Kluby go-go znowu oszukują klientów. Ofiara: Wypiłem jedno piwo, ocknąłem się rano z rachunkiem na 30 tysięcy

Bartosz Godziński
Idziesz zabawić się do klubu ze striptizem, a następnego dnia budzisz się z dziurą w pamięci... i na koncie. Proceder wszystkim znany, ale okazało się, że nadal jest w cenie. I nadal jest niestety skuteczny. Przekonał się o tym 24-letni Bartek, który stracił mnóstwo pieniędzy w Łodzi.
Kluby pozmieniały nazwy, ale dawne mechanizmy wciąż funkcjonują. I panie z parasolkami Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Historia, o której zaraz opowiemy przypomina głośne akcje z klubów Cocomo w 2014 roku. Panowie pamiętali tylko początek zabawy - wypijali jedno piwo lub drinka. Potem okazywało się, że nieświadomie kupowali drinki za tysiące złotych. Dyrektor polskiej spółki z branży metalurgicznej wydał w ten sposób milion złotych.

Ze względu na medialną wrzawę i procesy, marka Cocomo zakończyła swoją działalność. Jednak w tych samych miejscach dalej działały kluby ze striptizem. Dla niepoznaki - zmieniono im nazwę. W Gdańsku powstało Desire, w Warszawie One Night, a w Łodzi Mystery.


"Ostatnie co pamiętam, to moment zdjęcia stanika"
24-letni Bartek bawił się ze znajomymi w piątek w klubach przy Piotrkowskiej. Wypił 3-4 piwa i dużo tańczył. Kiedy ekipa się rozpadła i część osób wróciła do domu, z dwoma kolegami wybrał się do jednego z ostatnich otwartych lokali. Dali się namówić dwóm naganiaczkom, które spacerowały po deptaku z różowymi parasolkami.

Jak łatwo się domyślić, mój rozmówca trafił do klubu Mystery. Wydawać by się mogło, że po skandalach i sprawach sądowych, nikt nie zaryzykuje ponownej wrzawy. Historia Bartka zdaje się jednak mówić coś innego.

– Podeszła do nas strasznie niemiła menadżerka i zapytała, czego chcemy się napić. Poprosiliśmy o piwo – relacjonuje. – Potem dosiadły się do nas trzy striptizerki, menadżerka zaproponowała kupno drinków dla dziewczyn. Dyplomatycznie odmówiliśmy – wspomina Bartek.

Jeden z kolegów wypił ćwierć piwa i poszedł, a raczej uciekł do domu - później mówił, że menadżerka kazała mu płacić za rzeczy, których nie zamawiał. Drugi kolega opróżnił połowę szklanki i poszedł na prywatny taniec. Bartek również skusił się na indywidualny striptiz.

Nigdy nie miałem okazji zobaczyć prywatnego tańca erotycznego. Chciałem odhaczyć swoją ciekawość. Wyzerowałem piwo i wszedłem do środka pokoju. Usiałem na kanapie i ostatnie co pamiętam, to moment zdjęcia stanika przez striptizerkę. Ocknąłem się następnego dnia o 11:00 z totalną dziurą w pamięci.

Bartek odzyskał świadomość następnego dnia. Tak, ciągle w tym samym klubie! – Stałem na głównej sali – mówi. Czuł się fatalnie, założył kurtkę i wybiegł z klubu.
Fot. Archiwum prywatne
Fot. Archiwum prywatne
Najdroższa impreza w życiu
24-latek wiedział, że coś jest nie tak. Sprawdził na smartfonie aplikację mobilną banku i złapał się za głowę. Zamiast 14 tysięcy na koncie, zostało jedynie 400 złotych. Mało tego dodatkowo okazało się, że nad ranem została zaciągnięta pożyczka na 20 tysięcy złotych.

– W rejestrze na telefonie były dwie rozmowy. Jedna dotyczyła zwiększenia limitu przelewów, a druga kredytu. Zastanawia mnie jednak, jak pieniądze dotarły od razu z jednego banku do drugiego? – pyta. Przelew został zaksięgowany tego samego dnia w innym banku.

– Przelewy natychmiastowe nie mogą przecież opiewać na tak wysoką kwotę. Za łatwo to wszystko poszło i dziwię się, że ktoś zezwolił na zaciągnięcie tak wysokiej pożyczki w środku nocy – tłumaczy.

Oprócz tego, z historii konta dowiedział się, że ktoś nad ranem trzykrotnie próbował wyjąć pieniądze z bankomatu (jest zamontowany przy klubie) używając jego karty. Nie powiodło się, bo źle wpisywano kod PIN. Ma też wiele transakcji z samego klubu. Część nie przeszła, a część zakończyła się sukcesem. – Mam transakcje po np. 1899 złotych, 1699 złotych – mówi.

Po wszystkim wrócił do domu. Kiedy zdjął skarpetki, zadziwił go widok jego stóp - były czarne od brudu, tak jakby chodził na bosaka po ulicy. – Nie mam pojęcia co się ze mną działo – przyznaje w szczerej rozmowie.
Fot. Archiwum prywatne
Fot. Archiwum prywatne
Nie wiadomo co się wydarzyło, nie wiadomo co dalej
W sumie mężczyzna stracił ponad 30 tysięcy złotych: 7,5 tysiąca zostało przelane na konto bankowe o nazwie "Red cash", 6,5 tys. zapłacone przez terminal klubu, a 20 tysięcy złotych to kwota pożyczki. Zablokował kartę i złożył reklamacje na transakcje w banku. Wciąż czeka na rozwiązanie.

W sobotę wieczorem od razu poszedł na policję. – Funkcjonariusz na dyżurce szydził ze mnie, że "panie, 30 tysięcy? To ja bym uprawiał tam seks przez 2 lata!" – opowiada zażenowany. Był na komendzie 1 grudnia i jak do tej pory - cisza. Razem ze znajomym adwokatem napisał też zawiadomienie do prokuratury z prośbą o odzyskanie zapisu z kamer w klubie.

Aktualizacja
Po publikacji artykułu otrzymałem odpowiedź od łódzkiej policji o treści:

I Komisariat Policji KMP w Łodzi prowadził jak dotychczas 11 postępowań dot. oszustw na szkodę klientów klubu Mystery. W sygnalizowanej sprawie też toczy się postępowanie przygotowawcze. Jak dotychczas żadne z zakończonych postępowań nie zakończyło się sporządzeniem aktu oskarżenia ani przedstawieniem komukolwiek zarzutów popełnienia przestępstwa. Ponadto w toku prowadzonych spraw nie potwierdzono faktu aby ktokolwiek z pracowników ww. klubu podawał jakiekolwiek środki odurzające jego kliwntom. Zabezpieczone zapisy z monitoringu klubu nie potwierdzały aby osoba nieupoważniona dokonywała transakcji płatniczych w imieniu pokrzywdzonych osób.

kom. Marcin Fiedukowicz

Próbowałem się skontaktować z klubem Mystery, ale nikt nie odbierał podanego numeru telefonu. Z kolei drugi podany na stronie nie istnieje. Nie odpowiedziano mi też na maila.
Pójście do klubu ze striptizem może być (nie)zapomnianym przeżyciem (zdjęcie poglądowe)Fot. Przemek Jendroska / Agencja Gazeta
Kluby go-go wciąż podają narkotyki?
Wielu z was pewnie zastanawia się, jakim cudem można nic nie pamiętać po jednym piwie? Nikt nie ma tak słabej głowy, a amnezja jest wywołana przez dodanie "pigułki gwałtu". Internauci sugerują, że w takich klubach podaje się np. "roofie" - to uliczna nazwa Rhophynolu. Środek nasenny został wycofany z polskich aptek w 2006 roku ze względu na nadużycia.

Chemiczna nazwa substancji to Flunitrazepam. Ten związek organiczny, pochodna benzodiazepiny, został zsyntetyzowany przez polsko-amerykańskiego chemika Leona Sternbacha, absolwenta Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podany doustnie w jednorazowej dawce 2 mg wywołuje w ciągu 20 minut długotrwały sen (7–8 godzin)! Po zmieszaniu z alkoholem powoduje kilkugodzinną amnezję, a po 3 dniach jest niemożliwy do wykrycia. "Roofie" to jeden z wielu preparatów, które służą do gwałtów i wymuszeń.

24-latek chciał się sprawdzić pod kątem toksykologicznym od razu - w sobotę. Był w szpitalu przy ulicy świętej Teresy, ale odmówili mu natychmiastowego badania. Nie chcieli jednak testować krwi, a mocz.

Pojemnik z moczem przyjęli dopiero w poniedziałek. Badania nie wykazywały żadnych niepożądanych substancji. – Chciałem jeszcze sprawdzić krew, ale wszędzie odsyłano mnie z kwitkiem. Dopiero we wtorek znalazłem jakąkolwiek instytucję, która mnie sprawdzi bez skierowań. Też nic nie było w próbce – zapewnia.

Oszustwa w klubach niestety wciąż są na porządku nocnym. Mechanizm jest podobny - odurzyć i wyssać do ostatniego grosza. Nowością jest naciąganie... obcokrajowców. Powstała nawet strona "Polish Club Scams", która gromadzi oszukane osoby w celu wystosowania pozwu zbiorowego. Na liście są lokale z Wrocławia, Krakowa, Gdańska i Poznania.

Epilog. Pewnie zastanawiacie się, co się stało z drugim kolegą? Po swoim prywatnym tańcu erotycznym wszedł do pokoju Bartka. Zobaczył, że go nie ma. Dzwonił do niego wielokrotnie i po jakimś czasie odebrała dziewczyna. Powiedziała: "Szymon, nie mogę teraz rozmawiać". Odwrócił się na pięcie i wyszedł z klubu.