Oszukali chłopaka w klubie go-go, nikt nie okazał współczucia. "Niestety, za głupotę się płaci"

Bartosz Godziński
Nasza reakcja na historię ofiary przestępstwa zależy od kontekstu. Jeśli ktoś zostaje oszukany przez instytucję państwową - murem stajemy za pokrzywdzonym, a obrywa się rządzącym. Zupełnie inaczej odbieramy przypadek oszukanego na tysiące złotych w klubie go-go. "Ale mi przykro", "Tak kroją łosi" – to jedne z wielu podobnych komentarzy.
Osoby chodzące do klubów ze striptizem nie mają powszechnie dobrej opinii (zdjęcie poglądowe). Fot. Przemek Jendroska / Agencja Gazeta
Ze zdumieniem czytałem sekcję komentarzy na facebookowym profilu naTemat. Pod artykułem, w którym opisałem historię 24-latka oszukanego na ponad 30 tysięcy złotych w łódzkim klubie, internauci napisali praktycznie same krytyczne wypowiedzi.
Screeny z Facebooka
Empatia? A co to takiego?
Pomimo tego, że domy publiczne czy lokale z tańcem erotycznym istnieją od zarania dziejów - i to w każdej kulturze, to ich klienci wciąż są stygmatyzowani. Zwłaszcza w konserwatywnej Polsce, kiedy facet idzie do strip-klubu, to jest "przegrywem", który w normalny sposób nie umie poderwać dziewczyny.


I nawet jeśli ktoś zostaje okradziony w miejscu, które działa legalnie w centrum miasta, to uwaga nie skupia się na właścicielach czy bierności policji, ale samym poszkodowanym. Do głosu dochodzą też "wujkowie dobra rada", bo przecież nieuczciwy proceder jest znany w takich klubach od lat.
Screen z Wykopu
Powyższe komentarze pochodzą z Wykopu. Dominują te hejtujące ideę chodzenia do klubów go-go, ale znalazły się osoby, które stanęły w obronie ofiary - w dość specyficzny sposób.
Screeny z Wykopu
Jeden z internautów wychwycił sedno problemu. Z dziką satysfakcją większość z nas uwielbia zwalać winę na ofiarę, a nie na sprawcę. To zjawisko nazywa się victim blaming (obwinianie ofiary) i najczęściej możemy zaobserwować je w przypadku doniesień o zgwałconych kobietach.

Komentarze w stylu "ubrała się jak szmata, sama tego chciała", to absolutny i niechlubny klasyk. No chyba, że gwałcicielem jest obcokrajowiec - wtedy to jemu życzy się jak najgorzej.
Screen z komentarzy na naTemat.pl
Victim blaming czy po prostu trolling?
Według badaczy mechanizm obwiniania ofiary uruchamia się tym silniej, im bardziej ofiara jest jest niewinna. – Dzieje się tak dlatego, że sytuacja, w której niewinna osoba staje się ofiarą przestępstwa, burzy wizję "sprawiedliwego świata", w który bardzo chcielibyśmy wierzyć – tłumaczy w rozmowie z naTemat psycholog dr Aleksandra Jaworska-Surma.
dr Aleksandra Jaworska-Surma

Jeśli coś okropnego zdarzy się komuś kompletnie przypadkowemu i niewinnemu, to znaczy, że mogłoby zdarzyć się także każdemu z nas. Z takim przeświadczeniem nie chcemy żyć, gdyż jest dla nas zbyt zagrażające - i dlatego wolimy obwiniać ofiarę. Obwinianie ofiary można zaobserwować np. w dyskusjach na temat ofiar Holokaustu czy ofiar gwałtów.

W omawianym przypadku wydaje się zachodzić dodatkowo nieco inny mechanizm.

– Ofiara wchodząc do klubu go-go zdaniem komentatorów weszła na teren "półświatka", w którym normalne zasady funkcjonowania są zawieszone, o czym każda "rozsądna osoba" powinna wiedzieć. Nie bez znaczenia może być też fakt, że ktoś, kto dobrowolnie wchodzi do szemranego lokalu i "daje się" tam ograbić z pieniędzy może być postrzegany po prostu jako nieudacznik. Nikt nie lubi myśleć o sobie jako nieudaczniku czy osobie nieracjonalnej (chociaż pewnie niejednemu z nas zdarza się robienie głupich, a nawet bardzo głupich rzeczy) – wyjaśnia dr Jaworska Surma.
dr Aleksandra Jaworska-Surma

Dlatego kiedy widzimy kogoś, kto nieopatrznie zrobił coś w naszej opinii wysoce nierozsądnego i ponosi tego surowe konsekwencje, oddychamy z ulgą, że tym razem to nie nam się oberwało, a także ugruntowujemy się w przekonaniu, że jesteśmy lepsi, bo przecież nie tacy niemądrzy - i aby dać ujście swoim emocjom, obwiniamy ofiarę.

Innego zdania jest socjolog dr Dominik Batorski z Uniwersytetu Warszawskiego. Uważa, że komentarze nie muszą być dziełem osób pozbawionych empatii, ale internetowych trolli.

– W sieci funkcjonują osoby i grupy, które organizują się na akcje dotyczące niestandardowych tematów. Chcą się w ten sposób rozerwać, ale niekiedy działają z jeszcze innych pobudek – przyznaje dr Batorski.
Dr Dominik Batorski
Uniwersytet Warszawski

Analizując różne przypadki hejtu, udało mi się porozmawiać z trollami, którzy przyznają, że często działają w imię protestu przeciwko tematom, które podejmują media.
W swoim mniemaniu obnażają głupotę mediów, wypisując drastyczne komentarze, o których powstają kolejne artykuły.

– W żaden sposób tego nie usprawiedliwiam, ale pokazuję, że motywy internautów mogą być bardzo różne – podkreśla socjolog.