"Wszyscy jesteście wypier****". Dziennikarz ma dość, teraz opowiada nam, jak wygląda praca w TVP

Aneta Olender
– To było z góry powiedziane, że bez względu na koszty ten dziennikarz ma biegać i dopaść Adamowicza oraz zadać mu pytanie – opowiada w rozmowie z naTemat Piotr Owczarski. Były dziennikarz TVP ujawnia, jak w Telewizji Publicznej wygląda proces decyzyjny i prowadzenie serwisu. O manipulacjach, propagandzie i stylu pracy opowie też w Parlamencie Europejskim.
Piotr Owczarski został zwolniony z TVP w 2017 r. Fot. archiwum prywatne
Piotr Owczarski z TVP związany jest od 18 lat (z krótkimi przerwami). Przygotowywał także materiały na antenę Polsatu. Po tym jak został zwolniony z TVP Info w 2017 roku, rozpoczął walkę z telewizją.

Pisma, w których opisał praktyki tam panujące, trafiły do Kancelarii Prezydenta, kancelarii ówczesnej premier Szydło, do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, do ministra Piotra Glińskiego, do Rady Mediów Narodowych, Rzecznika Praw Obywatelskich oraz do Ministerstwa rodziny, pracy i polityki społecznej.

Chociaż TVP została wezwana do wyjaśnień, działania nie przyniosły oczekiwanych efektów, dlatego postanowił pójść o krok dalej. 22 stycznia o tym, jak za rządów PiS działa Telewizja Polska, opowie w Parlamencie Europejskim. Będzie miał na to 5 minut.


O czym będzie Pan mówił w Parlamencie Europejskim?

Piotr Owczarski: Znamienna dla mnie jest historia wypadku rządowej limuzyny niedaleko Oświęcimia z premier Beatą Szydło. Zaraz po tym, jak dostaliśmy informację o nim, dyrekcja zarządziła wydanie specjalne. Program został przerwany, ludzie zostali po godzinach i zaczęliśmy wydzwaniać do szpitala, na policję, do Biura Ochrony Rządu, koledzy ściągali gości do studia.

W trakcie wpada dyrektor, bo nie mamy takich obrazków jak ma TVN czy Polsat, oni byli szybciej na miejscu. Zaczyna krzyczeć, że wszyscy do niczego się nie nadajemy, jesteśmy nic nie warci i możemy wypier***  z pracy.  Takie hasła padły. "Ty możesz wypier****, ty już tu nie pracujesz" – powiedział do producenta krajowego! To wszystko w trakcie realizacji programu na żywo. 

Ludzie muszą się skupić, wydać program, muszą składać materiały i w trakcie słyszą od dyrektora Lichoty coś takiego, że nie wiedzą tak naprawdę czy jeszcze pracują, czy mają wstać i wyjść. Ta historia nie jest odosobniona. Dyrektor nawet nie był w stanie przeprosić. Nigdy nie przepraszał. Po dwóch dniach odwołał swoją decyzję.

Jeśli pojawiały się wydania bardzo polityczne i wydania specjalne, to były takie agresywne zachowania. Pewnie dostawał telefon z góry i automatycznie tę swoją złość wylewał na redakcję. Jeden z wydawców TVP Info był także bardzo agresywny.

Niektóre osoby, szczególnie dziewczyny, bały się z nim pracować, bały się krzyków, zwracały się do kolegów z prośbą o to, by ci zamieniali się z nimi dyżurami, tak były spanikowane. Dziś osoby pokroju tego wydawcy kierują kanałem informacyjnym TVP Info.

Ludzie tam pracują w permanentnym stresie. Boją się, więc siedzą i pracują. Mają zapierdzielać i bez dyskusji. Podczas wydań specjalnych krzyki i wydzwanianie do wydawców to było coś normalnego. Też miałem tę nieprzyjemność odbierać takie telefony. Ktoś siedzi, musi się skoncentrować, ponieważ co pół godziny jest serwis, a przychodzi ktoś inny i wywraca to wszystko do góry nogami. Nacisk, presja...
Zdaniem Owczarskiego, prezes Jacek Kurski ma duży wpływ na serwis TVP InfoFot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
Rozumiem, że ma Pan na myśli sytuację, w której ktoś ingeruje w treść, nie z powodu zmieniających się wydarzeń. Chodzi Panu o sterowanie serwisem? Od kogo są dyspozycje?

Nikt tego nie wie. Kiedyś byłem u Kurskiego na spotkaniu i on dzwonił gdzieś i przekazywał jakieś dyspozycje, mówił, że coś gdzieś będzie wyemitowane. Czy to się dzieje non stop? Tego nie wiem, ale myślę, że to wychodzi od niego. On bardzo mocno ingeruje w kwestie redakcyjne. 

Na przykład robił takie numery, nie wiem czy to były złośliwe zachowania, ale była prezentacja nowej ramówki i wysyłali dziennikarza i ten materiał miał się ukazać o 15:30. On specjalnie przez godzinę na przykład nie schodził na rozmowę przed kamerą. Schodził 20 po i chciał, żeby ten materiał o 15:30 był pokazany w programie.

Pięć osób potem ogląda ten materiał z udziałem Kurskiego, żeby wszystko było ok. Podobnie było z materiałami o programie 500 plus. Przy realizowanej przez telewizję kampanii na temat programu musieliśmy pokazać spoty promujące program. Wydawca dnia ogląda każdy materiał i zastanawiał się nad każdym słowem napisanym przez dziennikarza.

Wyglądało to kuriozalnie, bo widziałem strach w oczach wydawczyni dnia.  Ludzie się boją, bo wiedzą, że jeśli coś byłoby nie tak,  mogłyby polecieć głowy. Prezes telewizji jest tyranem i ludzie się go bardzo boją. Jestem przekonany, że te dyspozycje wychodzą albo bezpośrednio od niego, albo od kogoś kto jest jego prawą ręką.

Nie wiem czy jest na tyle głupi, żeby to on wydawał te polecenia, bo zawsze ktoś to może nagrać. Kurski jest arogancki i ma dwie twarze. Do widzów się uśmiecha i jest potulny, a w rzeczywistości zachowuje się inaczej. Kilka dni po mojej wizycie w jego gabinecie przestał odbierać ode mnie telefony. Zadzwoniłem z numeru zastrzeżonego i wtedy usłyszałem, że straciłem zaufanie u niego, jestem nielojalny - nie wiem co to miało znaczyć, ale on nie będzie ze mną rozmawiał.  

Natomiast tam jest jakiś człowiek, który był człowiekiem od noszenia parasolek, o tym prasa się rozpisywała, i on jest jego taką prawą ręką do nadzorowania TVP Info (Paweł Gajewski przyp. red.).

Jeśli nawet nie Kurski wydaje te polecenia, to jest to ktoś, kto wyraźnie przekazuje jak pewne rzeczy mają być robione. Często wydawcy dostawali telefon albo przychodził dyrektor lub wydawca dnia i dyktowali oni paskowemu, co ma pisać na tym słynnym już pasku. Dyrektor Lichota robił tak nie raz, nie dwa. Zdarzały się sytuacje, że potrafił ludzi ukarać, dzwonił i zwyzywał panią, która wpisywała te informacje na pasek i potrafił jej zabrać pieniądze. 

Cały dzień pracowała za darmo, albo za złotówkę. Z jego punktu widzenia jakiś tekst był źle napisany. Nie merytorycznie, tylko z jego punktu widzenia powinien być mocniejszy. 

Widziałem ludzi, szefostwo stacji na różnych poziomach, którzy stojąc z telefonem w ręku, dyktowali dziennikarzom, co mają pisać, w związku z tym ktoś te dyspozycje musiał wydawać. Są dwie możliwości, albo dyktowała je osoba z centrali, bo nie ma innej możliwości, nie ma nikogo nad nimi już, albo jakiś polityk dzwonił. Zawsze było tak, że przy takich tematach jak np. wypadek Szydło, ktoś stał nad głową i dyktował jak ma to być napisane.

Ludzie byli mocno zastraszeni. Jak były tematy polityczne, to ci ludzie się trzęśli bo było wiadomo, że cokolwiek napiszą to i tak będzie źle.

Pracujesz w TVP? Chcesz się podzielić swoją historią? Pisz na adres kontakt@natemat.pl. Gwarantujemy anonimowość!


Bądźmy szczerzy, politycy zawsze mieli wpływ na to co dzieje się w TVP, co ukazuje się na antenie. Pytanie brzmi raczej, jak duże są te wpływy?

Prawda jest taka, że zawsze mieli. Też były telefony od PSL-u czy PO, tylko to było w takich ramach racjonalności. Nigdy jednak telewizja nie była pod wpływem jednej partii, tak jak jest to teraz. Gdzieś był mimo wszystko rozsądek w tych programach. Nie przypominam sobie, żeby tak agresywnie atakować kogokolwiek. Natomiast teraz widać, że ten wpływ jest ogromny. Mogę to nazwać brutalną ingerencją.

Politycy PiS w TVP Info często czują się jak u siebie. Tak samo Misiewicz czy Macierewicz zachowywali się jakby byli u siebie. Często się spóźniali do programów i mieli taki stosunek lekceważący. Nikt nigdy ich nie skrytykował.

Jak przyjeżdżał prezes Kaczyński do telewizji, to pojawiała się policja, dodatkowa ochrona w portierni,  zawsze przyjeżdżał też Kurski i wszyscy biegali wokół prezesa PiS. To pokazuje, że ewidentnie ten wpływ polityki jest ogromny. To pokazuje też wielką uległość. Obrazuje kto i jaką rolę pełni w tym całym mechanizmie. 

Mechanizmie propagandy sukcesu?

Też mi się nie chce wierzyć, że ta propaganda sukcesu powstała w telewizji. Siedzieliśmy i nagle słyszymy, że jest wielka akcja. Tak było choćby w przypadku 500+. Były łączenia z ministerstwem, tu pani Rafalska, tam pani Rafalska. 

W kilku miastach Polski, ustawione kamery i my się łączyliśmy z ludźmi, którzy mieli pokazać ten sukces. Tak samo później było z posterunkami policji. Każdy posterunek policji, który gdzieś powstawał, to zawsze było łączenie na żywo.

Każdy ruch, każdego z ministrów był pokazywany, chociaż 45 sekundowy fragment. To też był absurd, nagle się okazywało, że każdy minister gdzieś coś robił np. Zalewska gdzieś na jakąś wieś jechała i miała jakieś spotkanie i nie było tam nic znaczącego, ale miało być pokazane.

Prawda jest taka, że w ciągu ostatnich trzech lat nie powstawały materiały negatywne. Mimo że ci ludzie robili rzeczy złe. Ta spirala strachu jest tak wielka, że nawet jeśli jakiś polityk PiS powie coś dziwnego lub głupiego to oni udają, że tego nie ma. 

Gdyby nawet ktoś wpadł na taki pomysł, to byłby on automatycznie zduszony w zarodku, a jego autor wyrzucony z telewizji. Tam można wyrzucić ludzi z dnia na dzień. Zwolnienie kogoś smsem…
Piotr Owczarski, po tym jak go zwolniono, pomocy szukał także w Komisji EuropejskiejFot. Materiały prywatne
Zdarzyło się, że ktoś chciał za bardzo "nadzorować" Pana materiały?

Kazali mi np. setki poukładać inaczej, tak żeby te wypowiedzi zabrzmiały najmocniej. Tak się często konstruuje materiały. Na początku minister czy wojewoda, a dopiero później człowiek, którego dotyczy problem. 

Był też wydawca, który bardzo szybko wskoczył na te pozycję z funkcji asystenta, który chciał donieść na mnie do dyrektora. Przeszedł z Telewizji Republika i od samego początku bardzo negatywie wypowiadał się o opozycji. Bardzo pielęgnował wszystkie smoleńskie miesięcznice, rocznice. 

Nie spodobało mu się, że nie napisałem, że jest to największa w historii Polski tragedia narodowa. W moim tekście było za mało glorii i chwały. Nie był taki jak on to sobie wymyślił. 

Jak trafił Pan do telewizji?

Mając 20 lat zacząłem pracować w TVP 1 w "Kronice Kryminalnej", później były jeszcze "Ekspres Reporterów" w TVP2,  programy podróżnicze w TVP Polonia, programy kryminalne i interwencyjne w TVP Olsztyn, TVP Łódź, no i w końcu serwisy w TVP Info. W Telewizji Polskiej pracowałem z przerwami 16 lat. 

Naprawdę nie pamiętam, żeby ta telewizja funkcjonowała w taki sposób, w jaki funkcjonuje dzisiaj. Kiedyś też były próby nacisków, ale nie aż takie i tak bezczelne. A dziś każe się ludziom do każdego materiału nagrywać kogoś ze środowiska PiS-u.

Tak jest w regionach. W TVP Warszawa nie ma materiału bez udziału kogoś kojarzonego z PiS. Wyjątkiem są materiały o kulturze. W reszcie materiałów krytykuje się np. obecnego prezydenta Warszawy. Co więcej, Telewizja rozlicza go już z obietnic wyborczych, choć ten człowiek pracuje dopiero od niecałych dwóch miesięcy. 

A jak się skończyła ta historia?

O tym, że wyleciałem z pracy dowiedziałem się od osoby, która mnie podzatrudniała.  Wezwali ją do siebie i wręczyli wypowiedzenie mojej umowy, a ja się dowiedziałem od niej, a nie bezpośrednio. Jak zapytałem dyrektora, dlaczego tak się stało, to usłyszałem, że on ma takie prawo.

Przyszedłem do TVP Info w 2016 i moja przygoda trwała rok. Byłem tam wydawcą, później podwydawcą i dziennikarzem. M.in. odpowiadałem tam za łączenia na żywo oraz składanie materiałów do serwisów. Jak przychodziłem, to powiedzmy ta telewizja tak racjonalnie jeszcze funkcjonowała. Nagonka zaczęła się tak na dobre od dyrektora Lichoty, który teraz jest dyrektorem w TVP Szczecin. Kolejną osobą był Pobudzin i dalej to już poszło...

Spodziewałem się tej pracy, której mnie nauczono kiedyś. Chodzi o standardy pracy w telewizji. Pamiętam, że w Olsztynie musiałem zdawać egzamin na kartę ekranową, kartę prezenterską. Pamiętam jak się mówiło o etyce dziennikarskiej, jak się przestrzegało prawa prasowego. Potwierdzało się informację w 3 źródłach. Były komisje językowe, tego było naprawdę mnóstwo. Myślałem, że tak jest dalej.

Jaki schemat działania ma Pan na myśli mówiąc nagonka?

Były takie sytuacje, że było hasło, będzie nagonka na taką i taką osobę. Wtedy się od rana wszystkich asystentów zmuszało do tego, żeby przeszukiwać archiwum. Każą wyciągać różne wypowiedzi, generalnie trzeba zebrać wszystko to, co może uderzyć w daną osobę. Z góry założona teza, że to jest nasz bohater i wszystkie pomyje, które można na niego wylać wylewamy.

Cały dzień wtedy kręci się wokół tego tematu. Napieprzanie od rana do wieczora, żeby tej osobie się mocno dostało. Nie przypominam sobie żeby w innych telewizjach, w których pracowałem były takie nagonki. Wiadomo, że jeżeli temat wymaga większej analizy, to poświęca mu się więcej czasu. Tutaj były wręcz robione wydania specjalne. Jeżeli dobrze pamiętam, to w przypadku Adamowicza i sprawy jego oświadczenia majątkowego też tak było. Wyciąganie Amber Gold, że niby był powiązany, wyciąganie tego zdjęcia z samolotem, jak ciągnie linę. Wszystko, żeby wzmocnić negatywny przekaz.

Dziennikarze z Gdańska z kamerami biegali za nim, mieli go po prostu dopaść. To było z góry powiedziane, że bez względu na koszty ten człowiek ma biegać i dopaść Adamowicza i zadać mu pytanie.  

Takich historii było kilka za moich czasów, ale Adamowicz na pewno był jednym z takich haseł, a drugim była reprywatyzacja i niektórzy klaskali i mówili jak będą w Hannę Gronkieiwcz-Waltz uderzać. Było takie chełpienie się tym. To był cel, kampania kilkudniowa, żeby pokazać jaka władza w Warszawie jest zła.

Kampania?

Można tak to nazwać, to były takie kampanie konsekwentnie realizowane, łącznie z wydaniami specjalnymi. Wszystko po to, żeby można było wydłużyć czas "katowania" kogoś. Dla mnie to było to właśnie.

Ktoś mówił, co ma być konkretnie w materiale? Nie mam na myśli oczywiście dyskusji podczas kolegium.

Jak pamiętam pierwsze kolegia, to dziennikarze proponowali materiały, tematy, były pytania jak chcesz to zrobić, tak jak się to normalnie odbywa. Natomiast ostatnie kolegia, to dziennikarze coś tam powiedzieli, ale nikt tego nie słuchał. Kierownictwo narzucało tematy i wydawcy tylko typowali dziennikarzy, decydowali kto będzie odpowiada za dany temat.

Decydował warsztat i umiejętność językowa. Słabsi dziennikarze mogli sobie z danym tematem nie poradzić, więc typowano, kto zajmie się najcięższym politycznym kalibrem. 

Kreowano to w taki sposób, że narzucano ludziom jakieś tezy i tyle, dziennikarze nie mieli nic do powiedzenia. Na początku była dyskusja i normalne tematy, o wojsku, o jakichś misjach, ale z czasem istniały już tylko tematy polityczne i napierdzielanie. To było najważniejsze.

Rozkaz z góry, że takim tematem się zajmujemy i nie ma dyskusji. Co z tego, że historia była potwierdzona tylko w jednym źródle. Jak ktoś się buntował, to był i tak przegłosowywany. Prezenterzy, którzy tupali nogami i nie chcieli czytać nie do końca potwierdzonych informacji, publikowanych najczęściej w prawicowych portalach, dziś już nie pracują w tej telewizji. 

Efektem jest taka bierna postawa wśród ludzi, którzy tam pracują. Oni się temu poddają i zaczynają to traktować jako normalne. Tak musi być bo inaczej stracą pracę.

To jest przerażające, ale kierownictwo stacji doskonale o tym wie, że ci ludzie mają kredyty, pokupowali mieszkania, oni wiedzą, że to są ludzie na dorobku i wiedzą, że mają narzędzie w ręku, które w każdej chwili może im ten kurek zakręcić.

Pracujesz w TVP? Chcesz się podzielić swoją historią? Pisz na adres kontakt@natemat.pl. Gwarantujemy anonimowość!


Dzisiaj ogląda Pan Telewizję Polską?

Oglądam np. TVP Warszawa i widzę, że w każdym materiale, no chyba że o filharmonii lub o architekturze, ale w każdym innym materiale, czy to jest materiał o autobusach komunikacji miejskiej czy o studzience, to zawsze się wypowiada radny dzielnicy z PiS-u. 

Innych się raczej nie pokazuje. PiS jest wszędzie i widz może odnieść takie wrażenie, że to dzięki tym ludziom i ich dokonaniom jest ten sukces, że Warszawa funkcjonuje dzięki Prawu i Sprawiedliwości.

Nie mówiąc już o tym, że jak była kampania wyborcza, ten hejt i ten atak na wszystkich kandydatów, a szczególnie na Trzaskowskiego, był okropny. Telewizor ział nienawiścią i agresją. Teraz jest tak samo. Po 1,5 miesiąca od momentu, kiedy objął funkcję, rozliczają go. To jest niepoważne. 
16.01.2019 Protest przed redakcja TVP "Stop propagandzie nienawiści"Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
Wracając jeszcze do pracy w TVP Info, rzeczywiście istnieje coś takiego jak czarna lista gości?

Ja tej listy nigdy nie widziałem, nie zajmowałem się gośćmi, ale osoby umawiające gości pracują razem z redakcją, biurko w biurko. Czarna lista jest, choć nie istnieje w formie papierowej, tak przynajmniej mi się wydaje. 

To nie jest tak, że taka osoba ma kartkę i tam jest napisane co i jak, ale jest to wyraźnie powiedziane, że jest grupa ludzi, których się nie zaprasza. To jest duży problem, bo lista gości poprawnych politycznie jest bardzo ograniczona. W efekcie w serwisach informacyjnych powtarzają się te same twarze, non stop.

W Parlamencie Europejskim chce Pan mówić nie tylko o propagandzie, manipulacjach i naciskach. Istotny temat to traktowanie pracowników i współpracowników?

Warunki pracy, ciasnota - stłoczenie ludzi w małym pomieszczeniu, brak kuchni, ciągły stres, oni non stop są w pracy, nie mają w większości prywatnego życia, w każde święta ci ludzie pracują, bo tak są te grafiki układane. U mnie awantura była jak chciałem mieć dwa dni wolnego. 

Non stop siedzi się w pracy, jest się zmęczonym do granic wytrzymałości, plus jest nacisk polityczny, więc nie dziwię się, że ci ludzie zaczynają być agresywni i wpadają w tę machinę takiej propagandy i zła.

Mi też się zdarzało, że miałem dwa dyżury i jeszcze chcieli dać mi trzeci, czyli bym pracował 24 godziny bez snu.

Nie przestrzega się praw pracowniczych. Nie ma umów o pracę, ubezpieczeń, chorobowego, nie ma nawet wody do picia, bo za moich czasów została zlikwidowana. To, co mówi rząd o polityce pracowniczej, o umowach o pracę i przestrzeganiu wszystkich norm, jest w ogóle nierespektowane, absolutnie.

To też trzeba powiedzieć, że w TVP jest prezes, który przymyka oczy na łamanie prawa w TVP Info. Jest to telewizja utrzymywana przez państwo i społeczeństwo, natomiast standardy pracy tych ludzi są tragiczne. Pracują po 14 godz., bez żadnych ubezpieczeń, albo żeby je mieć i móc pójść normalnie do lekarza, to zatrudniają się fikcyjnie w sklepach mięsnych albo u ciotki.

Ludzie są przemęczeni. Pracują po 28, 29 dni w miesiącu. Wbrew pozorom nie ma tam chętnych do pracy i oni ciągle mają braki. Ta firma jest tak skonstruowana, że jak ktoś nie zapierdziela jak maszyna, to nie zarobi tam pieniędzy. 

Nie mogą się przeciwstawić, choć młodzi ludzie często się buntują, ale szepczą pod nosem. Wiedzą, że jeżeli coś głośno powiedzą, to automatycznie w przyszłym miesiącu te dyżury im się zabierze lub za karę dostaną gorsze i mniej. Powiedzenie "nie" automatycznie równa się dużym zagrożeniem utraty pracy.

Skoro brakuje fachowców, to dlaczego się o nich nie dba?

Fachowców się wycina. Zastępuje się ich słabymi dziennikarzami. Nigdy np. nie robili materiałów politycznych, a teraz w TVP Info je przygotowują. Są zadowoleni, że pracują w centrali i mają jakąś pozycję. Takich dziennikarzy jest bardzo dużo, bo wszyscy doświadczeni ludzie odeszli. Byli tak zmuszani do manipulowania, że stwierdzili, że nie będą firmowali tego swoją twarzą.

Wśród tych, którzy zostali, są jednak też tacy, których można nazwać fachowcami?

W TVP Info jest cała masa normalnych, niezideologizowanych ludzi. Są to ludzie zmuszeni sytuacją. Rodzina, kredyty – mówią, że nie mają alternatywy, że przecież inne telewizje nie przyjmą wszystkich. Wiele osób przeniosło całe swoje życie do Warszawy i to też jest pułapka. 

Jest tam jednak cała masa ludzi, która nie jest w stanie przeanalizować otaczającej rzeczywistości. Mają tylko wbite do głowy, co jest słuszne i w to wierzą. Nie robią tego dla pieniędzy... To jest najbardziej niebezpieczne.

Z drugiej strony jest tam też sporo młodych ludzi oderwanych od rzeczywistości. Oni nawet nie wiedzieli kto kim jest w rządzie. Ci ludzie mają bardzo niskie kompetencje, ale w tej telewizji nikogo to nie interesuje. Jak są ludzie myślący, to się o nich nie dba, są jeszcze bardziej na celowniku.

Mają doświadczenie, potrafią analizować, wyciągać wnioski i tych ludzi się usuwa. Pozostali bezrefleksyjnie wykonywali polecenia. Jak powiedzą, że ma tak wyciąć, to tak wytnie, jak powiedzą, że ma napisać, że jest głupi czy mądry, to tak napisze. 

Dużym problemem tej telewizji są ludzie z Telewizji Republika. Oni dostają swoje programy, dostają stanowiska i rozdają karty. Pozostali są sfrustrowani, bo wiedzą, że ich doświadczenie zawodowe nie ma żadnego znaczenia. Liczy się realizowanie tej ideologii za wszelką cenę, nieważne kim. I to jest dramat. Czy to jest fachowiec czy nie, to nie ma znaczenia. 

Dlaczego Parlament Europejski?

Instytucje w Polsce zawiodły. Dlatego i ja się bardzo zawiodłem, bo sprawę zamieciono pod dywan i uznano, że skoro Telewizja przedstawiła kontrę, to jej stanowisko jest jedyne słuszne. Uznałem, że skoro jest taka sytuacja, są presje psychiczne, a państwo uznaje za słuszne tylko zdanie jednego człowieka, czyli prezesa i nie daje wiary innym ludziom, to trzeba było zaapelować do instytucji europejskich: Komisji Weneckiej, Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego o pomoc. 
 
Wysłałem też pismo do szefa Platformy Obywatelskiej. Zapytałem go o to, czy Platforma jako opozycja pomogłaby mi przygotować konferencje w Sejmie, bo chciałem poinformować o tym co się dzieje w TVP, w jaki sposób traktuje się tam ludzi. Do dzisiaj nie dostałem żadnej odpowiedzi.

Na mój list nie odpisał też prezydent Andrzej Duda, ani prezes Jarosław Kaczyński. Pisma były wysłane tradycyjną pocztą, listem poleconym. Władza jest bardzo arogancka i nie pomaga - jest głucha na krzywdy dziennikarzy. System funkcjonuje iluzorycznie i to jest dla mnie państwo teoretyczne.

Pracujesz w TVP? Chcesz się podzielić swoją historią? Pisz na adres kontakt@natemat.pl. Gwarantujemy anonimowość!