najpierw cię sprowadzi do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem. Nie chodzi o to, że politycy PiS i ich wyborcy są głupcami, ale zasada działania jest ta sama: opozycja w pojedynku na kiełbasę wyborczą szans nie ma.

Chodzi po prostu o to, żeby do tych ludzi wyjsć. Żeby im pokazać, że się o nich pamięta. Gdybym mieszkał dzisiaj np. w słynnych Kuleszach Kościelnych, które w 2015 roku właściwie jednym chórem poparły PiS, nie miałbym żadnego powodu głosować na dzisiejszą opozycję. Nigdy jej nie widziałem gdzie indziej niż w TVP Info. I co mnie obchodzi ten sąd w Warszawie. A polityków PiS oni znają nie tylko z telewizji.

Opozycja do tego wyścigu startuje z potężnym falstartem. PiS swoją propagandę w Polsce lokalnej sączy już od wielu lat. Platforma, Nowoczesna i inne opozycyjne partie tymczasem są nadal w blokach startowych. Bo czy w ogóle Nowoczesna czy obecne SLD chociaż programowo myślą o wyborcach z małych miejscowości?