Czy Ministerstwo Zdrowia szykuje Polakom chaos w aptekach od 1 stycznia?

Anna Kaczmarek
Bezpieczeństwo lekowe Polaków może być zagrożone. Wraz z nowym rokiem z aptek mogą zniknąć leki, które pacjenci stosują od wielu lat w chorobach przewlekłych. Istnieje ryzyko utraty refundacji blisko 2,5 tysiąca leków. W efekcie pacjent będzie musiał płacić pełną cenę leku lub będzie zmuszony do zakupu innego leku niż dotychczas.
Wiele popularnych leków może zniknąć z aptecznych półek. Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta
Niepewna sytuacja pacjentów to wynik żądań Komisji Ekonomicznej Ministerstwa Zdrowia w stosunku do firm farmaceutycznych - oczekuje nawet 70 proc. obniżki cen leków znajdujących się na liście refundacyjnej.

Jak zauważa Krzysztof Kopeć, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego jest to tym dziwniejsze, że premier zachęcał producentów leków do inwestowania w Polsce, a Minister Zdrowia mówił, żeby kupować mądrze, nie tanio – wyjaśnia portalowi naTemat.
Krzysztof Kopeć
Prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego

Potem producent negocjując z Komisją Ekonomiczną słyszy, że lek, który dzisiaj sprzedaje za 15-20 zł, powinien według MZ kosztować 6 zł. To nie jest możliwe, lek nie będzie mógł być wyprodukowany w Polsce.

Są to leki, które Polacy kupują i akceptują dopłatę. – Jeśli mamy grupę, np. 15 leków z taką samą substancją czynną, pacjent zawsze może go zamienić na tańszy, ale jeśli tego nie robi, to znaczy, że chce on kupić właśnie ten lek i godzi się na taką cenę. Być może jest to przejaw patriotyzmu ekonomicznego, którego Komisji Ekonomicznej brakuje – podkreśla Krzysztof Kopeć.


Pacjenci zaniepokojeni
Dodajmy, że to już czwarte w ciągu kilku lat negocjacje, które Komisja Ekonomiczna prowadzi z firmami farmaceutycznymi. Wiele firm obniżyło już, przy poprzednich negocjacjach, ceny do takiego poziomu, że nie są już w stanie zejść niżej.

– Negocjowanie cen w Polsce po raz czwarty jest niepoważne. Szczególnie, że mówimy tu o lekach, które są przyjmowane przez wielu Polaków i produkowane w naszym kraju. Chodzi tu o leki, np. stosowane w chorobach sercowo-naczyniowych, cukrzycy. One wcale nie są drogie. Średnio odpłatność pacjenta kształtuje się na poziomie do 10 zł – wyjaśnia prezes Kopeć.

Dodaje, że ceny leków w Polsce są jednymi z najniższych w UE. Tańsze są jedynie tylko w Rumunii.

Organizacje pacjenckie też bacznie przyglądają się tej sytuacji i obawiają się niekorzystnych wyników wyśrubowanych negocjacji.

– Zawsze te negocjacje odbieraliśmy pozytywnie, bo wiązały się z zaoszczędzeniem pieniędzy na refundację terapii innowacyjnych. To był ich plus, bo tak naprawdę bardzo ciężko jest uzyskać dodatkowe środki na refundację nowych leków. Dzięki poprzednim negocjacjom wiele innowacyjnych leków udało się zrefundować. Jednak to są już czwarte negocjacje i rzeczywiście z tego, co się orientujemy, producentom będzie bardzo ciężko obniżyć ceny. Wiele produktów ma już najniższą cenę w Europie – podkreśla w rozmowie z naTemat Beata Ambroziewicz, prezes Zarządu Polskiej Unii Organizacji Pacjentów "Obywatele dla Zdrowia”.

Również posłanka Beata Małecka-Libera, szefowa Sejmowej Komisji Zdrowia Publicznego, zwraca uwagę na to, że najistotniejszy powinien być interes pacjenta.

– Ustawa o refundacji leków ma w efektywny sposób zagwarantować pacjentom dostęp do skutecznych i bezpiecznych terapii. Proces renegocjacji decyzji refundacyjnych powinien być prowadzony przede wszystkim w interesie pacjenta. Musi zatem uwzględniać szerokie spektrum zagadnień, które obejmują rzeczywistą dostępność leków w aptece, poziomu odpłatności oraz korzyści terapeutyczne. Środkiem do tego celu nie może być jednak wyłącznie obniżanie cen, gdyż problem dostępności leków ma charakter złożony.

Bezpieczeństwo lekowe i jakość nie są priorytetem?
Dążenie do kolejnej redukcji cen i tak często najniższych w Unii Europejskiej jest tym bardziej trudne do zrozumienia, że już dzisiaj mamy w Polsce ogromny problem z wywozem leków za granicę. Leki wyjeżdżają właśnie dlatego, że ich ceny są obecnie znacząco niższe niż w krajach ościennych.

Jeśli ich ceny zostaną jeszcze bardziej obniżone, to ten problem się pogłębi. Kolejne leki będą wywożone z Polski i nie będą dostępne w aptece dla naszych pacjentów. Kilka dni temu Ministerstwo Zdrowia, które publikuje listę leków zagrożonych wywozem, umieściło na niej rekordową ilość produktów. To potwierdza jak ogromny mamy w Polsce problem, a Ministerstwo zdaje się tego nie zauważać.
Beata Ambroziewicz
prezes Zarządu Polskiej Unii Organizacji Pacjentów "Obywatele dla Zdrowia”

Jeśli po raz kolejny ceny spadną i będą najniższe w Europie, to będziemy mieć do czynienia z wywozem leków i brakami w aptekach.

Co zatem będą musieli zrobić producenci? Część firm wycofa się produkcji leków w Polsce, bo przestanie się ona opłacać. Inne firmy mogą nie zakończyć negocjacji z resortem do stycznia, co również spowoduje, że ich leków nie będzie można kupić w niższych cenach.

Dla organizacji pacjenckich ważne jest, żeby przy negocjacjach wszyscy mieli na uwadze przede wszystkim dobro pacjenta, czyli dostępność do leków i możliwość kontynuacji terapii. To trzeba również, a nawet przede wszystkim, brać pod uwagę.

– Patrząc przez pryzmat indywidualnego pacjenta, trzeba pamiętać, że chorzy są często przyzwyczajeni do danego leku. Nawet te, które mają tą samą substancję czynną, są w różnych dawkach, w różnych postaciach – mówi Beata Ambroziewicz.

I dodaje: – Wiele z tych leków pacjenci przyjmują w chorobach przewlekłych, to są leki kardiologiczne, na nadciśnienie, cukrzycę itp. Dzięki nim utrzymują swoje zdrowie w dobrej kondycji. Mamy nadzieję, że resort zdrowia ma na uwadze niebezpieczeństwa związane z obniżką cen.

Podobnego zdania jest prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego.

– Proszę wytłumaczyć osiemdziesięciolatkowi, że teraz zamiast trzech czerwonych tabletek dwa razy dziennie, ma brać dwie zielone cztery razy dziennie. Ja wiem, że tam jest ta sama substancja czynna, ale starszy człowiek, nie koniecznie to rozumie. Pytanie, czy my szanujemy pacjenta, czy chcemy robić niedorzeczne oszczędności? – wtóruje Krzysztof Kopeć.

Lek za złotówkę? To prowizoryczna oszczędność
Jak zauważa Krzysztof Kopeć, pozostawienie obecnych cen leków, nie spowoduje dodatkowych wydatków z budżetu NFZ.
Krzysztof Kopeć
Prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego

Mamy mechanizm limitu finansowania, czyli ustalony poziom sprzedaży, do którego NFZ dopłaca. Limit jest ustalany na poziomie ceny leku, który dopełnia 15 proc. pokrycia całego rynku. Dlatego NFZ nie zapłaci więcej. Pacjent natomiast ma większy wybór, to on decyduje, czy akceptuje dopłatę powyżej limitu.

Prezes zastanawia się, jaki jest cel negocjacji prowadzonych średnio co 3 lata?

– Dojdziemy do sytuacji, w której to producent ma zapłacić resortowi zdrowia? Nie wiem. Celem Ministerstwa Zdrowia jest ciągłe obniżanie cen. Nie ma takiej możliwości, żeby firmy sprzedawały swój lek za złotówkę – wyjaśnia.

I dodaje: – Może być tak, że któryś z dostawców chińskich, czy hinduskich, sprzeda swoje leki za minimalną kwotę, ponieważ kończy się im termin ważności. Tyle, że w takim przypadku nie możemy mówić o bezpieczeństwie lekowym pacjentów. Ta "wyprzedaż" może się skończyć, a w raz z nią atrakcyjna cena – przestrzega prezes.

Niestety resort zdrowia podczas negocjacji z firmami farmaceutycznymi nie rozmawia o jakości, tam liczy się tylko cena.

– Teoretycznie produkty dopuszczone do obrotu na terenie Polski powinny mieć odpowiednią jakość. Tylko w tym momencie należy zadać sobie kolejne pytanie, czy my chcemy całkowicie uzależnić się od importu leków? W ramach bezpieczeństwa lekowego Polaków i dywersyfikacji dostępu do leków, powinniśmy mieć różne źródła. Uzależnienie się od jednego, może doprowadzić do sytuacji, w której to firma, np. stwierdzi, że będzie dostarczać lek, ale po wyższej cenie niż na początku. Dodatkowo jeśli leki produkowane są w naszym kraju, to firma zatrudnia ludzi, płaci podatki w Polsce. Jeśli zatem kupimy takie same leki za granicą, nawet trochę taniej, to w rzeczywistości na tym tracimy – zaznacza prezes Kopeć.

Mogą nie zdążyć
Czy rzeczywiście groźba braku wspomnianych leków w aptekach jest realna i czy resort zdrowia zdąży na czas zakończyć negocjacje z firmami?

Zdaniem adwokat Katarzyny Czyżewskiej, partnera Czyżewscy Kancelaria Adwokacka, istnieje niebezpieczeństwo, że resort zdrowia nie zdąży z negocjacjami do stycznia. To jest jednak proces negocjacyjny - ryzyko, że nie będzie konsensusu lub będzie opóźnienie - jest zawsze.

– Faktem jest, że Komisja Ekonomiczna proceduje już teraz dużo sprawniej. Mija już 7 lat odkąd weszła w życie Ustawa Refundacyjna, i zarówno przemysł, jak i Komisja nauczyły się "reguł gry”. Decyzje refundacyjne dla większości leków wygasają z końcem grudnia tego roku i obecnie ich producenci negocjują wydanie kolejnych decyzji; dlatego tak naprawdę mamy czas na zamknięcie negocjacji do stycznia. Jednak w międzyczasie mamy święta, dlatego w najbliższych tygodniach te decyzje refundacyjne powinny być finalizowane – podkreśla mecenas Czyżewska.

Wyjaśnia, że okresy obowiązywania decyzji refundacyjnych dla danego leku to 2 lata, następnie (po dwóch dwuletnich decyzjach) - 3. W tej chwili firmy walczą o trzyletnie decyzje refundacyjne.

Jej zdaniem zgodne z prawem jest pozostawienie ceny leku na niezmienionym poziomie, co jest zresztą praktykowane w Polsce i jest też zgodne z prawem UE.

– W UE mamy różne systemy refundacji, ceny są np. ustalane podczas negocjacji ogólnorynkowych, gdzie wspólnie uzgadnia się ceny dla wszystkich produktów, są też negocjacje prowadzone indywidualne. System negocjacji musi być przejrzysty, bo to wynika z prawa unijnego i rzeczywiście w wielu krajach prowadzone są negocjacje cenowe. Sam system negocjowania cen nie jest zły, jest naturalny, zgodny z prawem europejskim. Jednak pewnym wypaczeniem tej idei jest negocjowanie kolejnych obniżek cen urzędowych tych samych leków - cena nie może przecież zejść do zera – podkreśla Katarzyna Czyżewska.

Dodaje, że w Polsce możemy mieć w toku jednego cyklu refundacji powtarzane negocjacje, ponieważ lek może być refundowany w różnych wskazaniach, z różnymi terminami wejścia w życie i wygaśnięcia decyzji refundacyjnych.
Katarzyna Czyżewska
Adwokat, Partner Czyżewscy Kancelaria Adwokacka

Co chwila jest formułowane oczekiwanie, żeby obniżyć cenę. Tymczasem, zgodnie z prawem, przy przedłużaniu decyzji refundacyjnej cena leku "nie może być wyższa” niż dotychczasowa, natomiast wcale nie musi być niższą. W praktyce Komisja Ekonomiczna często stosuje presję cenową i oczekuje obniżenia ceny. Jednak jeśli takie obniżki są faktycznie niewskazane, bo np. lek jest zagrożony wywozem, jest dużo tańszy w Polsce, niż w innych krajach europejskich, to decyzje refundacyjne są wydawane również przy utrzymaniu ceny na niezmienionym poziomie.

Mogłoby się wydawać, że za zmuszaniem producentów leków do ciągłego obniżania cen i tak tanich leków stoi gospodarność i dobro pacjenta. Niestety wygląda na to, że jest zupełnie odwrotnie, a dyskusja o tym, czy pacjent ma płacić za opakowanie leku 5 czy 7 zł doprowadzi do sytuacji, w której leku nie będzie mógł kupić wcale.