Brutalne kulisy MMA. Zawodnicy opowiadają o mitycznej sławie i pieniądzach

Adam Nowiński
MMA to sport, który zyskuje co roku nowe rzesze kibiców. Ale nie każdy wie, jak wyglądają kulisy tej dyscypliny. O tym opowiadają sami zawodnicy. Mówią ile poświęcili, co przeżyli i przed czym uciekali.
MMA to ciężki kawałek chleba. Fot. Kornelia Głowacka-Wolf / Agencja Gazeta
Mieszane sztuki walki, czyli MMA to ciężki kawałek chleba. I nie chodzi o to, że to po prostu sport. Tak po prostu jest, co widać w opowieściach samych zawodników, z którymi rozmawia Dawid Karpiuk w najnowszym wydaniu "Newsweeka".

Nie rzadko bywa tak, że osoby, które walczą w klatce mają za sobą ciężką przeszłość i nagrodą w ich pojedynku nie jest pas, tytuł, czy pieniądze, ale często normalne, spokojne życie.

Taki cel w MMA ma Krystian Kaszubowski, 24-latek z Tczewa. Jego ostatnie dwie walki w klatce trwały w sumie niecałe trzy i pół minuty. Pierwsza z nich (nokaut w 70. sekundzie) była jego debiutem w KSW, największej w Europie i jednej z trzech największych organizacji promujących MMA na świecie.


– Moja przygoda zaczęła się, gdy miałem piętnaście, szesnaście lat . Na początku siłownia, wiadomo. Potem kick boxing. Dogadałem się z tatą, że nie dawał mi kieszonkowego, tylko raz w tygodniu pięćdziesiąt złotych na dodatkową dietę. Oprócz tego, co jadłem w domu, kupowałem sobie jakąś pierś kurczaka, różne zdrowe rzeczy – opowiada.

– Co człowiek dostał jakieś pieniążki na święta, czy jakąś okazję, to inwestował w siebie. A to dieta, a to suplementy, a to treningi. Ja jestem z natury spokojny. Biegało się po osiedlu, wiadomo, ale agresywny nigdy nie byłem. Niektórzy koledzy się na tych ławkach zasiedzieli. Ja nie miałem czasu, bo był sport, na tym się skupiłem – dodaje.

Da sie zarobić kokosy?
Ale MMA pomimo show i całej oprawy, to ciężka praca, która często po prostu się nie opłaca. Krystian pomimo że swoją pierwszą walkę wygrał i zarobił 500 zł, to i tak na przygotowania wydał więcej. A jeśli ktoś myślał, że z tego sportu da się utrzymać to jest w błędzie.

Z relacji Kaszubowskiego wynika, że wielu jego kolegów normalnie pracuje zawodowo. On przy produkcji bram garażowych, a inni jako np. bramkarze przed klubami. Każdy z nich w międzyczasie trenuje, żeby osiągnąć swój cel.

– Jak wygram, to się będę utrzymywał ze sportu. Chciałbym się poświęcić sportowi, z czasem zacząć trenować innych. Tak już ten sport jest w człowieku, że do końca życia będzie chyba w tym robił – stwierdza.

Ucieczka
Na treningi do Karola Kosaka przychodzi wiele dzieci z trudnych środowisk. Dla nich to ucieczka od szemranego towarzystwa, a czasami nawet terapia.

– Dla wielu dzieciaków być jak Mamed Khalidov czy Borys Mańkowski to szczyt marzeń. Większość nie zdaje sobie sprawy, jaka to jest droga. Ile trzeba poświęcić czasu, pracy, siły, na ile imprez nie można pójść. (...) Trzeba im pokazać, że są potrzebni na świecie. Wiesz, jaki to jest dla nich szok? Że mogą osiągnąć jakiś cel, że są ważni, coś potrafią – mówi Kosak.

– Sprawdzasz obecność na treningach, to jest kolejny szok, bo taki dzieciak zwykle wraca do domu, kiedy chce. Ojciec w pracy albo po drinku. Matka z głową w rachunkach. Dzieciak trafia na salę treningową i trener mu mówi: 'Pracujesz, doceniam to, jesteś tu mile widziany'. Trener czasem musi zastępować życiowy drogowskaz – stwierdza trener.

Jakie są losy innych zawodników MMA? Jakie są ich historie? O tym przeczytasz w najnowszym wydaniu tygodnika "Newsweek".
Fot. Newsweek