"Nawet najwięksi twardziele się łamią". To oni przekazują rodzinie informacje o śmierci bliskich

Katarzyna Zuchowicz
– Emocje sięgają zenitu, głos więźnie w gardle, mowa staje się niema. Całe wnętrze krzyczy – opowiada nam żona policjanta o tym, co czuje jej mąż, gdy musi powiadomić rodzinę o śmierci bliskiej osoby. Co mogli czuć ci, którzy musieli przekazać tragiczne informacje rodzinom pięciu nastolatek w Koszalinie? Możemy sobie tylko wyobrażać. Bywa, że takie osoby same potem szukają pomocy psychologa.
"Nawet najwięksi twardziele się łamią". To oni przekazują rodzinie informacje o śmierci bliskich. Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
– To nigdy nie jest tylko powiedzenie, że pani córka, czy pani syn nie żyje – mówi nam jeden z psychologów służb mundurowych. – Trzeba stanąć przed tymi ludźmi i spojrzeć im w oczy. To udźwignięcie całego ciężaru ich reakcji: krzyku, rozpaczy, złości, pretensji. Poradzenia sobie z emocjami, których w takim momencie jest bardzo dużo. Reakcja rodziny jest czymś, czego nikt nie jest w stanie przewidzieć.

On też przekazywał takie informacje. – Miałem sytuacje, że szedłem z nastawieniem, że to będzie coś bardzo trudnego, a osoby przyjmowały taką wiadomość względnie lekko. Był płacz i rozpacz, ale też pojawiało się zrozumienie. Ale były też sytuacje, że przez pierwszy dzień był wyłącznie płacz albo złość, nawet atak - mówi.


"Zaczyna się wrzask, krzyk..."
Najgorsze są sytuacje gdy chodzi o dzieci. – Kiedy dochodzi do wypadku z udziałem dziecka, nawet najwięksi twardziele, z dużą praktyką przy takich zdarzeniach, łamią się jak małe gałązki z trzaskiem. W głowie kłębią się myśli, plączą słowa, działa wyobraźnia podsuwając ciągle to nowe ujęcia ofiary wypadku. Emocje sięgają zenitu, głos więźnie w gardle, mowa staje się niema… Całe wnętrze krzyczy i rozpacz podpowiada tylko jedno pytanie: dlaczego? – opowiada naTemat żona policjanta z drogówki, którą znajdujemy na grupie Żony Mundurowych.

A potem jest tak. Jej relacja jest pełna emocji: – Stając na progu mieszkania, trzeba wziąć głęboki oddech, zachować trzeźwe spojrzenie i kamienną twarz. Potem przekazać tę smutną informację, najlepiej w kilku słowach: niestety…. Zdarzył się wypadek.... Państwa dziecko nie żyje. Po tych słowach zwykle zapada bardzo głęboka cisza na kilka chwil, aż treść słów dotrze od ucha do serca, a potem zaczyna się wrzask, krzyk, omdlenia, wezwania do Boga i wszystkich Świętych. Powietrze staje się gęste od żalu i wyrzutów.
Żona policjanta

Z ust policjanta pada jeszcze kilka niesłyszalnych już dla rodziny pytań: czy można Państwu w czymś, pomóc, czy można coś jeszcze zrobić? W odpowiedzi słychać tylko płacz i zawodzenie z dobrze słyszalnym stwierdzeniem: NIEMOŻLIWE! To nie możliwe, to na pewno nie nasze dziecko…! Policjant spuszcza oczy i dyskretnie opuszcza mieszkanie.

Za każdym razem jest inaczej
Najczęściej to policjanci są posłańcem tej strasznej wiadomości, której nikt nigdy nie chciałby usłyszeć. Nie psychologowie policyjni, jak być może niektórzy mogliby się spodziewać. - Psychologowie niezmiernie rzadko uczestniczą w interwencjach na zewnątrz. Robimy to na polecenie naszych przełożonych, ale w zakresie naszych zadań nie ma działania psychologicznego dla osób spoza policji. My szkolimy policjantów w zakresie udzielania takich informacji - mówi nam jeden z psychologów policyjnych z centralnej Polski. Jak pozostali rozmówcy, prosi o anonimowość.

W internecie można znaleźć wiele opinii policjantów, którzy opowiadają, jak potwornie jest to dla nich trudne.
Justyna, policjantka spod Warszawy
wp.pl

" O śmierci informowała 14 razy. Wiele razy ćwiczyła przed lustrem, jak i co powiedzieć bliskim zmarłego. Często sama z nimi płacze, choć wie, że to nieprofesjonalne. Oczy reagują pierwsze. Justynie śnią się oczy osób, którym powiedziała: "Pani córka nie żyje", "Był wypadek. Mąż zginął". Ani razu nie pozostały obojętne". Czytaj więcej

Joanna Kopeć, Komenda Policji Zamość
rp.pl, 2014 r.

"Kiedy wraz z innym policjantem przyszła do matki zabitego, ta właśnie przy stole lepiła pierogi. Dla syna, jego ulubione. Od tego zdarzenia minęło już kilka lat, ale ona wciąż nie może wymazać go z pamięci. – To był jeden z najtrudniejszych momentów w mojej pracy policyjnej. Musiałam zmierzyć się ze swoimi emocjami i tej drugiej osoby, której musiałam przekazać tragiczną wiadomość ". Czytaj więcej

Informacje o śmierci przekazują też lekarze, którzy stwierdzają zgon. Może to być również osoba koordynująca działania.

– Jako ratownicy, czy w ogóle jako ludzie dorośli, lepiej sobie radzimy, gdy odchodzą osoby starsze, dorosłe. Jeśli są to dzieci jest o wiele trudniej. I lepiej, żeby uruchomiły się wtedy mechanizmy obronne, przed takimi zdarzeniami psychicznie trudno się chronić – mówi nam psycholog.

Nikt nie chce wypowiadać się na temat tragedii w Koszalinie. Nie było ich tam, nie wiedzą, jak przebiegała akcja. Za każdym razem może być inaczej. – Nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć. Ustalanie zasad i procedur jak idealnie powinno wyglądać przekazywanie takich wiadomości rodzinie to jedno. Ale życie pisze swój scenariusz. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, by wszystko potoczyło się zgodnie z ustaleniami – mówi jeden z rozmówców. Nie da się uodpornić
Słyszy się, że funkcjonariusze są przeszkoleni, jak to robić, jak przekazywać informację o śmierci. Choć można trafić na opinie, że to tylko podstawowe szkolenia. Żona policjanta mówi nam, że szkoleń nie ma.

– Mąż powiadomi rodzinę o śmierci i wraca do pracy. Przyjęte jest, że do takich tragicznych zdarzeń na służbie już się nie wraca w rozmowach, bo każde wspomnienie jest bardzo ciężkim emocjonalnie przeżyciem ponownie tego strasznego koszmaru. Na takie zdarzenia nie da się uodpornić, nie da się zaszczepić…. Każde jest inne i każde zdarzenie niesie ze sobą inny ładunek emocjonalny – opowiada.

Gdy trzeba, psychologowie pomagają. – Niejednokrotnie jest tak, że funkcjonariusze sami proszą o pomoc indywidualną. Niektórzy mają trudność, by przyznać się do tego, że potrzebują pomocy. Nie potrafią przyznać, że przeżywają silny stres, że coś ich przerasta. Powszechny odbiór jest taki, że to oni pomagają, a nie, że też mogą potrzebować pomocy – mówi nam jeden z nich.

O czym słyszą najczęściej? – Bezsilność, o tym, że nic nie mogą już zrobić. Gdy działają, jest ok. Ale gdy nie mogą już przywrócić komuś życia, gdy nie mogą zrobić już nic, co by sprawiło, że rodzina ofiary poczuje się lepiej, to jest najgorsze. Są bezradni i bezsilni.

"Snuje się po domu, jakby nieobecny duchem"
Nasza rozmówczyni, żona policjanta, ma dwoje dzieci. Gdy po takiej interwencji jej mąż wraca do domu, jest cichy, zamknięty, niezbyt rozmowny, krótko odpowiada na zadane pytania.

– Nie opowiada dzisiejszego zdarzenia ze służby, nie rozdrapuje ran, nie zadaje pytań. Snuje się po domu, jakby nieobecny duchem – mówi. Potem przytula ją i dzieci. Siada w fotelu i ma łzy w oczach: – Zawsze powtarza mi, żebym jeździła ostrożnie. Nie ufała innym kierowcom do końca. Dba o sprawność samochodu, opony, światła, przeglądy. Obsesyjnie sprawdza, czy foteliki w samochodzie są poprawnie zapięte.
Na policjantów często spada obowiązek informowania rodzin o śmierci bliskich, np. w wypadkach.Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Gazeta
Przekazywanie złych wiadomości rodzinie niejako jest wpisane w zawód niektórych funkcjonariuszy, ale nie sposób się do tego przyzwyczaić. Tego nie da się zrobić rutynowo, choć pewnie każde takie doświadczenie ich wzmacnia. – Bardzo często rodziny pytają, czy ktoś cierpiał, jak umarł, czy to go bolało. Takie informacje też warto mieć przygotowane. Takie czasami pojawiają się pytania. A czasami nie pada żadne – mówi na psycholog.

Nie można okazać swoich emocji
Jak powinno wyglądać przekazanie rodzinie złej wieści? Szczegółowe informacje znajdziemy na stronach policji. –Trzeba sprawdzić komu przekazujemy informację, czy jest to członek rodziny. A także gdzie to się odbywa, w jakim miejscu. Czy ta osoba jest otoczona opieką, czy jest z nią ktoś bliski, przyjaciel. Wypadałoby zagwarantować komfort na tyle, na ile się da. Ale każda sytuacja jest inna – tłumaczy nasz rozmówca.

Tylko komunikat wydaje się bardzo prosty: pani/pana córka/syn... nie żyje. – Powinno w nim paść stwierdzenie, że "nie żyje", "zmarła", "zginęła". Nie powinno się zostawiać dywagacji np. "nie dała rady", "nie udało się" – słyszymy.

Czy towarzyszy im strach? – Oczywiście odczuwa się wewnętrzny strach przed przekazaniem takiej informacji. Ale ta osoba musi być stabilna, bo to ona w tym momencie musi dać oparcie. Nie może okazać swoich emocji. To moment, gdy trzeba się opanować – odpowiada.