Dwuznaczny dialog o "prawie i sprawiedliwości" w polskim serialu Netflixa. Z miejsca będzie hitem

Rafał Madajczak
"1983" to pierwsza polska produkcja Netflixa. Serial, którego gwiazdami są Robert Więckiewicz i Maciej Musiał wyreżyserowała między innymi Agnieszka Holland. I to widać. Szczególnie w jednej scenie.
Maciej Musiał i Zofia Wichlacz tworzą w 1983 reżimową power couple. On jest prymusem i symbolem narodowym ona "czerwoną księżniczką", córką pierwszego sekretarza. Fot. Krzysztof Wiktor/Netflix
Ten mroczny thriller osadzony jest w alternatywnej wersji Polski, gdzie nadal panuje Partia. I choć 1983 jako miks "Blade Runnera" i Orwellowskiego "1984" przeznaczony na globalne rynki Netflixa pilnuje, żeby być zrozumianym w każdym zakątku świata, niektóre sceny zrozumieją tylko Polacy.

Pierwsze odcinki serialu widziałem na pokazie przedremierowym w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Nabita sala dość szybko kupiła mroczny klimat produkcji, ale w dwóch momentach widownia wybuchła śmiechem. Raz, gdy zobaczyliśmy mapę warszawskiego metra z 2003 roku, której nie będziemy tu spoilerować.


Drugi przy dziwnie aktualnym dialogu zgorzkniałego inspektora Janowa (Robert Więckiewicz) oraz wierzącego - jeszcze - w system absolwenta prawa Kajetana Skowrona (Maciej Musiał).

Rozmowa dotyczyła dawnego śledztwa, które po naciskach politycznych doprowadziło do skazania niewinnej osoby. Grany przez Musiała bohater nie mógł uwierzyć, że inspektor Janów to zostawił. Niby nic, ale każdy na miejscu Agnieszki Holland nie mógł przepuścić takiej okazji na serialowy dialog roku.

Skowron: I co, tak po prostu poddał się pan?
Janów: Masz swoje naiwne, wyidealizowane wyobrażenie prawa i sprawiedliwości. A co jeśli ci powiem, że to iluzja?
Skowron: Nie uwierzę!

Netflix, widzimy, co tu zrobiliście i czujemy, że w następnych odcinkach będzie tego więcej.