Pan Jan czy już Janek? Czyli rzecz o tym, kiedy można swobodnie przejść na ''ty''

Marcin Długosz
Co czułbyś, gdybyś odebrał telefon i usłyszał w słuchawce: ''Dzień Dobry. Dzwonię z XXX. Mam dla Ciebie nową ofertę. Jesteś zainteresowany?''. Albo jak podobałaby Ci się sytuacja, gdyby przy kasie sprzedawczyni zapytała Cię ''Życzysz sobie coś jeszcze?''. Odpowiedziałbyś jak gdyby nigdy nic? Uśmiechnąłbyś się tylko pod nosem, a może byłbyś oburzony?
W Polsce nauczeni jesteśmy zwracać się do siebie na Pan/Pani. A kiedy jest ten właściwy moment, by zacząć mówić sobie na ''Ty''? Mat. prasowe
Prawdopodobieństwo, że niejedna osoba w Polsce na tak sformułowane pytania udzieliłaby riposty ''A powiedzieć Pan/Pani, to już nie łaska?'', jest tak wysokie, jak to, że woda zamieni się w lód, gdy temperatura spadnie do 0. Z drugiej strony, w pierwszym akapicie wielokrotnie padł zwrot ''TY'' i nikt raczej nie będzie protestował, bo tak przecież pisze się teksty w sieci.

W kraju nad Wisłą nauczeni jesteśmy zwracać się do siebie na Pan/Pani, chociaż oczywiście są miejsca, gdzie te grzecznościowe więzy możemy mocno poluzować, czego najlepszy przykład stanowią social media, gdzie tytułomania dawno już wyparowała i to niezależnie od wieku czy płci postujących na Facebooku dyskutantów.

Na dobre rytuał przechodzenia na ty zagościł w korporacjach. To wynik korzystania z zachodnich wzorców. W ten sposób skraca się dystans między pracownikami w przekonaniu, że większa swoboda w relacjach międzyludzkich przełoży się na większą efektywność pracy całego zespołu. Kto pracuje w korpo, szybko wsiąka w taką ''bezpańską'' atmosferę.
Wspólnota sąsiedzka to w Polsce często martwy byt. Według badania co drugi Polak nie zna nawet imienia swojego sąsiadaMateriały prasowe
Czy to dobrze, czy źle, że polski język wciąż posiłkuje się w mowie zwrotami grzecznościowymi Pan/Pani, nie czas i nie miejsce oceniać. Dla jednych to filar kindersztuby i wyraz szacunku dla rodzimej tradycji, dla drugich przejaw feudalnej mentalności i przeszkoda na drodze wprowadzenia równości w codziennych kontaktach towarzyskich.

Bez względu na punkt widzenia każdemu wcześniej czy później zdarza się przejść z kimś na Ty. Mimo że między Polakami z różnych powodów wyrasta coraz większy mur (jak wynika z badań CBOS-u ponad 65 proc. Polaków utrzymuje dystans w relacjach z sąsiadami i nie ma z nimi bliskich kontaktów, a badania innego ośrodka informują, że co drugi Polak nie zna nawet ich imienia), to przecież mamy więcej niż kiedyś okazji, by mówić sobie po imieniu. Wystarczy tylko chcieć.

Raczej nie ma co oglądać się na innych, oczekując, że zmiana przyjdzie z góry, tak jak miało to miejsce chociażby w Szwecji, gdzie pod koniec lat 60. XX wieku przeprowadzono reformę. Tzw. ''du-reformen'' wprowadziła mówienie sobie na Ty niezależnie od wieku, wykształcenia i statusu, wprowadzając rewolucję w społeczeństwie, z którego ust padały niegdyś tytuły w stylu ''panie dyrektorze generalny XXX''. Dzisiaj nawet do króla i premiera mówi się tam jak do brata.

Taka ogólnokrajowa reforma w naszej rzeczywistości to na razie science fiction. Póki co lepiej szukać oddolnych metod. Na przykład okazji do spontanicznego nawiązywania relacji, których zwieńczeniem jest rezygnacja z tytułowania się Panem/Panią. Rzecz przecież nie w tym, by mówić sobie na ty dla samej sztuki mówienia, tylko pielęgnować z ludźmi na tyle dobre relacje, by taka forma komunikacji była czymś naturalnym, bo wyrazem czystej sympatii.

Na dobry początek poznajmy ogólne zasady savoir-vivre'u. Według nich przechodzenie na Ty proponują osoby starsze młodszym i kobiety mężczyznom, a w sytuacjach biznesowych szef swoim podwładnym, pracownicy wyższego szczebla pracownikom szczebla niższego, a klienci swojemu usługodawcy. Wszystko jasne? W porządku.
Krótka wspólna podróż windą to dobra okazja do nawiązania znajomości z zupełnie nieznanym sąsiademMateriały prasowe
Teraz rodzi się pytanie, kiedy jest ten właściwy moment, by przestać sobie ''panować/paniować''. Wszak sąsiad, z którym w życiu nie zamieniliśmy nigdy słowa, zrobi wielkie oczy, gdy nagle zaskoczymy go pytaniem ''jak się miewasz?'', a starsza pani z działu kadr skrzywi się, słysząc z ust nowo zatrudnionego żółtodzioba ''czy masz już dla mnie tę umowę''?

W przypadku miejsca pracy dobrym sposobem na skracanie dystansów są spotkania integracyjne. Jeśli w firmie nie panuje na co dzień korporacyjna nowomowa, to chociażby wspólne wyjście do pubu po pracy potrafi zdziałać cuda w poluzowaniu gorsetu zawodowych znajomości. Nie trzeba czekać, aż na Gmaila wpadnie wiadomość od kierownictwa z propozycją organizacji takiego wydarzenia. Można samemu wyjść z inicjatywą z myślą o mniejszym gronie np. własnym dziale.

Wspólna praca nad jakąś szlachetną ideą to w ogóle czarodziejski patent na przełamywanie barier w kontaktach z ''obcymi''. O potędze tej magii można przekonać się, udzielając się we wspólnotach sąsiedzkich. Tak, w Polsce ''wspólnota sąsiedzka'' to niestety nad wyraz często martwy byt (pod tym względem miniony ustrój był jednak lepszy), ale nic nie stoi na przeszkodzie, by to zmienić. W końcu tak niewiele potrzeba, aby przywrócić go do życia.

Zajęcia w lokalnych domach kultury, wspólny udział w regularnych akcjach dobroczynnych, solidarność w pracach osiedlowych czy chociażby uczestnictwo w walnych zgromadzeniach spółdzielni – wszystko to służy, by sąsiad z drugiego końca korytarza przestał być nieznanym Panem Janem, a stał się z czasem Jankiem, z którym można kraść przysłowiowe konie.

Niekoniecznie trzeba występować z propozycją akcji przez duże ''A'', rozwieszając np. ogłoszenia na klatce. Pierwsze lody da się przełamać chociażby w windzie, gdzie, zamiast milczeć jak kamień, można podpytać o samopoczucie, opinię na temat osiedla czy nawet z braku laku o pogodę. Na jednym z osiedli rozwiązać języki w windzie pomógł otwarty w niej... bar. Nie musimy oczekiwać podobnej niespodzianki u siebie w bloku, jest to jednak niewątpliwie przykład ciekawego tematu do zagajenia rozmowy.
Na jednym z osiedli w windzie otwarto bar, aby zacieśnić sąsiedzkie relacje YouTube / Tyskie
Nie uda się? Trudno. Zawsze jednak warto próbować, aby chociaż w tej naszej najmniejszej ojczyźnie otworzyć się na innych i dostrzec, jak wiele może nas łączyć.

Artykuł powstał we współpracy z marką Tyskie