"Urobili mnie jak dziecko, straciłam 6 tys. zł". Oszukali ją metodą "na Amerykanina", ostrzega inne kobiety

List czytelniczki
"Do tej pory nie wierzę, że dałam się tak głupio nabrać. Zmylił mnie fakt, że ta cała sytuacja była bardzo prawdopodobna. Graham skontaktował się ze mną na portalu randkowym 'smartpage' – zaczyna swój list Agnieszka. Napisała do nas, by podzielić się swoją historią, chce ostrzec inne kobiety. To przypadek tzw. "amerykańskiego żołnierza". Ale z zupełnie nowym i nieoczekiwanym wątkiem.
"Żołnierze amerykańscy" często twierdzą, że są na misji w innych krajach. Fot. Wikipedia/Domena Publiczna
Przypomnijmy, oszuści podszywający się za amerykańskich żołnierzy, zaczepiają kobiety w internecie, rozkochują w sobie, po czym – takie są najczęstsze przypadki – proszą o odbiór jakieś przesyłki, która potem dziwnym trafem zatrzymuje się na granicy. Żeby ją odebrać, trzeba np. zapłacić lub uiścić inne opłaty. Rekordzistki w Polsce dały się oszukać nawet na 200 tys. zł.

Przypadek Agnieszki jest nieco inny, dlatego zwrócił naszą uwagę. List czytelniczki publikujemy poniżej.


Do tej pory nie wierzę, że dałam się tak głupio nabrać, przecież zdaję sprawę, jak dziwne są sposoby. To było oszustwo wyrafinowane. Zmylił mnie fakt, że ta cała sytuacja była bardzo prawdopodobna. Graham skontaktował się ze mną na portalu randkowym "smartpage". Podał miejsce pochodzenia Birmingham.


"Poprosił kapitana o urlop"
Nie traktowałam tego poważnie, wymienialiśmy kilka ogólnych zdań raz na jakiś czas. Później nasze kontakty przeniosły się do komunikatora Hangouts. Bardzo na to nalegał. Pisał o tym, że jego mama jest Polką, mieszka w Wielkiej Brytanii, on sam urodził się w USA, ma syna, lat 7, który mieszka w Denver.

Taka rozmowa trwała parę tygodni. Wszystko wydawało się takie prawdziwe. On sam podawał się za porucznika Marynarki Wojennej, obecnie będącego na misji w Jemenie. Aż przyszedł początek grudnia. Zaczął wspominać o spotkaniu, najchętniej w Święta Bożego Narodzenia. Nadal nie zapaliło się mi światełko. Poprosił swojego kapitana o urlop, o możliwość spotkania ze mną. Kapitan, aby uwiarygodnić naszą znajomość, poprosił abym napisała mu maila z taką prośbą. Zrobiłam to. Musiałam też dołączyć zdjęcia Grahama, wszystko wydawało się że jest ok. Musiałam nawet podać dane wojskowe, numery, identyfikację kampusu itp. Graham podał mi te informacje, abym mogła przesłać kapitanowi jako dowód, że faktycznie coś nas łączy. Dostałam odpowiedź, nawet bardzo szybką. I tu się zaczęło.

Rozsądek nadal podpowiadał mi: "uważaj"
Otóż kapitan wyraził zgodę na urlop, ale napisał, że porucznik – czyli Graham – musi mieć zastępstwo na statku i on mi poda listę osób, które mogą go zastąpić w każdej chwili. Te maile były bardzo szczegółowe, wiarygodne, taki urlop można załatwić tylko dla oficerów. Tylko jeden problem, za takie zastępstwo płacę ja.

Koszt oficera wahał się – w zależności od kraju, z którego pochodził taki zastępca, od kilku tys. USD do kilku tys. EURO. Nasz miał być z Turcji, najtańsza opcja. W tym momencie powiedziałam "nie". Nie ma takiej opcji. Zaczęły się delikatne naciski, zapewnienia, że wszystko mi zwróci, jak tylko opuści statek będzie miał dostęp do konta wojskowego, które na czas misji jest zamrożone.

Nadal się nie zgadzałam. Chodziło o 3,5 tys. euro. Później kapitan powiedział, żebyśmy mieli na początek 2 tys. euro, a Graham rozliczy się z pozostałej kwoty po zejściu na ląd. Nadal nie chciałam się zgodzić. Nie miałam też takiej kwoty. Kapitan zaproponował 1280 euro, a Graham zaraz po zejściu na ląd, miał dopłacić resztę sumy. Bardzo prosił mnie o pomoc, bardzo chciał przyjechać do Polski, polecieć do syna, który mieszka z opiekunką. Zaczęłam się łamać.

Rozsądek nadal podpowiadał mi: "uważaj". Bo to niemożliwe, aby Marynarka Wojenna USA brała pieniądze od cywilów. I tu złamałam się.
Metoda oszustwa na "amerykańskiego żołnierza" od lat jest popularna.Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta
Chciałam się wycofać, ale...
Pieniądze miałam przesłać Western Union do Turcji. Przesłałam, ale nie dotarły, bo WU uznało że to oszustwo. Cała kwota wróciła. I tu – wiem – powinnam zakończyć akcję. Kapitan bardzo się zdenerwował, niby chciał pozwać WU, ponieważ obraża porządnych ludzi nazywając ich oszustami.

Chciałam się wycofać, ale kapitan zaproponował, abym zrobiła przelew na konto. Graham cały czas zapewniał, jak cieszy się na spotkanie, jak syn cieszy się z tego że jestem. Piękna gra emocjonalna. Zrobiłam to.

Następnego dnia dostaję wiadomość, że mam wstrzymać przelew, bo właściciel konta jest po wypadku i znajduje się w śpiączce. Co oznacza, że nikt tych pieniędzy nie podejmie. Zaczęłam procedurę w banku, ale poinformowano mnie, że małe szanse, abym dostała pieniądze. To, że kazano mi wstrzymać przelew, miało mnie chyba utwierdzić w przekonaniu, że wszystko jest prawdą.

Po kilku godzinach kapitan, jakby poczuwając się do winy, zaproponował, abyśmy zdobyli 700 euro, a on dołoży 600… Później zwrócimy. Nie zgodziłam się. Kolejny raz powinnam odpuścić.

Po jakimś czasie kolejna rozmowa z kapitanem. Otóż mam wstrzymać procedurę bankową, bo on rozmawiał z dyrektorem tego banku i z racji tego, że jest to konto wojskowe, pieniądze będzie można pobrać. Potrwa to kilka dni.

Na początku jeszcze się łudziłam
I tu wykazałam się największą głupotą. Zgodziłam się, wstrzymałam procedurę. Z Grahamem nadal miałam piękny, w miarę regularny kontakt. Po Świętach mieliśmy się spotkać, zaraz po misji, którą miał jeszcze odbyć. Ale wszyscy nagle zamilkli.

Na początku jeszcze się łudziłam, wiadomo – na wojnie nie ma kontaktu. Dodatkowo zaczął pisać do mnie jego syn. Idealne dopełnienie całego oszustwa. Napisałam do kapitana z prośbą o wyjaśnienie jak wygląda sytuacja z pieniędzmi. Cisza. 1 stycznia, po dziewięciu dniach, dostaję wiadomość od Grahama.

Wrócił z misji, jest ranny w nogę. Twierdzi że jest częściej w centrum medycznym i dlatego nie ma z nim kontaktu. Przesłał mi zdjęcia z akcji, o które wcześniej prosiłam, łącznie z nogą po postrzale. Przesłał mi swoje zdjęcia w mundurze polowym, zdjęcie karty identyfikacyjnej. Twierdzi, że oficer, który ma go zastąpić, już jest na statku a on sam powinien niedługo wyjechać. I kolejna prośba o 600 USD, na przelot z morza na ląd itp.

Na moją reakcję, że nie dam pieniędzy i kończymy tę konwersację, zarzekał się, że znajdzie sposób, aby przyjechać. Dołączył kolejną historię, otóż podczas misji natknęli się na dużą ilość narkotyków i pieniędzy. Część pieniędzy oficerowie zatrzymali i podzielili między sobą. Ale nie może ich teraz użyć, bo za przelot należy zapłacić przelewem...

Jestem pod wrażeniem, jakie to było sprytne
Straciłam 6 tys. zł. Ale nie tylko. Mam zamiar udać się na policję, taki wstyd. Ale to jedyna słuszna decyzja w tej historii. Nie łudzę się, że odzyskam pieniądze, ale, kto wie, może gdzieś są podobne zgłoszenia. Najtrudniej jest zaakceptować to, że ufność pokładana w ludziach tak boli. Taki koniec. Sama jestem pod wrażeniem, jakie to było sprytne.

Jestem osobą wykształconą, a urobili mnie jak dziecko. A tak naprawdę dałam się złapać właśnie na dziecko i wiarę, jaką posiadał Graham. Nie podaję danych, ale niech ta opowieść będzie ostrzeżeniem. Teraz wiem, po jakie środki sięgną oszuści aby osiągnąć cel. Drogo zapłacę za swą naiwność.