Co drugi Polak nie zna imienia swojego sąsiada. Oto, co nam przeszkadza w nawiązywaniu relacji sąsiedzkich

Karolina Pałys
Kiedyś niedzielne gotowanie było łatwiejsze. Na drodze do realizacji mocnego postanowienia pod tytułem: “Zrobię ciasto” mogło stanąć co najwyżej twoje własne lenistwo - jeśli w szafce nie było cukru, wystarczyło zejść po niego do sklepu. Dzisiaj, jeśli nie mieszkamy w pobliżu “placówki pocztowej” możemy mieć z tym problem. Przecież nie pójdziemy pożyczyć cukru od sąsiadów…
Mówić "dzień dobry" czy nie mówić? W windzie panuje specyficzna etykieta Fot. materiały prasowe
Jeśli nigdy wcześniej nie zastanawialiście się nad tym, do czego może doprowadzić rozpad więzi sąsiedzkich, kulinarny kryzys jest chyba najbardziej symbolicznym przykładem.

Żarty żartami, ale wyobraźcie sobie, o ile łatwiejsze byłoby życie, gdyby kota podczas nieobecności mogła dokarmiać wam sąsiadka spod trójki, a nie kolega z drugiego końca miasta? Albo o ile przyjemniejsza byłaby jazda windą, gdyby nie trzeba było beznamiętnie wbijać wzroku w podłogę, tylko chwilę poplotkować o tym, co w budynku piszczy?

Byłoby - pomyśli pewnie większość z nas. I zaraz doda swoje “ale”. Dlatego sporządziliśmy listę najpopularniejszych wymówek - wraz z kontrargumentami, które być może w końcu przekonają was, że wykonanie pierwszego kroku w stronę drzwi po drugiej stronie korytarza nie musi być aż takie trudne.

“Widzimy się tylko w windzie. Tam się nie da rozmawiać”
30 sekund, bo tyle w porywach może trwać podróż windą, trudno określić jako “masę czasu”. To jednak wystarczająco dużo, aby rozpocząć rozmowę i dowiedzieć się czegoś ciekawego, albo przynajmniej czegoś, o co będzie można zagadnąć sąsiada czy sąsiadkę podczas kolejnej “podróży”.

W sprzyjających okolicznościach jeden przejazd windą może nawet wystarczyć, żeby przejść na “ty”. Marka Tyskie, która w swojej nowej kampanii zaprasza sąsiadów do przejścia na “ty”, postanowiła wyposażyć jedną z osiedlowych wind w… bar. A właściwie w bar i barmana, jeśli chcemy być precyzyjni.

Jakie były tego efekty, doskonale widać w spocie wykorzystanym w kampanii:


“Nie mamy wspólnych tematów”
To wymówka słaba, jak polska reprezentacja na mundialu. Fakt, że są kilka dekad starsi (albo młodsi), albo że mają dzieci zamiast kotów, albo psów, wcale nie świadczy o tym, że z automatu się nie dogadacie.

Z drugiej strony, jeśli posiadacie pomoc dydaktyczną w postaci zwierzaka, nawiązanie sąsiedzkiej znajomości powinno być proste i przyjemne niczym głaskanie szczeniaczka. Naukowcy dowiedli bowiem, że w sytuacjach, w których poszukujemy pomocy, obecność psa znacznie zwiększa nasze szanse na jej uzyskanie.

Czy ta zasada ma również zastosowanie w praktycznym nawiązywaniu sąsiedzkich znajomości? Warto przeprowadzić swój własny eksperyment.
Fot. materiały prasowe

“Zapraszać nieznajomych do mieszkania - to nie wypada”
Mój dom, moja twierdza to dość powszechny pogląd i być może rzeczywiście, wasi sąsiedzi należą do introwertyków, którzy niespecjalnie dobrze znoszą niezapowiedziane wizyty.

Na pierwszy ogień znajomości nie ma więc co rzucać zaproszenia do siebie, ani tym bardziej, wpraszać się do kogoś pod byle pretekstem. Zawsze można jednak zorganizować spotkanie na neutralnym gruncie, przeznaczonym typowo pod sąsiedzkie aktywności.

Takie przestrzenie funkcjonują przy wielu lokalnych domach kultury. Bywają nazywane “miejscami aktywności lokalnej” czy “miejscami aktywności sąsiedzkiej”, ale zasady działania zwykle są identyczne:do domu kultury zgłaszamy chęć organizacji “wydarzenia”, wpisujemy się w grafik i przez kilka godzin mamy do dyspozycji stoły, krzesła, czasem nawet zaplecze kuchenne.

W domach kultury można spotykać się w celach czysto towarzyskich (Turniej planszówkowy? Sąsiedzka liga szachowa?). Można też zacząć od organizowania dyskusji na tematy bieżące: może wypadałoby w końcu pomalować klatkę? Zorganizować stojak dla rowerów? Tematów nie powinno zabraknąć.

“Jakoś tak głupio się odezwać”
Na szczęście (lub nieszczęście - zależy od interpretacji), nawiązywanie kontaktów nie musi się dzisiaj odbywać konwencjonalnie, twarzą w twarz. Można wybrać drogę pośrednią, czyli wirtualną.

Dołączając co dzielnicowego forum zyskacie całkiem niezłe rozeznanie, kim są osoby mieszkające w waszym najbliższym otoczeniu. Kiedy spotkacie je w prawdziwym życiu, wystarczy poruszyć kwestię, na temat której wypowiadali się ostatnio. Konwersacja potoczy się sama.

Artykuł powstał we współpracy z marką Tyskie.