Czas spojrzeć prawdzie w oczy. Wszystkie zdjęcia na Instagramie są takie same

Ola Gersz
Instagramer to już niemal zawód. Jeśli masz jakiekolwiek poczucie estetyki i smartfon, instagramerska kariera stoi przez Tobą otworem. Ale instagramerzy powoli zjadają swój własny ogon. Bo większość zdjęć jest do siebie bardzo podobna.
Fot. Instagram / Insta Repeat
Podobne pomysły, podobne tła, podobne kompozycje, ba, nawet podobne flirty. Jeśli tak dalej pójdzie, "Czarne lustro" zrobi kiedyś odcinek, w którym instagramer utknie wewnątrz Instagrama i będzie błąkał się po profilach, aż w końcu zupełnie się zgubi i straci zmysły.

Żeby było jasne: uwielbiam Instagrama. Facebook już mi się nieco znudził, ale moja instamiłość wciąż trwa i ma się dobrze. Ok, może jestem od niego odrobinę uzależniona – obserwuję setki profili, ciągle wyłapuję nowe obiecujące kontra instagramerów, w zakładce "zapisane" mam już tyle zdjęć, że przestałam to kontrolować. Ale naprawdę umila to mi – jako estetce i marzycielskiej duszy – życie.


Jednak od pewnego czasu, kiedy przeglądam feed na Instagramie, mam wrażenie, że ... wszystko już było. Zdarzają się oryginalne perełki, ale większość zdjęć na kontach instagramerów i influencerów, są takie same. Nie mówię już nawet o kompozycji (ktoś już naprawdę powinien zakazać flatlayów) czy fotografowanych obiektach (tak, wiemy już, że masz ładny kubek i pijesz kawę), ale nawet o filtrach. Czasem wydaje mi się, że VSCO zaraz przejmie władzę nad światem.

Powtarzalność instragramowych zdjęć wcale zresztą nie dziwi. Każdy influencer chce mieć jak najwięcej obserwujących, to jasne. A żeby być popularnym, trzeba albo się wyróżniać, albo wpisać w trendy (i dobierać dobre hasztagi). Wielu wybiera to drugie. Jeśli ktoś robi zdjęcie w kajaku na tle gór i dostaje tysiące lajków, to tylko kwestią czasu jest to, kiedy inni skopiują ten pomysł.
Jednak to kopiowanie nie bierze się oczywiście tylko z chęci zdobycia popularności. Lubimy ładne rzeczy i lubimy je fotografować. Siłą rzeczy, jeśli miliardy ludzi robi sobie zdjęcia, to one sie powtórzą. Zwłaszcza jeśli chcemy, być modni, bo przecież istnieją też instagramowe mody. Działa to więc super prosto. Jeśli widzę ładne zdjęcie, chcę też je mieć.

Zresztą sama się na tym łapię. Wstyd się przyznać, ale kiedy jadę na wakacje, często sprawdzam, jakie w danym miejscu są najbardziej instagramowe miejsce, czyli te, które są gwarantem lajków. Dziewczyny w czerwonych sukienkach pozują więc na tle weneckich mostów albo z kubkiem kawy ze Starbucksa w ręku z zachwytem patrzą na Wieżę Eiffla.

Instagram ma zresztą swoje ulubione tematy, w których już naprawdę ciężko coś nowego wymyślić. Pomysły na fotografowanie książek czy pancake'ów oblanych syropem klonowym są naprawdę ograniczone. Widać to zresztą w książce Kasi Tusk "Make Photography Easier", która nie tyle jest poradnikiem, jak zrobić ładne zdjęcie, ale poradnikiem, jak zrobić ładne zdjęcie na Instagrama i dostać lajki.

Wpadliśmy więc w błędne koło. Żyjemy w kulturze kopii, powtórek i remake'ów. Widać to w kinie, słychać w muzyce, widać na Instagramie właśnie. Ale co wybrać: bezpieczny i gwarantowany sukces czy nowatorstwo i ryzyko? Są oczywiście instagramerzy, którzy oryginalnością biją wszystkich na głowę, ale niestety większość zdjęć jest bezpieczna.

Może to problemy pierwszego świata, ale niestety realne.

Lifestyle
Konta lifestyle'owe na Instagramie królują. Nie dość, że są estetyczne, to również pozornie jedne z najłatwiejszych. Pozornie, bo wcale nie tak łatwo ułożyć idealny flatlay, czyli dla niewtajemniczonych – zdjęcie estetycznie ułożonych (lub rozrzuconych w pozornym nieładzie) przedmiotów. Czasem dołącza tam jeszcze kot lub mały pies.
Co jest murowanym hitem, jeśli chodzi o tło? Pościel albo drewniana powierzchnia (najlepiej trochę podniszczona, nigdy lakierowana), ewentualnie biała ściana lub marmur. Wrogiem idealnych flatlay'ów i nie tylko jest niezamierzony chaos. Wzorzyste tło, w którym wiele się dzieje jest więc zakazane.
Lifestyle'owi nstagramerzy szybko się tego nauczyli. Kiedy przeglądam mój feed, widzę więc dziesiątki kompozycji złożonych z talerza gofrów albo pankejków, bukietów kwiatów, dzienników i pamiętników, modnych magazynów, minimalistyczej biżuterii, kosmetyków, swetrów, świeczek, kubków z kawą, sztućców, serwetek, okularów w ładnych oprawkach, retro aparatów fotograficznych, zdjęć (najlepiej starych albo polaroidów), sznurów lampek..
Hitem są też zdjęcia zdjęć. Kiedyś były pewnie pomysłowe. Już nie są. Ach, i własne nogi. Najlepiej w ładnych kapciach albo zabawnych skarpetkach.

Ważne jest też myślenie sezonowe. Czyli wiosną dajemy świeże kwiaty, latem – muszelki, jesienią – liście, zimą – pierniczki.

Rodzina
Instagramy rodzinne to odłam tych lifestyle'owych, często są łączone z tymi wnętrzarskimi. W Polsce one jeszcze raczkują, ale na Zachodzie jest ich masa i jeszcze więcej. Bo co jest wdzięczniejsze i bardziej instagramowalne niż dzieci? Szczególnie dzieci w ładnych ubraniach i w ładnych wnętrzach?

Aktualnie króluje moda na autentyzm (#liveauthentic) i prostotę (#simplelife). Widzę więc setki białych ścian i drewnianych desek, odrestaurowanych mebli, wełnianych swetrów, wiklinowych koszy i zabawek z drewna (Broń Boże nie z plastiku!).
Z kolei dzieci noszą ... dziwne czapki. Nie wiem, kto je sprzedaje, ale widzę je i na profilach zagranicznych, i w Polsce.
Kluczowa zasada takich zdjęć to naturalność. Czyli żadnych póz. Dzieci śpiące, przewracające się na łóżkach, śmiejące się, wcinające naleśniki i gofry (które w innym zdjęciu posłużą pewnie do flatlayowej kompozycji), siedzące na schodach, bawiące się z psem – to jest ok.

Mimo że kluczem takich profili jest pokazanie prawdziwego życia i rozgardiaszu, to na pokazywanych w nich domach jest dziwnie czysto. Nie wierzę, że ktoś, kto ma troje dzieci, ma taki porządek w domu. Ale podziwiam za pracowitość. Spróbujcie posprzątać dom, zrobić górę pankejków, ubrać dzieci w ładne ubrania (z ekologicznej bawełny, lnu lub wełny), kazać im naturalnie pozować i jeszcze pilnować, żeby się nie zabiły.

Książki
Bookstagramy to instagramowa żyła złota. Jasne, serce rośnie, kiedy widzę, że tyle młodych ludzi czyta, ale czasem zastanawiam się, ile z nich czyta naprawdę, a ile tylko ładnie układa książki i robi im zdjęcia.

Tutaj też górują flatlay'e. Książka na estetycznej powierzchni, obok kubek z herbatą lub kawą, do tego ewentualnie ręka. Albo książka w rozgrzebanej pościeli. Że niby czytamy od razu po przebudzeniu.
Modne są też półki z książkami (często ułożonymi kolorami okładek, co zawsze mnie zdumiewa swoją bezsensownością) albo stosy książek.

Książki są wdzięcznymi bohaterkami zdjęć. Jeśli okładka nie jest zbyt ładna i nie pasuje nam estetycznie do stylu naszego konta (i nawet VSCO nie pomoże), jest na to prosty sposób. Otwieramy ją albo zginamy, tak żeby widać było tylko papier. Papier jest zawsze instagramowalny.
Bookstagramerzy, którzy robią ładne zdjęcia, mają duże szanse na współpracę z wydawnictwami. Dostajesz więc książki, robisz im ładne zdjęcia i dostajesz nowe książki. Dla mola czytelniczego to doskonały układ.

Zresztą książka z kawą naprawdę ładnie się prezentuje.

Podróże
Tutaj wesprzę się doskonałym kontem Insta Repeat, które niedawno znalazłam. Prowadząca go anonimowa 27-latka z Alaski zauważyła, że wszyscy miłośnicy natury (#naturelover) robią te same zdjęcia. Ba, często nawet identyczne.
Nie ukrywam, uwielbiam zdjęcia z "dziczy". Mała sylwetka stojąca na tle wielkich gór, kajak na jeziorze, metalowy kubek na tle przyrody, dziewczyna idąca środkiem drogi.. Wanderlust (czyli pragnienie włóczęgi) w pełnej krasie.

Jednak kiedy zobaczylam Insta Repeat, zaczęłam je lubić trochę mniej. Okazało się bowiem, że na pomysł stania na dachu (białego) terenowego samochodu, zrobienia zdjęcia widoku rozciągającego się za wejściem do namiotu czy siedzenia tyłem do fotografa na przodzie kajaku wpadli już chyba wszyscy podróżnicy.
A zdjęcia podróżnicze są bardzo wdzięczne, do tego nie trzeba nic posiadać (no może plecak Kanken) albo kombinować z układaniem ładnych przedmiotów. Po prostu trzeba pojechać gdzieś, gdzie jest ładnie, trafić na dobre światło, rozstawić namiot / wyciągnąć kubek i termos / odcumować kajak i zrobić zdjęcie.

Pestka.

Bez twarzy
Kiedyś królowało selfie, teraz króluje zdjęcie bez twarzy. Oczywiście nie dosłownie, twarzy ma być po prostu nie widać, co podobno budzi tajemniczość i sprawia wrażenie, że jest się marzycielską i głębiej myślącą duszą.

Tutaj opcje są dwie.

Pierwsza to zdjęcia od tyłu. Często w kapeluszu, bo kapelusze są instagramowalne wybitnie. Albo te w stylu "follow me", czyli kobieta ciągnie za sobą robiącego zdjęcie mężczyznę.
Druga – zasłanianie twarzy ręką, włosami (koniecznie poszarganymi przez wiatr), ewentualnie liściem.

Być może instagramerzy pokochali takie zdjęcia, bo nie trzeba potem płakać, patrząc na swoją twarz. Nie trzeba się też malować czy ustawiać z dobrego profilu. Wystarczy ładne tło.
Takich przykładów na instapowtarzalność jest więcej. Jasne, cieszę się, że pięknych zdjęć jest dużo. Tylko czy musi być to piękno według jednego instagramowego wzoru?