Obrotowy parkiet w Adrii, bar amerykański w Bristolu. Sylwester zawsze był huczny w przedwojennej Warszawie

Ola Gersz
W przedwojennej stolicy tętniło życie. Szczególnie w sylwestrową noc, kiedy bawili się praktycznie wszyscy warszawiacy – od tych najbogatszych do najuboższych. Szampan lał się strumieniami, orkiestra grała swing, a w Adrii tańczono na... obrotowym parkiecie.
W przedwojennej Warszawie Sylwestra obchodzono hucznie Fot. NAC
Nie tylko współcześni wiedzą, jak bawić się w Sylwestra. Ba, nasi babcie i dziadkowie mogą nas nawet tego uczyć. W przedwojennej Polsce nadejście Nowego Roku świętowano bowiem bardzo hucznie. A już Warszawa była tej sylwestrowej fety apogeum.

W stolicy wypadało bywać. A jaki dzień był lepszy, żeby pokazać się w modnym miejscu, w modnej sukni i w towarzystwie najpopularniejszych i najbogatszych warszawiaków, jeśli nie 31 grudnia? Jeśli iść na dancing, to tylko w Sylwestra.

Dzisiaj na kogoś, kto nie ma żadnych sylwestrowych planów, patrzy się z politowaniem (nawet jeśli nasz znajomy zapewnia, że wcale świętować nadejścia Nowego Roku nie lubi), ale w Polsce międzywojennej taką osobę traktowaną, jak kogoś, kto... nie umie się zachować.


"Dlaczego Cię nie zaproszono na bal? Czy wymaga pani od swego towarzysza by chował po kieszeniach smokinga czy fraka pani grzebyk, puderniczkę, pomadkę do ust, szminkę? Czy lubi pani gestykulować w trakcie tańca? Czy nie rozmawia pani przypadkiem krzykliwie? Czy spogląda pani na innych zza pleców swego dancera? Czy nie mówi pani podczas gdy pani dancer robi bokami, by taniec z panią wypadł jak najlepiej?" – pytał w latach 30. popularny magazyn dla kobiet "As".
Fot. NAC
Jeśli odpowiedzi na większość pytań brzmiały "tak", było się okropnym balowiczem. A to nie przystoi.

Sława w Adrii
Opcji spędzenia Sylwestra było w Warszawie wiele. Ale żadna z nich nie była tak prestiżowa, jak bal w Adrii.

Adria to już miejsce niemal mityczne, symbol przepychu i świetności międzywojennej Warszawy (która niestety była takim rajem nie dla wszystkich). Ten istniejący w latach 1931-1944 przy ulicy Moniuszki 10 lokal był najmodniejszy w mieście.

Dlaczego? Po pierwsze można tam było i zjeść, i wypić (czy to kawę, czy drinka), i potańczyć. Po drugie potańczyć nie byle gdzie, bo na pokrytym gumą okrągłym, obrotowym parkiecie (z którego podobno niektórzy w tanecznym szale wypadali). Po trzecie bywali tam najwięksi. Tam można było spotkać gwiazdy ekrany czy kabaretu, a także polityków. A bawienie się przy tym samym stoliku, co Eugeniusz Bodo, nie było byle jaką rzeczą.
W Adrii pito francuskiego szampana, jedzono kawiar i bawiono się przy muzyce granej na żywo przez big-bandowe zespoły. A w latach 30., królował jazz i swing, zabawa była więc przednia. Nie można tez zapomnieć o tym, że w Adrii był zimowy ogród z prawdziwymi ptakami. Bogaci i sławni chętnie szli więc na papierosa w otoczeniu barwnych papug, a przerwę w zabawie umilali im najpopularniejsi muzycy, jak Jerzy Petersburski czy Hanka Ordonówna.

Dancingi, kabarety
O prestiż z Adrią konkurował Café Club, który mieścił się u zbiegu Nowego Światu i Alej Jerozolimskich, czyli w miejscu dzisiejszego Empiku.

Podczas gdy Adria była monumentalna, Café Club był nowoczesny. Nie oznacza to jednak, że nie było w nim przepychu. Goście sylwestrowego dancingu bawili się w otoczeniu marmurów, alabastrów, fresków i ogromnych luster - wirowali na parkiecie, stali w kolejkach do baru, ustawiali się do zdjęć robionych przez fotografów.
Fot. NAC
Gdzie jeszcze było modnie? W Sylwestra bywało się także w hotelu Bristol, który, podobnie jak Adria, szczycił się amerykańskim barem i który zaczął modę urządzania sylwestrowych balów w hotelach, Oazie na ulicy Wierzbowej, supernowoczesnym Paradisie na Nowym Świecie czy w końcu w Hotelu Europejskim.

Królowały też kabarety, w których także szampan lał się strumieniami. Chętnie bawiono się w literackim kabarecie Femina w Hotelu Angielskim u zbiegu Wierzbowej i ul. Trębackiej, gdzie grały najmodniejsze big-bandowe orkiestry, takie jak te prowadzone przez Alfreda Freda Melodystę, kompozytora takich przedwojennych hitów, jak: "Żebyś ty wiedziała", "Adieu, kochanko ma" czy "Zatęsknisz za mną".

Wspomniany już Bodo, czyli największy amant międzywojnia, równie często co w Adrii, bywał na Wierzbowej. Ale rzadziej występował w kabaretowym repertuarze niż się bawił. Bywalców sylwestrowych bali zabawiał za to często kabareciarz Ludwik Sempoliński, który wcielał się w warszawskich cwaniaczków i ludzi z marginesu.
Fot. NAC
Impreza z żołnierzami
Ci ostatni też się jednak się bawili – Sylwester nie był tylko domeną gwiazd.

Żołnierze bawili się często z cywilami w Stołecznym Oficerskim Yacht-Klubie na Wybrzeżu Kościuszkowskim albo w Domu Żołnierza przy ul. Zygmuntowskiej 6 (dzisiejsza Aleja Solidarności).

Ten drugi był najbardziej rozrywkowym miejscem na Pradze i był otwarty dla wszystkich, niezależnie od stanu ich portfela. Żołnierz mógł kupić bilet już za 10 groszy, a często kupował też wejściówki znajomym cywilom, dzięki czemu oni też nie przepłacali. Jeśli ktoś nie miał pieniędzy, a chciał się zabawić mógł również iść na charytatywny bal organizowany przez Związek Młodzieży Chrześcijańskiej YMCA.

Jednak nie tylko tam. W Warszawie w Sylwestra bawiono się dosłownie wszędzie, gdzie tylko było można – nawet w najbardziej parszywych spelunach czy tak zwanych tancbudach. Nowy rok witano więc nie tylko w bogatym centrum, ale na skwierczących od biedy Powiślu, Woli czy Czerniakowie.
Fot. NAC
Urządzano też oczywiście domówki – w tej kwestii nic się jak widać nie zmieniło. Kupowano alkohol, nastawiano gramofon (lub zapraszano wodzireja) i tańczono. Popularny był też zwyczaj, którego dziś w Polsce już w Sylwestra nie ma, mianowicie wróżenie. Panny ustawiały się w kolejce, aby sprawdzić, czy wyjdą w nadchodzącym roku za mąż, co dziś jednak jest domeną wyłącznie Andrzejek.

Tylko biała muszka
Co było w Sylwestra najważniejszym atrybutem obok butelki szampana i sprzedawanych na ulicach baloników (można je było kupić przed każdym najmodniejszym lokalem)? Oczywiście strój.

Bez modnego stroju w prestiżowych lokalach można się było nawet nie pokazywać. A moda się regularnie zmieniała. W Sylwestra przełomu 1936 i 1937 roku królował na przykład żakiet z prawdziwego futra, tak zwany cape.

"Wieczorowa, czy balowa tualeta, bez odpowiedniego cape ze szlachetnego futra, robi dziś wrażenie czegoś niekompletnego, niewykończonego - brak jej tego ostatniego akcentu prawdziwej wytworności i elegancji. Co tu wiele mówić: cape jest po prostu konieczny!" – czytały elegantki w gazetach dla pań.
Fot. NAC
Ale już w 1938 roku, czyli ostatniego hucznie obchodzonego Sylwestra przed wybuchem II wojny światowej, każda modna warszawianka marzyła o sukience w kolorze fiołkowo-chabrowym z brylantowym paskiem. Na parkietach w Adrii zdarzały się więc powtórki stylizacji, co na pewno nie cieszyło modnych kobiet.

Do tego musiała być odpowiednia fryzura. Już nie prosty paź, jak w latach 20., ale twarzowe krótkie loki. Fryzura była tak kunsztowna, że fryzjer był tutaj nieodzowny.

A mężczyźni? Ci w latach 30. musieli unikać niemodnych już smokingów. Co zamiast tego? Frak. Koniecznie z białą muchą.

Noworoczne powinszowania
W Nowy Rok wysyłano sobie również życzenia. Czy to listownie, czy telefonicznie.

Życzenia "Szczęśliwego Nowego Roku", "Dosiego roku" czy "Z powinszowaniem Nowego Roku" są oczywiście nieśmiertelne i królowały również w latach 30.
Fot. NAC
Ale zdarzały się również życzenia bardziej wymyślne, jak te ze Śląska: "Winszuja Wom szczynścio, zdrowio, błogosławiyństwa świyntego od Pana Boga miłego, na tyn Nowy Rok i na wszystki lata póki żyć bydziecie, a po śmierci Królestwo Niebieski".

Niestety noworoczne życzenia nie spełniły się 31 grudnia 1938 roku. Już kilka miesięcy później miasto obumarło, a jego największe gwiazdy zgasły. Mimo to ludzie świętowali początek tego feralnego roku tak jak zawsze: ze śpiewem i uśmiechem na ustach.

Czyli tak jak trzeba żyć.